- Łakomczuchy - zaśmiał się Seiya i pogłaskał ciemnoróżowe włosy malucha.

Chwilę później Yaten usłyszał wesołe śmiechy i dźwięk zamykania drzwi wyjściowych. Odetchnął z ulgą i wyszedł z pokoju. Wiedział, że Seiya będzie się na niego dąsał, ale naprawdę nie miał dziś ochoty na wyjścia. Ich pobyt na Ziemi się przedłużał, a mimo miesięcy ciężkiej pracy, nadal nie mieli informacji o swojej księżniczce.

Zielonooki westchnął głośno i udał się do kuchni, po coś do jedzenia. Skrycie liczył, że znajdzie jakieś słodycze. Usagi i Seiya skutecznie narobili mu smaku na coś dobrego, niestety Taiki nie zaopatrzył ich spiżarni w niezdrowe kalorie. Yaten zaklął cicho i złapał za pomarańczę. Dobrze, że choć tego nigdy im nie brakowała.

- Owoce są zdrowe - srebrnowłosy zmienił głos, chcąc przedrzeźniać Taikiego. Tym razem jednak nawet to mu nie pomogło, a pomarańcza wydawała się mniej słodka niż zazwyczaj. Zdenerwowany odstawił talerzyk, na którym nadal leżała prawie połowa owocu i poszedł do salonu.

Mrucząc jak wściekły kot, Yaten rzucił się na kanapę. Złapał za pilota i postanowił zapełnić dzisiejszy dzień jakimś mdłym filmem lub głupim reality show. Z każdym zmienionym kanałem był jednak coraz bardziej zdenerwowany, a westchnienia frustracji powoli zaczął zamieniać na przekleństwa.

- Shimatta - warknął, skupiając wściekły wzrok na niewinnym urządzeniu - nic tu nie ma.

Kou uniósł dłoń i pomasował sobie czoło. Nie rozumiał, dlaczego wszystko musiało być takie trudno. Chciał tylko odnaleźć Kakyuu-hime i zapewnić jej bezpieczeństwo. Zamiast tego utknął na jakiejś obcej planecie, a co gorsze Seiya zaczynał się czuć tu jak w domu. Taiki też wiecznie gdzieś znikał i Yaten miał wrażenie, że tylko on stara się zachowywać odpowiedzialnie, jak na Sailor Starlight przystało.

Pogrążając się w swoich myślach, zielonooki oparł głowę o miękką poduszkę i ułożył się wygodnie. Liczył, że taka pozycja pozwoli mu odprężyć ciało, by umysł mógł pracować. Nie przewidział jednak, że jego organizm miał inne plany i już chwilę później pokój wypełnił jego miarowy oddech, gdy on sam marzył o kwiatach Kimnoku-sei.

Yaten obserwował motyle, jakie występują tylko na jego ukochanej planecie. Istoty te były wielkości małych ptaków, a ich skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Z uśmiechem wystawił dłoń, licząc, że któryś postanowi na niej wylądować. Wierzył, że Kakyuu-hime ucieszyłaby się z takiego gościa w jej ogrodzie. Nagle jednak wśród odgłosów trzepotu skrzydeł, wyłapał inne dźwięki, które wydawały się nie na miejscu.

Zacisnął mocno powieki i spróbował zrozumieć, co się dzieje. Szybko zdał sobie sprawę, że był to tylko sen, a Usagi i Seiya musieli już wrócić.

- I Aino - pomyślał Yaten, rozpoznając głos szkolnej koleżanki. Miał ochotę nadal udawać, że śpi, ale właśnie coś ciężkiego znalazło się na jego piersi. Kou poczuł lepkie małe rączki obejmujące go za ramię, gdy Chibi Chibi próbowała się bardziej na niego wdrapać.

- O nie! - Oznajmił zielonooki i złapał dziewczynkę w pasie. Uniósł ją delikatnie i wstał z sofy. Spojrzał w niebieskie oczy i westchnął cicho, nie umiał na krzyczeć na tą małą. Posadził Chibi Chibi na kanapie i poklepał po koczku.

- Siedź sobie maluchu - powiedział do niej łagodnie, a sam złapał za kurtkę. Najciszej jak umiał, skierował się do drzwi, nie chcąc zwrócić uwagi Seiyi lub co gorsze Aino.

Z westchnieniem ulgi wszedł do windy i wcisnął przycisk parteru. Nie miał ochoty wychodzić, ale pozostanie w domu, uważał za jeszcze gorszy pomysł.

Księżycowy Kalendarz [SM Oneshots Stories]Where stories live. Discover now