Tak sobie wmawiał.

Wszystko wydawało się lepsze niż spojrzenie prawdzie prosto w oczy. Tak naprawdę jego pobudki należały do tych z gatunku niezwykle egoistycznych, co tylko czyniło z niego jeszcze większego kretyna.

Westchnął ciężko i przymknął książkę, spoglądając w niebo — niemalże bezchmurne, o barwie głębokiego błękitu. Pogodę należało określić mianem absolutnie idealnej, szczególnie zważywszy na lokalizację szkoły magii. Nawet w lato nie można było liczyć na wspaniałe warunki atmosferyczne, choć tegoroczne wakacje zapowiadały się nadzwyczaj dobrze — przynajmniej biorąc pod uwagę dotychczasową aurę. Nieliczne obłoki nie potrafiły przykryć jasnego, ciepłego słońca, które nieustannie skłaniało uczniów do opuszczania zamku i spędzania czasu na dworze.

Jedynie poranki były spokojne, jako że studenci wciąż musieli pojawiać się na zajęciach. Neville często korzystał z możliwości odpoczynku na Błoniach; wolał wypełnić przerwy między lekcjami czytaniem dobrych książek albo zwyczajnym rozkoszowaniem się ciszą i sielanką. Lubił wpatrywać się w taflę jeziora i słuchać śpiewu ptaków, które zdawały się podzielać ludzki entuzjazm wobec pogody. Momenty spędzone w samotności pozwalały mu oczyścić umysł, przypomnieć sobie, czym powinien się kierować, a co odsunąć od siebie tak daleko jak to tylko możliwe.

— Profesorze?

Problemy pojawiały się wtedy, gdy jego samotność zostawała zakłócona, a uporządkowane myśli rozsypywały się niczym domek z kart, na który ktoś postanowił złośliwie dmuchnąć.

Neville podniósł wzrok i z niechęcią zwrócił go w stronę Madeleine Johnson. Zastanawiał się, czy nie powinna być przypadkiem na lekcjach, ale uświadomił sobie, że nie miało to żadnego znaczenia. Wciąż znajdowała się tuż przed nim, trzymając w dłoniach kilka książek — bez wątpienia szkolnych podręczników. Może ma jakieś pytanie?, pomyślał z nadzieją i uniósł brwi.

— W czym mogę pomóc, panno Johnson? — powiedział, a ona uśmiechnęła się lekko.

Dopiero wtedy zobaczył, jak zmęczona była. Jej cera nie wydawała się nawet w połowie tak świetlista jak zwykle, a cienie pod oczami stały się znacznie bardziej zaznaczone. Ciągle wyglądała ładnie, ale jego wcześniejsze zmartwienie powróciło ze zdwojoną siłą.

— Mogę się przysiąść?

Otworzył usta ze zdziwienia, po czym zamknął je, marszcząc brwi. Teoretycznie nie byłoby nic oburzającego w widoku uczennicy siedzącej z nauczycielem — tym bardziej, gdy rozmowa toczyłaby się na tematy czysto akademickie, z wykorzystaniem podręczników przyniesionych przez dziewczynę. Mimo to poczuł ukłucie niepewności na myśl o tym, że mógłby świadomie pozwolić jej znaleźć się blisko — bliżej niż w ostatnich tygodniach. Jej spojrzenie zdradzało zresztą prawdziwe zamiary, niemające nic wspólnego z chęcią poszerzania wiedzy z zielarstwa.

— Madeleine... — powiedział ostrożnie, a ona wywróciła oczami.

— Wszyscy moi znajomi i tak wiedzą, że tu przyszłam. Odmowa nie za wiele zmieni — oznajmiła ze spokojem, który silnie kontrastował z tym, co działo się w umyśle profesora.

— Zapewne sądzą, że poszukujesz pomocy w nauce — mruknął sucho, co skwitowała wzruszeniem ramion.

— Oczywiście. Zaskoczę cię, ale nikt nie doszukuje się romansów między nauczycielem a uczniem, jeśli nie ma ku temu bardzo solidnych podstaw. A ty ignorujesz mnie z zaskakującą skutecznością.

Moralność Panny Johnson ✔ [Neville Longbottom x OC]Where stories live. Discover now