Obiecałem coś swojemu bratu tuż przed jego śmiercią i nawet tego nie mogłem zrobić. Byłem tak chujowy, że nawet ostatniej prośby Williama nie wykonałem, a to tylko dlatego, że byłem samolubny. Wolałem całymi dniami siedzieć i pić do ostatniej butelki, wydawać kolejne pieniądze na narkotyki, czy nawet ściągać na dno za sobą innych. Nie dotrzymałem pieprzonej obietnicy, ponieważ sam wewnętrznie kolejny raz umarłem. Oddałem kolejną cząstkę siebie, twierdząc jasno i wyraźnie, że nie potrzebuje już uczuć.

Uczucia mnie niszczyły i były niepotrzebne. Nie chciałem już nigdy więcej czuć, ale nie byłem cholernym wampirem z serialu, który oglądałem ze śliczną brunetką, tylko człowiekiem, który był zmuszony czuć nawet wbrew swojej woli. Byłem nawet zmuszony żyć, chociaż coraz bardziej tego nie chciałem, a robiłem to tylko ze względu na rodzinę, która nie dałaby sobie rady po kolejnej śmierci.

— Niech moi ludzie przygotują samolot, szykuje nam się wesele. — spojrzałem na nią, a ona uniosła brwi, jakby się przesłyszała.

Chciałem mieć to już za sobą.

POV: MADDY

Oparłam się o kierownicę swojego samochodu, patrząc przed siebie na stary budynek, który przywołał mi setki wspomnień. Przygryzłam dolną wargę, po czym wysiadłam z samochodu, kierując się prosto do wejścia. Tak jak ostatnio nie było zabite deskami, przez co mogłam swobodnie wejść. Stanęłam po środku wielkiej fabryki rozglądając się dookoła, czując nagle rosnącą we mnie nostalgię.

„- Okej, to zaczyna być straszne. - przyznałam ściskając mocniej palce. Odwróciłam głowę w stronę bruneta, ale on jedynie się roześmiał, przewracając komicznie oczami.

Moje serce przyśpieszyło, gdy zatrzymaliśmy się pod jakąś opuszczoną fabryką. Po obdrapanym i zardzewiałym napisie mogłam rozpoznać jedynie, że była to stara fabryka farb. Przeniosłam zdenerwowane spojrzenie na chłopaka oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi."

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym skierowałam w kierunku schodów, które specjalnie dla mnie zamontował, żebym mogła wejść ze swoją suknią balową na dach. Doskonale pamiętam, co wtedy dla mnie przygotował, jak wspólnie tańczyliśmy i jak wszystko było piękne. To była jedna z naszych wspólnych, cudownych chwil o których nie chciałam nigdy zapomnieć.

Po chwilowym siłowaniu się z włazem, który zwykle otwierał William, udało mi się wejść na sam dach. Otrzepałam swoje rurki, a następnie uniosłam wzrok spoglądając przed siebie. Ten widok za każdym razem zapierał mi dech w piersiach, odbierał mowę i zachwycał każdego razu na nowo.

„- Czyli co...

- Czyli jesteś pierwsza, Aniołku."

Zacisnęłam wargi, po czym ruszyłam w kierunku krawędzi, żeby usiąść i ze spokojem popatrzeć na rozciągające się przede mną miasto, które pochłonęło się w intensywnym ruchu. Pełno samochodów, biegających ludzi i masa natłoku, ponieważ było południe, a wtedy Meerbey City zaczynało żyć. Zabawne było, jak wszystko pozostawało takie samo. Ktoś umierał, ale świat toczył się dalej, coś się zmieniało, ale on nadal był taki sam, dochodziło do kolejnych zdarzeń, jednak świat niezmieniony.

Przymknęłam na chwilę swoje powieki, przypominając sobie nasze wszystkie, wspólne chwile z tego miejsca. Dzień, w którym mi je pokazał, bal, pierścionki, jego urodziny, czy nawet te wszystkie wspólne chwile, w których przyjeżdżaliśmy tu tylko odpocząć i odetchnąć od paskudnej rzeczywistości. To miejsce było naszym wspólnym symbolem, punktem który mi przypominał, o tym ile wspólnie przeszliśmy.

Opadłam plecami na zakurzony beton, patrząc prosto w niebo. Niewiarygodne było to, jak jeden człowiek mógł zmienić moje życie. William zawsze był osobą, która mimo wszystko mnie ratowała, był kimś kto oddałby mi ostatni oddech, kiedy razem tonęli byśmy w ocenie. On po prostu był wyjątkowy i przysięgam, że miałam niesamowite szczęście spotkać go na swojej drodze. Wygrałam wszystko znajdując w swoim życiu osobę, która bez wahania zawsze poświęcała dla mnie tak wiele.

Secret Obsession - w sprzedażyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz