V. Nie tak zwykli studenci

88 15 8
                                    

Pojazd zatrzymał się na wysadzanym brukową kostką dziedzińcu, dokładnie na wprost drzwi, które swoim wyglądem, przypominały wrota samych piekieł. Na kamiennej, łukowatej framudze, widniały zapiski w bardzo starym, przez wielu zapomnianym już języku. Hebrajskie litery wyryte w kamiennych płytkach układały się w przeróżne wzory. Spirale i mocno wygięte łuki były porozrzucane tak aby na pierwszy rzut oka tworzyć chaotyczną bazgraninę. Jeśli jednak ktoś przyjrzał się algorytmowi dostrzegł powtarzalny schemat zapisany z precyzyjną dokładnością.

Drzwi samochodu uchyliły się, tym samym dając znak, że czas podróży właśnie dobiegł końca. Juniper wysiadła rozglądając się z zaciekawieniem po rozległym placu, Z jednej strony otaczał go rząd równo stojących, wysokich na dwa metry cyprysów. Z drugiej zaś wysokie równo przycięte żywopłoty. Zadarła głowę do góry, aby objąć wzrokiem cały gmach wznoszący się wysoko ku niebu.
Stara budowla była czymś na wzór wielkiego pałacu.
Obserwując osadzone na fasadach wieżyczki, miało się wrażenie, że jeszcze niedawno odbywały tam swoje kary zbuntowane księżniczki.
Choć sam Uniwersytet nie przypominał bajkowego zamku, miał swój magiczny urok. Wiktoriański styl dodawał straszliwego wyglądu a kamienne rzeźby niepowtarzalny styl. Na kamiennych gzymsach siedziały złośliwe, marmurowe gargulce z rozłożonymi skrzydłami. Zdawało się, że są one prawdziwe, być może unieruchomione tylko jakimś podstępnym czarem. Wydawało się, że tylko czekają, aby skoczyć znienacka na plecy zagubionemu wędrowcy, zanurzając swoje ostre kły w jego smakowitej skórze. Każdego z osobna twarz wyrażała inny wykrzywiony grymas. Pomimo że oczy miały z kamienia, dostrzec można było tlące się w nich życie.

Powietrze było ciężkie, choć nad Paryżem wznosiło się bezchmurne niebo. Słońce oświetlało gmach, powodując, że jego cień padał bezpośrednio na Juniper, przygniatając ją swoimi rozmiarami, jakby, zwiastując zły omen. Dziewczyna wyciągnęła swoje rzeczy z zabytkowej limuzyny, a gdy tylko zatrzasnęła drzwi, pojazd odjechał, zostawiając ją zupełnie samą.
Nie, żeby specjalnie ubolewała z tego powodu. Jun nie należała do osób tchórzliwych ani takich które boją się samotności.
Czasami nawet jej potrzebowała, aby uporządkować galopujące myśli.
Aby wyciszyć swoją niespokojną naturę, poskromić tą rozpierającą ją energię, która często brała górę nad zdrowym rozsądkiem.

Silny wiatr targał jej włosy, powodując, że kilka pojedynczych kosmyków łaskotało nos. Obróciła swoją twarz w kierunku bramy, ale zanim zdążyła zrobić choć jeden krok obok zatrzymał się pojazd dokładnie taki sam, którym miała zaszczyt wcześniej podróżować.
Wysiadła z niego czarnowłosa dziewczyna, która natychmiast skierowała na Jun swoje ciemne oczy. Była niczym czarna dama, upiorna, a jednocześnie nieskazitelnie piękna. Czerń oplatała ją od stóp po czubek głowy. Długa tiulowa spódnica, zdobiony czarnymi koronkami gorset oraz tasiemki okalające jej smukłą szyję tworzyły idealną spójność. Długie proste włosy sięgały jej prawie do pasa, a twarz miała niczym u porcelanowej lalki. Na bladych policzkach, widoczne były lekkie smugi jasnego różu, a usta zdobiła krwistoczerwona szminka. Długie czarne rzęsy tworzyły wachlarze wokół ciemnych, onyksowych oczu.

Usta Juniper ozdobił figlarny uśmiech. Oto stoi przede mną kandydatka na wiedźmę, czyli moja rywalka, pomyślała.

Nie było trudno rozróżnić przyszłego maga od zwykłego studenta. Wszyscy byli wszak indywidualistami. Każdy miał niepowtarzalny charakter i niekoniecznie poddawał się panującym zasadom. Odkrycie szczegółów, które charakteryzowały poszczególne rody, nie sprawiało problemu, jeśli posiadało się odpowiednią wiedzę.

Oczy były zwierciadłem duszy, można było zobaczyć w nich wszystko. Jeśli ktoś potrafił zajrzeć wystarczająco głęboko mógł poznać największe sekrety i obawy, jakie skrywała owa osoba. Oczy magów były inne od tych należących do zwykłych śmiertelników. Różniła je barwa, wyrazistość, niepowtarzalne odcienie.
W tym konkretnym przypadku wystarczyło jedno spojrzenie, aby wiedzieć, że dziewczyna pochodzi z rodu rodziny Tepes i przybyła z Rumuni. Była spokrewniona z najbardziej znienawidzonym i wyklętym magiem, samym Vladem Draculą. Jej rodzina nosiła na barkach ciężar nieprzychylności ze strony rady. A odkąd sam Dracula został przeklęty, nikt z rodu nie zasiadł w podziemnych komnatach. Był to wielki cios dla tak dumnej i starej rodziny jaka był ród Topes. Członkowie rady nie ufali nikomu z krwią Vlada. Obawiali się szpiegostwa i konszachtów z tym bezuczuciowym diabłem.
Dlatego cały ród trzymany był na dystans i odgradzany od rzeczy, które miały większe znaczenie dla świata magii.

Zakazane Księgi 📜 Kruczy SzpiegМесто, где живут истории. Откройте их для себя