Rozdział 1

166 24 19
                                    

Adam siedział w pokoju i czytał książkę. Mimo, że zegar pokazywał trzecią w nocy chłopak nie był zmęczony. Jeśli książka go wciągnęła mógł przeczytać ją całą w jedną noc. Rozmyślał o zbliżającym się turnieju piłki nożnej. Bynajmniej nie chciał brać w nim udziału, a nawet jeśli to wuefista w życiu by się na to nie zgodził. W przeciwieństwie do brata, był beznadziejnym sportowcem. Najbardziej lubił czytać książki. Mógł rozmawiać o nich godzinami, ale w szkole nie miał żadnych znajomych, a jego brata to zupełnie nie interesowało. Maciek nie interesował się niczym co wymagało by wysiłku umysłowego. Nie wylali go ze szkoły tylko dla tego, że dobrze grał w piłkę. To właśnie on był kapitanem szkolnej drużyny. O zbliżającym się turnieju opowiadał od miesiąca, zupełnie jakby to była liga mistrzów, a nie rozgrywka ze szkołą w sąsiedniej miejscowości, Żabnem. Szkoła jednak podzielała entuzjazm Maćka i traktowała mecz śmiertelnie poważnie. Zorganizowali nawet stoisko z przękąskami i to on Adam miał być za nie odpowiedzialny. Oczywiście nie był to jego wybór, ale musiał musiał zaliczyć godziny wolontariatu. Nie miał ochoty spędzać całej soboty obsługując bandę licealistów. Zrezygnowany odłożył książkę i poszedł spać.

- Adam! Wstawaj, albo się spóźnimy! - Maciek, już ubrany w strój szkolnej drużyny, stał w drzwiach.
- Jest szósta rano! Mecz zaczyna się dopiero o dziewiątej! - odpowiedział Adam, jeszcze w pełni nie przebudzony.
- Tak ale za to ty otwierasz stoisko o ósmej, a jeszcze musisz wszystko przygotować. Ja też muszę być wcześniej na trening. Nie marudź tylko wstawaj! - Maciek wyszedł z pokoju.

Z Bocianowa do Żabna love storyWhere stories live. Discover now