I. List...

284 33 29
                                    

„Magia ma tysiące barw, aby ją okiełznać trzeba odnaleźć swoją własną"

Drobna dziewczyna z nosem przyklejonym do szyby wpatrywała się w skrzynkę pocztową, która od samego rana pozostawała niezmiennie pusta. Niebieska metaliczna blacha błyszczała, odbijając światło padających na nią promieni słońca. Jak na złość, wizyta listonosza znacznie się opóźniała. Czy musiał gramolić się akurat dzisiejszego dnia, dumała sama zainteresowana, marszcząc przy tym mały szpiczasty nos. Mr Georgel zawsze był przecież punktualny. Zerknęła na kalendarz wiszący nad drewnianym, mahoniowym biurkiem. Zakreślona grubą, czerwoną kreską data, wskazywała na dwudziestego dziewiątego września.
Wciągnęła nosem gorące powietrze, jej ciało przeszły dreszcze rozchodząc się wzdłuż kręgosłupa poprzez długość wszystkich kończyn dochodząc aż do samych koniuszków palców. Czuła dziwny posmak w ustach, a głowa wydawała jej się cięższa niż zwykle.

Emocje, targały jej ciałem, siejąc mętlik w umyśle. Zazwyczaj nie miała problemów z okiełznaniem własnej osoby. Jednak dzisiejszy dzień był zupełnie inny. Niezwykły, wyjątkowy. Mogłaby rzec, że najważniejszy w jej osiemnastoletnim życiu. Oczekiwała go od chwili narodzin. Był wyznacznikiem drogi jaką podąży w przyszłości. Doczesną wędrówką, którą tak niezmiernie pragnęła odbyć.

- Juniper!

Głos babci dochodził z dołu i Juniper była prawie pewna, że wydobywał się z samej kuchni. Wychwytywała echo odbijane od wiszących nad piecykiem patelni. Była dobra w wyłapywaniu stłumionych otaczających ją dźwięków, które inni zwyczajnie pomijali. Bo czy były w ogóle komuś potrzebne. Juniper nie zastanawiała się nad tym. Nie myślała czy kiedyś ta umiejętność jej się przyda. Wychodziło to samo z siebie, tak naturalnie. Trenowała godzinami, kiedy wieczorami leżała już w łóżku. Wsłuchiwała się w dźwięki dochodzące z głębi lasu. Dopasowywała je niczym rozsypane puzzle. Z każdym kolejnym rokiem była w tym coraz lepsza. Był to jej mały sekret, bo Juniper nie dzieliła się z nikim, tym wszystkim co działo się we wnętrzu jej umysłu.

Westchnęła głośno.

Jej babcia była prawdziwą mistrzynią w wyrywaniu domowników z ich pędzących myśli. Zwłaszcza tyczyło się to samej Juniper. Skoro jednak stara kobieta nie pofatygowała się, aby podejść do jej pokoju, mogła ona pozostać głucha na jej wołanie. W końcu to ona miała prośbę skierowaną do Juniper, nie na odwrót.

- Juniper! Masz trzy sekundy, aby zejść na dół. Nie zmuszaj mnie, abym weszła do góry!

Babcia nie dawała za wygraną.
Upór był w ich rodzinie pewnym wyznacznikiem. Cechował prawie każdego członka. Jednak babcia była prawdziwym mistrzem. Jej upór ewoluował do pokaźnych rozmiarów i właściwie nie miała teraz sobie równych. W dodatku była istotą nad wyraz mściwą, nikt nie chciał deptać jej odcisków, zwłaszcza Juniper, przynajmniej w najbliższym czasie.

Dziewczyna lekko niczym lis zeskoczyła z rozległego drewnianego parapetu i gnając w dół jak wicher wykrzyknęła.

- Już schodzę! Nie słyszałam, jak wołasz - kłamała z premedytacją.

Kłamstwo było całkiem sympatycznym narzędziem, jeśli umiało się go odpowiednio używać.

Wbiegła do kuchni obdarowując kobietę uroczym uśmiechem. Ona zaś długim granatowym pazurem nerwowo stukała o blat stołu, uśmiechając się przy tym złośliwie.

- Naprawdę myślisz, że możesz rzucać tak płytkie kłamstwa w moją stronę - powiedziała, poprawiając kosmyk czarnego loka, opadający z jej luźno upiętego koka.

Jej ciemnobrązowe tęczówki, niebezpiecznie wpatrywały się w jasną twarz wnuczki. Babcia Juniper była kobietą wybuchową i temperamentną, trzymanie nerwów na wodzy nie było w jej naturze. Szybko się złościła i dawała odczuć to osobom znajdującym się w jej pobliżu. Jej śniada skóra, marszczyła się od zbyt wysoko podniesionej brwi. Zawsze unosiła tylko jedną i Juniper długie wieczory próbowała powtórzyć ten sam manewr, bezskutecznie. Jej brwi unosiły się zawsze obie, niczym bliźniaki syjamskie.

Zakazane Księgi 📜 Kruczy SzpiegDonde viven las historias. Descúbrelo ahora