00 | TU NIE MA MIEJSCA DLA BOHATERÓW

328 26 21
                                    

W siedzibie DRESZCZu nie znalazłam się całkiem przypadkiem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W siedzibie DRESZCZu nie znalazłam się całkiem przypadkiem. Vince i Mary potrzebowali szpiegów bardziej niż ja swojej głowy. Byłam ich informatorem: przekazywałam wiadomości przez ludzi, którzy wciąż wierzyli w ideały Prawego Ramienia.

Utkwiło we mnie przekonanie, że robiłam coś dobrego dla świata, dlatego każdego dnia wstawałam z łóżka, dlatego obserwowałam, udawałam, że prowadzę badania, a tak naprawdę — cholernie się bałam. Sama byłam przecież szczylem. Głupim, niewdzięcznym bachorem, który marzył tylko o tym, aby wreszcie pojechać na zasłużone wakacje.

Powinnam być teraz w szkole, a nie bawić się w Jamesa Bonda Najnowszej Generacji. Vince i Mary zadecydowali jednak za mnie. Dawno temu, gdy przyjęli mnie i Neda do swoich szeregów, obydwoje się do czegoś zobowiązaliśmy. Wtedy byłam jeszcze za młoda, by ruszyć na samodzielną misję, ale teraz? Ledwo stuknęła mi piętnastka, a oni już wsadzili mi rewolwer do plecaka i odesłali w siną dal.

Ned mówił, że sobie poradzę, ale ja powoli zaczynałam tracić zmysły. Ile tutaj już siedziałam? Trzy miesiące? Tak, dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy na temat DRESZCZu, ale dostawałam białej gorączki od przyglądania się temu, jak wykorzystują dzieci... moich rówieśników.

Cholera, jakie ja miałam szczęście, że Ned odchował mnie w dziczy i jakimś cudem uchronił mnie od podzielenia ich losu.

Teatrzyk ciągnął się w najlepsze.

Tylko jedna osoba, poza naszą skromną, wtajemniczoną grupą szpiegów, wiedziała, po co się tutaj znalazłam, bo przyłapała mnie, gdy cichaczem próbowałam zgrać nagrania z kamer na swojego pendrive'a. Od samego początku była po naszej stronie. I bardzo dobrze, bo inaczej już dawno wąchałabym kwiatki od spodu.

Stukot moich obcasów roznosił się echem po jasnym korytarzu. Przeglądałam na szybko dokumenty, które miałam wręczyć Blue Harrison — niepozornej lekarce, która należała do grona najbardziej zaufanych wtyk Vince'a. Ona miała przekazać je dalej. Modliłam się, żeby wszystko poszło gładko. Cholera, dawno nie czułam takiej bliskości z Panem Bogiem jak właśnie teraz. Nawet zdrowaśki zaczęłam klepać. Pomagało.

W bezprzewodowych słuchawkach od IPoda rozbrzmiewało mi I Knew You Were Trouble Taylor Swift, kiedy mijałam schowek na środki czystości, a czyjaś dłoń zacisnęła się mocno na moim przedramieniu, by wciągnąć mnie do ciasnego pomieszczenia. Drzwi natychmiast się za mną zamknęły.

Już miałam drzeć ryja, ale w porę usłyszałam znajomy głos:

— Wyluzuj, Embry. To ja. — Fakt, tylko jeden człowiek mógł zachowywać się tutaj tak irracjonalnie. Szczególnie teraz. Thomas ewidentnie miał ze sobą problemy. Był pupilkiem Kanclerz i sprawował pieczę nad Próbami Labiryntu. Ta, sprawował nad nimi pieczę, dopóki zaczął pokazywać pazurków. Debil. Na jego miejscu siedziałabym cicho jak mysz pod miotłą i grzałabym dupę na ciepłej posadce, ale nie, Thomas musiał udowodnić, że jest kimś więcej niż tylko zapatrzonym w DRESZCZ patałachem.

W pewien sposób podziwiałam Thomasa za to, że wytrzymał tu tak długo.

Ja już miałam dość.

I chciałam wrócić do Neda.

— Coś znowu odwalił?! — wydarłam japę na chłopaka, gdy ten przekręcił klucz w schowku i zapalił nam światło. Cwany był z niego leszcz czasami. Tutaj nie było kamer, więc mogliśmy rozmawiać swobodnie. Zwykle zamienialiśmy ze sobą jedynie kilka słów podczas pracy przy monitoringu Stref. Dopiero po odgarnięciu swoich długich, czekoladowych włosów z twarzy dostrzegłam, że od Thomasa bił najprawdziwszy strach. Ściskał moje barki, pocierał je delikatnie swoimi dłońmi. Pytanie tylko: kogo starał się bardziej uspokoić? Mnie czy samego siebie?

— Wysyłają mnie do Labiryntu, Embry — odezwał się cicho Thomas, zdjąwszy mi najpierw słuchawki z uszu. Zrobiłam wielkie oczy, chowając prędko moją własność kieszeni spodni. Przez chwilę nie dowierzałam słowom chłopaka, ale po dłuższej obserwacji jego zachowania stwierdziłam, że nie blefował. Głos mu drżał. Właściwie, to cały się trząsł. Biedny Tom. Zaraz puści klumpa w portki, jak to mówiły dzieciaki z Grupy A. — Szukali donosiciela — wyznał, a moje serce zaczęło bić zastraszająco przyspieszonym rytmem. — Tobie nic nie grozi, wziąłem wszystko na siebie.

Czy ulga powinna być tutaj właściwą emocją? Jak mogłam czuć ulgę, gdy Thomas ponosił winę za moje czyny? On tylko się czasami rozgadywał na wiele cennych tematów, ale dzięki mnie Prawa Ręka dowiedziała się, co DRESZCZ planuje robić dalej ze swoimi cennymi Obiektami. To mnie powinni wysłać do tego przeklętego miejsca, nie Thomasa. Thomas może i był głupi, ale miał w sobie zdecydowanie więcej dobroci ode mnie. To ja zasługiwałam na strzał w potylicę. Albo gorzej — na Labirynt.

-— Thomas — rzekłam spokojnie, zagryzając nerwowo dolną wargę — nie musiałeś tego robić. Śmierć to w moim przypadku ryzyko zawodowe.

— Oni i tak planowali to od samego początku. — Thomas uśmiechnął się do mnie słabo i przyłożył mi swoją chłodną rękę do mojego rozpalonego policzka. Oddychałam coraz ciężej. — Mogę to zakończyć, Embry. Raz na zawsze — powiedział stanowczo, zaciskając usta w wąską linię. — Ty musisz się stąd wydostać i odnaleźć swoich bliskich. Powiedz, że na nich liczymy. Zrobisz to dla mnie? — zapytał, przyglądając mi się z uwagą. Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi, szczenięcymi ślepiami. I na cholerę mu to było? Co nam przyjdzie z tego, że Vince im pomoże? Zawsze będą mieli przesrane. Ja przy okazji też.

— Zapamiętaj to sobie, drogi Tommy: tu nie ma miejsca dla bohaterów. To ci może uratować tyłek w Strefie — zacmokałam wreszcie, zerkając z dezaprobatą na chłopaka, który przyciągnął mnie do siebie i umieścił moje drobne ciało w swoim żelaznym uścisku. Szlag by to wszystko trafił. Normalnie, bym się wzbraniała przed taką bliskością nogami i rękami, jednak w głębi duszy, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mogłam też już nigdy więcej nie zobaczyć się z Thomasem.

Bo cholera jedna wiedziała, co DRESZCZ zafunduje mojemu sojusznikowi na tym nędznym padole łez.

𝐀𝐋𝐋𝐈𝐄𝐒 • NEWT [ TST & TDC ]Where stories live. Discover now