Rozdział 10

740 83 28
                                    

Neville dokładał wszelkich starań, by unikać błękitu, chociaż za każdym razem, gdy spoglądał na swoje niebieskie koszule, czuł ogromną pokusę. Dziwnym trafem pokusa ta pojawiała się zwykle wtedy, gdy wisiało nad nim widmo zajęć z siódmoklasistami z Gryffindoru. I choć doskonale wiedział, jak głupie było jego zachowanie, wciąż nie mógł się powstrzymać od zerkania w stronę Madeleine w celu sprawdzenia jej reakcji na znajomy, ulubiony kolor.

Skłamałby, mówiąc, że wzrok dziewczyny, śledzący nieobecnie jego sylwetkę, nie schlebiał mu ani trochę. Wprost przeciwnie — budził satysfakcję i ciepło, rozlewające się po całym ciele gwałtownymi, ale ciągle pieszczotliwymi falami. Wspominał wtedy jej dotyk na swojej klatce piersiowej, nęcący zapach i słowa, odbijające się echem w umyśle. Zdarzało mu się wpatrywać w jeden punkt, podczas gdy myśli błądziły bez celu, kręcąc się wokół tego jednego, niemalże niewinnego wspomnienia, które jednocześnie stało się dla Neville'a swoistym paliwem, dającym mu siłę, by przetrwać.

Był iście żałosny; powtarzał to sobie zresztą zdecydowanie za często, bez żadnego skutku. Przyzwyczaił się do tego określenia na tyle mocno, że przestało ono robić na nim jakiekolwiek wrażenie; stało się synonimem jego istnienia, choć przecież spędził ostatnie lata, próbując wyplątać się z dawnych słabości, zostawić je za sobą. Wiele się zmieniło, temu nie mógł zaprzeczyć, ale...

Ale ona i tak przypominała mu o tym, jak słaby, jak nieznaczący był wobec własnych pragnień.

Pocieszała go myśl, że nie tylko on cierpiał. Madeleine najwyraźniej przestała udawać szczęśliwą i pełną życia; Neville podejrzewał, że usprawiedliwiała się przygotowaniem do OWUTEMów, gdy tylko ktoś pytał o powód dziwnego, melancholijnego nastroju i podkrążonych oczu. On sam nie miał jednak wątpliwości; uczucia gryzły ją coraz mocniej, pochłaniając niemalże całą uwagę. A dowodem tego były plotki, które obiegły Hogwart w ostatnich dniach.

Plotki, które momentalnie przypomniały profesorowi o tym, jak wiele leżało na szali. Madeleine Johnson została bowiem okrzyknięta mianem naczelnej zielarki, gdy podczas lekcji Eliksirów okazało się, że to właśnie zapach liści i mokrej trawy zdaje się pociągać ją najmocniej. Ważenie Amortencji zawsze dostarczało sporo emocji; Neville sam pamiętał moment, gdy po raz pierwszy znalazł się w pobliżu mikstury i jej perłowych spirali. Ze wstydem odkrył, że — w przeciwieństwie do innych uczniów — wcale nie poczuł trzech różnych zapachów, a tylko jeden, jakże podobny do tego wskazanego przez Maddie. Wtedy wydawało mu się to końcem świata, dowodem na to, że nie był normalny. Wątpił jednak, by z panną Johnson rzeczywiście było coś nie tak — poza niezdrowym zainteresowaniem profesorem zielarstwa.

Jego myśli skupiły się więc na innym aspekcie tego niespodziewanego odkrycia; bał się, że ktoś mógłby połączyć fakty i odkryć niezdrową część ich relacji. W końcu... W końcu nietrudno było zauważyć powłóczyste spojrzenia czy przypadkowe dotknięcia. Mogły się wydawać niewinne, całkowicie bez znaczenia, ale w połączeniu z upodobaniami Madeleine... Sprawy zaczynały wyglądać nieco inaczej, a Neville nie potrafił powstrzymać gonitwy myśli.

Co, jeśli Madeleine rzeczywiście powiedziała znajomym o swojej fascynacji? Co, jeśli zdradziła sekret komuś jeszcze — komuś, kto nie wahałby się wykorzystać go przeciwko nauczycielowi? Nie zauważył, by którakolwiek uczennica przyglądała się mu w sugestywny sposób, jednak doskonale pamiętał noc balu, gdy sama Madeleine dała mu do zrozumienia, że jej przyjaciółki wiedzą. Wtedy wydawało mu się to jedynie rzuconymi w złości, na przekór jemu, słowami. Teraz... Mimowolnie zaczął się zastanawiać.

Moralność Panny Johnson ✔ [Neville Longbottom x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz