II. Wiedźmowe drzewo

148 22 10
                                    

Ostatni wieczór...

Juniper oplotła wzrokiem swój nieduży pokój. Chciała zapamiętać jak najwięcej drobnych szczegółów. Potrzebowała tego, aby odtwarzać ten obraz w swojej głowie, niczym taśmę ze starym filmem w sali kinowej. Włożyła ostatnią parę dresowych spodni do walizki i zamknęła ciężkie wieczko.

- Jedna torba mi wystarczy - mruknęła pod nosem i usiadła na wypchaną po brzegi walizkę, aby uporać się z opornym zamkiem.

Po kilku minutach walki i paru rzuconych obelgach w stronę miętowego bagażu, udało jej się ją na dobre okiełznać. Dziewczyna opadła na fioletową grubą wełnianą narzutę, którą podarowała je w dzieciństwie mama. Dziergała ją własnoręcznie przez długie wieczory, co sprawiało, że stała się dla Juniper bardziej drogocenna. Miała ochotę zabrać ją ze sobą, tylko gdzie powinnam ją spakować, skoro walizka zamknęła się z trudem. Zerknęła na wybrzuszoną walizkę. Była strasznie rozczarowana, że jej pojemność nie jest taka jaką ona by sobie życzyła.

Przekręciła się na brzuch, podpierając brodę na dłoniach. Wymachiwała ugiętymi nogami, w jakiś dziwny rytm, który zapewne utkwił w jej głowie, kiedy odtwarzała stare płyty babci.
Juniper uwielbiała grzebać w starociach starszej kobiety. Miała wtedy wrażenie, że cofa się do wcześniejszej epoki, a wszystko, co tam znajdowała było interesujące i niepowtarzalne. Dreszczyku emocji dodawał fakt, że robiła to tylko, kiedy nikogo nie było w pobliżu, całkowicie po kryjomu. Uwielbiała przyjemne prądy, jakie rozchodziły się po plecach na myśl, że ktoś mógłby ją przyłapać.

Oczywiście babcia doskonale wiedziała o myszkowaniu w jej kufrach. Jednak udawała, że tego nie widzi, a Juniper, że tego nie robi. Był to ich niemy kontrakt, który z powagą przestrzegały. Babcia uważała, że nie można być za bardzo posłusznym, a granice zostały stworzone tylko po to, aby je przekraczać lub chociaż odrobinę nagiąć.

W większości rzeczy Juniper z babcią rozumiały się bez słów. Inaczej rzecz się miała z jej mamą. Juniper zastanawiała się czasem jak możliwe jest to, że nie miała nawet kropli charakteru swojej matki. Ciepła, pomocna i taktowna, tak można było opisać jej rodzicielkę. Zawsze starała się zadowolić wszystkich dookoła, rozstrzygać konflikty w pokojowy sposób. Babcia zdecydowanie wolała toczyć wojny. Kiedy ktoś wykonał krzywy ruch, który uznała, że w jakimś stopniu ją drażni, bez słowa kierowała w niego działa. Sąsiedzi z pobliża nauczyli się przez lata, aby nie dawać jej najmniejszych powodów do nienawiści. Omijali ją szerokim łukiem, kłaniając się od pasa w dół.
Mama zawsze stała za plecami własnej matki, nigdy nie sprzeciwiła się jej woli i Juniper była pewna, że w rankingu czarownic babcia stała bardzo wysoko.
Choć nigdy o tym nie rozmawiały, była przekonana, że jest ona znakomitą wiedźmą.

Czasem Juniper siadywała na schodach prowadzących do piwnicy i przez dziurkę od klucza oglądała zapierające dech w piersiach czary babci. Uwielbiała słuchać jej zaklinania, choć nie rozumiałam z tego ani słowa, była w stanie poczuć wielką siłę wypowiadanych słów.

Spojrzała na zasłonięte roletą okno. W ciemnogranatowym materiale można było dostrzec sylwetkę czarnego kruka.

- Uparte ptaszysko. Wyglądało na to, że będziesz siedział na tej gałęzi całą noc.
Żeby tak zaczęło padać i zebrała się gigantyczna burza, a jeden z piorunów trafił w twój czarny ogon - powiedziała na tyle głośno, aby kruk dobrze ją słyszał.

Obróciła się na powrót na plecy i założyła przedramiona na głowę. Ostatnia noc w domu, ostatnia wspólna kolacja z mamą i babcią. Czy jeszcze kiedyś tu wróci? Czy dane jej będzie jeszcze zobaczyć rodzinę? Czy może zostanie wyklęta i stanie się zwykłym śmiertelnikiem?
Takie myśli kłębiły się wielką włóczką w jej głowie.

Zakazane Księgi 📜 Kruczy Szpiegحيث تعيش القصص. اكتشف الآن