Prolog

43 3 4
                                    

»»————- 1713 ————-««

Całe St. Martin, wrzało od plotek. Już od jakiegoś czasu krążyły historie, że udało się złapać jednego z najgorszych piratów Tariq'a Blacka. Potwierdziły się one, gdy gubernator ogłosił publiczną egzekucję. Całe miasto już szykowało się na tą okazję. Część mieszkańców nienawidziła piratów. Pozostała część po prostu cieszyła się na nadchodzącą szczyptę rozrywki.

Tym czasem kilka dni przed egzekucją, w ciemną noc, mrocznymi uliczkami miasta przemykała zakapturzona postać z dziwnym wielkim koszem w dłoni. Po jakimś czasie zatrzymała się przed dość ponurym budynkiem. W oknach wisiały bure zasłony, a samo miejsce było otoczone przygnębiającą aurą. Postać odrzuciła kaptur i w blasku migoczących pochodni, przytwierdzonych do ściany budynku, ukazała się ponad przeciętnie piękna twarz kobiety o niebiesko - szarych oczach i blond włosach. Kobieta położyła kosz przed solidnymi drzwiami budynku i odchyliła koc, spełniający rolę przykrywki. Od razu z pod koca wystrzeliła jasna maleńka rączka i złapała ją za palec. Blondynka nie wytrzymała i ściągnęła koc. W koszyku leżały dwie maleńkie dziewczynki. Ta, która trzymała kobietę miała jasną cerę i sporą ilość jasnych włosów. Miała też oczy podobne do oczu matki, w kolorze burzowego nieba. Druga zaś miała dość ciemną karnację, jeśli można już to ocenić u niemowlęcia, czarne oczy i kępkę kręconych czarnych włosów na główce. Były mniej więcej takiej samej wielkości, chociaż czarnowłosa była troszkę drobniejsza. Gdy kobieta spojrzała na nie, w pierwszej chwili chciała porzucić swoją misję. Nie chciała ich zostawiać w tym okropnym miejscu. Jednak zaraz przypomniała sobie dlaczego tutaj jest.
-"Przecież muszę uratować Tariq'a. Nie po to tak długo o niego walczyłam. Kocham go całym sercem i nie mogę dopuścić do jego śmierci!"
Uśmiechnęła się do dziewczynek.
- Muszę was na jakiś czas tu zostawić. To dla waszego dobra. Muszę coś zrobić by i wy i ono... - gdy mówiła ostatnie słowa odruchowo dotknęła lekko zaokrąglonego podbrzusza. -...mogliście dorastać w pełnej rodzinie.
Miała wrażenie, że dziewczynki patrzą na nią z wyrzutem. Pocałowała w czółko blondynkę, a ciemnowłosej zrobiła krzyżyk na czole. Zakryła kosz kocem. Po chwili załomotała w drzwi sierocińca po czym szybko odsunęła się w jedną z pobliskich uliczek. Po kilku minutach drzwi otworzyły się i kosz wniesiono do środka. Wtedy kobieta rozpłynęła się w ciemnościach nocy.

»»————- ☠ ————-««

- Carol to ty? - rozległ się cichy głos w ciemnościach.
Blondwłosa kobieta gmerała w zamku jednej z cel. Po chwili do krat zbliżył się dość przystojny mężczyzna z opaloną skórą i sięgającymi do ramion czarnymi włosami.
- Miałaś się opiekować Trinity i Candy! Gdzie one są?
- Spokojnie Tariq. Są w dobrych rękach. Pomyślałam, że żeby się dobrze nimi zająć muszą mieć też ojca. - powiedziała wspaniałomyślnie Carol.
- Ale...ale ty jesteś w ciąży. Jak cię złapią to będzie koniec nie tylko dla ciebie, ale też dla dziecka.
- Nic się takiego nie stanie. Nie dam się złapać. Nie martw się. - powiedziała po kilkunastu minutach milczenia kobieta.
- Muszę jednak panią zmartwić. Jesteś aresztowana i skazana na śmierć Carol White. - powiedział lodowaty głos dowódcy garnizonu za jej plecami.

Burzliwe historie "Początki"Where stories live. Discover now