6. Die For You

744 55 24
                                    

Delikatny wiatr poruszał świeżo zrobionym praniem, które zawisło na plastikowych sznurkach. Niedaleko wzniesienia, na ciepłych kamieniach wygrzewała się Heloderma Arizońska, zwana gilą. Niemal półmetrowa, jadowita jaszczurka mrużyła powieki z zadowoleniem, gdy nagle głośny huk przerwał jej spokojny wypoczynek. Czym prędzej uciekła w suche zarośla, zostawiając za sobą źródło hałasu. 

Ostatnia puszka odskoczyła z głośnym brzdękiem. Kasztanowłosa dziewczyna, która przed chwilą wycelowała, opuściła rękę. Czarna Beretta w jej dłoni szczęknęła metalicznie. 

- Nieźle - powiedział stojący za nią chłopak. - Jak chcesz to potrafisz. 

- To raczej twoja zasługa - odparła odwróciwszy się w jego stronę. - To był ostatni nabój - dodała patrząc na pistolet. Po chwili odrzuciła go ze wstrętem. 

- Nie mam do niego naboi, ale trochę szkoda go wyrzucać - powiedział chłopak spojrzawszy na porzuconą broń. - Mógłby robić za straszak. 

- Jeśli chcesz, to weź go sobie - powiedziała stając tuż przed nim. 

- Ja mam to - odparł i wyciągnął zza paska swojego Colta M1911. 

- A ja, to - szatynka obróciła w palcach swoją nową różdżkę. 

- Więc chyba rzeczywiście, nie będzie nam potrzebny - powiedział i spojrzał w jej brązowe oczy, które znalazły się tuż przed nim. 

Draco nachylił się nad Hermioną i pocałował ją w miękkie, rozgrzane od słońca usta. Po raz pierwszy czuł się w ten sposób. Wolny, szczęśliwy, nieskrępowany. Mimo, iż nie był wylewny, okazywał dziewczynie swoje zaangażowanie w ich, bądź co bądź, nowopowstałym związku. Nie zastanawiał się nad tym, czy ma to jakikolwiek sens. Czy uczucia jakimi się darzą są wystarczające. Dla niego każdy poranek i każdy wieczór nabierał nowego, głębszego sensu, odkąd był z nią. Uwielbiał każdą chwilę dnia. Budził się w jej objęciach i zasypiał kołysany jej czułym szeptem. Koiła go zaklęciami płynącymi nie z różdżki, lecz z serca. Przestali wracać do przeszłości. Mimo iż o niej nie zapomnieli, mimo iż wciąż wiedzieli w jaki sposób dotarli do tego momentu w ich życiu, postanowili więcej się tym nie zadręczać. 

- Pozostały ci jeszcze jakieś marzenia? - zapytała pewnego wieczoru, gdy spoceni i lekko zdyszani leżeli na cienkiej, zmiętej pościeli. 

Draco spojrzał na nią przelotnie, po czym utkwił wzrok w niskim suficie. Gdy położyła głowę na jego nagim torsie, oplótł ją ramieniem. 

- Chciałbym zobaczyć morze - powiedział po chwili. - Ale takie ciepłe, pełne białych plaż i słońca - dodał z lekkim uśmiechem. 

- Piasek, palmy i te sprawy? - zaśmiała się Hermiona. - Co powiesz na Monterey, w Południowej Kalifornii? To naprawdę ładne miasto, położone nad Oceanem Spokojnym. Moglibyśmy tam zamieszkać... - dodała nieco ciszej. 

Draco przez chwilę milczał, po czym westchnął. 

- Dobrze wiesz, że to niemożliwe - odparł i usiadł na łóżku. Założył leżące na podłodze spodnie i sięgnął po papierosy oraz zapalniczkę. Bez słowa wyszedł z przyczepy. 

Stanął na piasku i po chwili zaciągnął się dymem. Noc była pełna gwiazd. Granatowe niebo, upstrzone srebrnym blaskiem jak zawsze zapierało dech w piersiach. Kochał ten widok, pomimo czasu jaki spędził w rezerwacie nie uważał tego za coś oczywistego. Gwiazdy zawsze miały w sobie pewną tajemnicę. Dręczyło go jednak coś innego. Strach, że to piękne, spokojne miejsce stanie się dla nich klatką. Powoli, dzień za dniem, zaczną się dusić swoją obecnością. Sprzeczki staną się częstsze, cisza głębsza, aż w końcu będą mieli siebie serdecznie dosyć. Wiedział, że wybiega myślami naprzód, że jego obawy to zwykłe czarnowidztwo, ale nie mógł oprzeć się temu wrażeniu. 

HERO - DRAMIONE - OPOWIADANIE KRÓTKIE - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz