18

150 27 3
                                    

— Coś się stało? - Czwarta nad ranem i boląca głowa.

— A dzwoniłbym, gdyby wszystko układało się po naszej myśli? - Poranna chrypa i roztrzepane włosy.

Telefony od Yeosanga były niczym okruchy lusterka rozbitego trzynaście lat temu, wbijające się prosto w skórę. Z każdym słowem wypowiedzianym po drugiej stronie słuchawki oczy Seonghwy otwierały się coraz szerzej, przerażenie spotęgowało poczucie winy, że wczorajszego dnia nie dopił ostatniej szklanki swojego napoju. A może właśnie to sprawiło, że nie w jego plecach spoczywa potłuczone szkło, a twarz jest taka, jak zwykł ją od zawsze widywać w lustrze. Prędko orzeźwił się biorąc zimny prysznic, piętnaście minut później zjawił się już w miejscu libacji, a także zabójstwa z zimną krwią pewnego człowieka w średnim wieku.

— Zgon nastąpił około dwóch godzin temu - przeczytał Yeosang, kartkując ostatni raport - 33 lata, wiek Chrystusowy, czy jest lepszy czas na umieranie? - oczy prędko skanowały puste słowa - pijany, przebity rozbitym szkłem, w niektórych miejscach na wylot, przed śmiercią odłużony jakimś narkotykiem, jeszcze niezidentyfikowanym - westchnął cicho, spoglądając za okno, gdzie chmury zdążyły pokryć życiową motywację - szukaj wiatru w polu.

Izaak Kim siedział na wysokim krześle zaraz przy barze. Jak zwykle opierał głowę o blat, jednak tym razem nikt nie dostrzegł blasku w jego oczach. Patrzył ślepo przed siebie, potłuczona butelka taniego wina dziurawiła jego płuca. Ojciec dwójki dzieci i niespełnionych marzeń o byciu nie do zatrzymania, człowiek, który jeszcze kilka godzin temu zamawiał następną kolejkę swojego ulubionego alkoholu, siedząc na niewygodnym stołku kolejną godzinę z rzędu. Grube krople deszczu bębniły o okna, echem odbijając krzyk młodej kobiety, z płaczem dobijajacej się do zagrzybiałego baru, w tle wyrzuty sumienia i żale, wysnuwanie do siebie o piątej nad ranem.

Pomiędzy poczuciem winy a smutkiem, spowodowanym nagłą śmiercią towarzysza, uformowała się myśl, której Seonghwa nie mógł zignorować. Mogłoby się wydawać, że Kim zaszedł komuś za skórę, nadepnął na odcisk, przebił go pinezką. Nie było żadnego racjonalnego powodu, dla którego mógł zostać zabity, może to jeden z okolicznych pijaków, któremu nie spodobał się wyraz twarzy mężczyzny? Może podczas opowiadanej przez pijanego historii życia, skrzywił się nie tak, jak powinien, lub zaśmiał w nieodpowiednim momencie? Tak, alkoholicy to zdecydowanie postacie tragiczne. Jednak, czy mógł być to powód mniej przyziemny? Może Kim był najzwyklejszą w świecie przeszkodą, niczym pijana kłoda na nieprzejezdnej drodze?

— Rozmawiałem z tym personelem, strasznie dziwni ludzie - Yeosang mruknął ironicznie, nie kryjąc rozdrażnienia - a ten barman? Bardzo udany! "Jo żech niczego nie widzioł, ja tu tylko sprzontom, czosami nalewom, jak się jakiś klientela napatoczy. A teraz spadaj pan, bo musze graty ocharużyć, zanim ludzie poprzychodzo" - wyrecytował, zręcznie naśladując wiejską gwarę mężczyzny - rozumiesz? Kazał mi wy… wyjść, jakby w ogóle sobie nie zdawał sprawy z tego, że zginął człowiek, NASZ człowiek, co czyni jego kłopoty jeszcze większymi - żalił się otwarcie, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło

Brak monitoringu i mało wycofani pracownicy  postawiły sprawę w świetle, od którego zaczynało kręcić się w głowie, a odór rozkładających się trupów w szafach z nierozwiązanymi sprawami wydawał się bardziej intensywny, niż parę godzin temu. Postanowili chodzić w kółko i deptać sobie po piętach, szukając sensu w tym, co mogliby zrobić, gdyby tylko mieli dowody.

— Może w czymś im przeszkadzał - rzucił Seonghwa, zmęczony dreptaniem w miejscu.

— Może - westchnął Yeosang, siadając na krawężniku. Wysnuwali żale w wąskiej uliczce, pomiędzy szarymi blokami absurdów i wylanych na beton łez, zepsuty neon migał za nimi w rytm uderzających w okna kropel deszczu - wyglądamy żałośnie.

— To prawda.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, natomiast skutki wczesnej pobudki i złych wieści z samego rana odbijały się od Seonghwy jak pociski od kamizelki kuloodpornej. Jeszcze trochę i pozwoli im się przebić. Różany odcień cukrowego nieba i światła zasypiającego miasta były kojącym widokiem dla każdej zbolałej duszy, jednak dwójka przechadzającą się nieopodal była przypadkami specjalnymi. Jedna straciła jakiekolwiek nadzieję na szczęśliwe życie, natomiast druga… Jeszcze nigdy nie zdołała jej doświadczyć. Młoda wdowa Kim Yohee oraz Park Seonghwa, który po raz kolejny był świadkiem śmierci, do której mógł nie dopuścić.

— On był jak gwiazdy na niebie - westchnęła kobieta, w 90% składająca się z leków na uspokojenie - Izaak w Biblii miał być jednym z wielu, a stworzony był do osiągania sukcesów, dlatego porzucił swoje imię i zaczął używać tego, które otrzymał na chrzcie - spojrzała ku niebu, uśmiechając się - chyba właśnie za to pokochałam go najbardziej, był nie do zatrzymania, nie do pokonania - przerwała na chwilę, spuszczając głowę z powrotem przybierając obojętny wyraz twarzy - jak widać, pokonał sam siebie przez swoje pijaństwo oraz lekceważenie sprawy.

Seonghwa słuchał jej, bo każde słowo przesiąknięte było miłością i troską tak wielką, że wylewały się one z jej ust niczym woda z nasączonej gąbki. Później zdawał sobie sprawę z tego, że mógł temu zapobiec, poczucie winy wrzynało się w jego gardło, zabierając mu możliwość mowy, aby następnie uświadomić mu, że to równie dobrze mógł być on. Szczerze mówiąc, to żałował, że życie musiała stracić osoba, która ustatkowała się, miała rodzinę, dom. Seonghwa nie miał nic, co mógłby nazwać drogim, bo czym jest samochód i zimne cztery ściany w porównaniu do domowego ogniska, którego tak mu brakowało, już od kiedy był dzieckiem? Kto szczerze mógłby nad nim zapłakać, gdyby to jego płuca przebijały okruchy brązowego szkła, kto odwiedzałby jego grób i podtrzymywał przy życiu pamięć o nim?

Hongjoong. Dlaczego ta myśl pojawiła się w jego głowie? Hongjoong. Dlaczego uczepiła się go, jakby przyklejona do jego głowy klejem, po czym przyszyta najmocniejszymi nićmi? Hongjoong. Ale kim do cholery jest Hongjoong w obliczu jego samotności. Hongjoong. Hongjoong. Hongjoong. Dosyć.

— Jest mi bardzo przykro - obudzony z transu, przypomniał sobie o obecności kobiety zbudowanej z łez i tabletek na uspokojenie - nie znałem go długo, jednak jestem przekonany, że uda nam się pomścić jego śmierć - ujął w dłoń szarą rękę o chudych palcach - z pewnością nam się uda.

Kobieta uśmiechnęła się z wdzięcznością na tyle, na ile pozwalała jej sytuacja, po czym odeszła, zostawiając Seonghwę i jego demony samym sobie. Przesłuchanie przeszło w jak najlepszym porządku. Dowiedział się nieco o współpracowniku, ewentualnych wrogach i niespłaconych długach. Zdał sobie także sprawę z jednego, zabawnego faktu, który podświadomie ukrywał przed samym sobą miesiącami. Kiedy tematem przewodnim jest uczucie, na myśl przychodzi mu Hongjoong.

Hongjoong. Hongjoong. Hongjoong. I te jego cholerne truskawkowe włosy.

strawberry ➳ seongjoongWhere stories live. Discover now