Rozdział 1

10.5K 430 35
                                    

Two Years Later

Niebo zwiastowało potężną ulewę. Pogoda doskonale dostosowała się do mojego samopoczucia. Jakby wiedziała, że nie ma powodu do radości. Nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. Wyznaczyłem okno jako mój punkt obserwacyjny. Od kilku godzin nie robię nic innego, jak podziwianie smętnego krajobrazu za szybą. Kilku godzin? To mało powiedziane. To mój codzienny rytuał przez conajmniej rok, od kąd wróciłem z trasy, a jedyne co mi pozostało po Ronnie, to mała karteczka z napisem 'Nie szukaj mnie'.

Po powrocie z BelieveTour rozwiązałem kontrakt z wytwórnią, zerwałem kontakty ze starymi znajomymi oraz rodziną Anderson. Za bardzo przypominali mi o niebieskookiej szatynce i moim synku. Muszę przyznać ucieczka i kamuflaż to jej chleb powszedni. Oczywiście, że jej szukałem. Historia lubi się powtarzać. Tym razem wiedziałem dlaczego wyjechała. Z mojego powodu.

Mrugnąłem zaczerwionymi oczami, kiedy za przezroczystą powłoką zaczęły spadać krople deszczu. Po chwili przeistoczyły się w płachtę uniemożliwiającą widzenie odległych części Atlanty. No nic, idealna pora na spacer. Pomyślałem i ruszyłem się ze swojego obecnego miejsca. Znudzonym krokiem zszedłem na dół. Z wieszaka zabrałem szarą bluzę z kapturem i narzuciłem ją na siebie.

Nie przejmowałem się swoim wyglądem. No bo po co? Są ważniejsze rzeczy niż nienaganny wygląd. Miałem ubrane czarne luźne spodnie dresowe ze ściągaczami przy nogawkach, długą białą koszulkę, wcześniej wspomnianą bluzę i białe vansy na stopach. Byłem gotowy do wyjścia.

Na głowę zarzuciłem jeszcze kaptur, złapałem za klucze i opuściłem ogromny dom, w którym od dawna jest nieznośnie cicho. To ta cisza mnie zabija, tak powoli od środka. Czasem przydaje się trochę spokoju, ale może zdarzyć się tak, że przez jego nadmiar można popaść w depresję. Z pewnością mogę stwierdzić, że znajduję się w tej grupie.

Samotnie ze spuszczoną głową przemierzałem mokre uliczki Atlanty. Moje ubrania były całkowicie przemoczone. Co jakiś czas otrzymywałem krzywe spojrzenia od nielicznych przechodniów, którzy starali się uchronić przed deszczem. No tak, tylko ja jak gdyby nigdy nic, spaceruję podczas urwania chmury, w samej bluzie.

Moje nogi prowadzą mnie do domu, w którym się wychowałem. Może brakuje mi bliskości drugiej osoby? To jest nieuniknione. Wiem, że Pattie zawsze jest, kiedy potrzebuję pomocy. Z pewnością jej potrzebuję. Ona także nie wie dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej. Ma do mnie żal, że zostawiłem Ronnie i Sam'a dla Seleny. Gdybym mógł, postąpiłbym inaczej. Boże, dlaczego nie istnieje maszyna wymazująca dany moment z pamięci? Mógłbym wtedy pozbawić Scooter'a tej informacji i wszystko byłoby w porządku. Marzenia. Prycham.

Wbiegam na ganek i dzwonię do drzwi. Z dłońmi w kieszeniach czekam, aż Mallette otworzy mi drzwi. Po odczekaniu kilku minut skrzydło lekko się uchyla, a w progu stoi drobna brunetka, moja mama. Spogląda na mnie. Bierze mnie za rękę i wciąga do przedpokoju.

-Czy ty jesteś niepoważny?! Tak ubrany, w taką pogodę wychodzisz z domu? Chcesz nabawić się zapalenia płuc?! -Dramatyzuje wymachując rękami.

Wzruszam bezradnie ramionami stojąc wciąż w tym samym miejscu. Mi to nie przeszkadza nawet w najmniejszym stopniu.

-No co tak stoisz? Zdejmuj te mokre ciuchy. Jeszcze mi się przeziębisz. -Mamrocze i idzie do kuchni.

Gapię się beznamiętnie w wejście za którym zniknęła i potrząsam głową. Rozbieram się i pozostaję w samych bokserkach. Zanoszę rzeczy do suszarni i rozwieszam je by wyschły. Idę do kuchni i opieram się o framugę drzwi.

-Em, mamo? Mam siedzieć tylko w bokserkach? -Pytam zachrypniętym głosem.

-Mogłeś wcześniej o tym pomyśleć. -Odwraca się do mnie. -Mam gdzieś jeszcze twoje stare ubrania, zaraz ci przyniosę. -Przewraca oczami.

Kieruje się do garażu. Słychać szuranie i zgrzytanie różny przedmiotów. Powraca kilka minut później z niewielkim kartonem. Posyłam jej zdezorientowane spojrzenie na co wzdycha.

-Tu są jakieś twoje rzeczy. Wybierz coś. -Tłumaczy i nalewa wody do dzbanka.

Przyciągam pudełko do siebie i przeglądam ubrania. Wybieram sprane jeansy, czarną koszulkę na ramiączkach z białym napisem London Lions i białą bluzę. Ubieram się i siadam przy stole.

-Justin, nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłeś. Jesteś taki, kiedy znalazłeś wiadomość od Ronnie. Przecież było dobrze. -Zaczyna Pattie.

-Nie mogę ci powiedzieć mamo. -Patrzę na nią smutno.

-Kochasz ją? -Zmienia temat, a ja marszczę brwi.

To głupie pytanie. Kocham ją całym sercem. Wypuszczam powietrze, nie miałem pojęcia, że je wstrzymywałem.

-Tak. -Odpowiadam pewny swojej odpowiedzi.

-Jeśli tak jest to nie sądzisz, że te wszystkie miejsca będą ci ją przypominać? To nie znajomi, a otoczenie nie daje ci o niej zapomnieć. Moim skromnym zdaniem, że powinieneś wyjechać. Ona już nie wróci Justin. -Kończy wyjawiać swoje złote myśli i stawia kubki z parującą herbatą na stole.

Zastanawiam się nad jej słowami. Może ma rację? Rzeczywiście. Spoglądam w dół na swoją koszulkę. Londyn, to jest to! Muszę zacząć nowe życie. Wiem, że będzi mi trudno. Ronnie zawsze będzie zaprzątała moje myśli, ale możliwe że w nowym miejscu jakoś sobie poradzę.

~~~~~

Jest 1! Nie mam pojęcia dlaczego nie mogliście się jej do czekać, opowiadanie jak każde inne, ale idk. Pierwsze rozdziały będą tylko z perspektywy Justin'a. No to, miłego czytania! Kocham Was ❤

Daddy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz