Sojusznik

490 89 20
                                    

Kiedy wysiadłem z samochodu nie byłem już świeżakiem. Przeszedłem tą samą procedurę, którą za pierwszym razem z tą małą różnicą, że tym razem miałem trafić na blok dla najgroźniejszych przestępców. Nastolatek między członkami gangów, gwałcicielami i mordercami. Byłem jak zwierzę, które wpadło w ręce drapieżników. Nie mogłem uciec, bo przecież nie miałem nawet gdzie.

Otrzymałem nowy pomarańczowy uniform, na którym na plecach miałem wyryty numer, który miał mi towarzyszyć przez następne dwie dekady. Byłem naznaczony liczbą i miałem być traktowany jak nic nie znaczący ciąg cyfr. Więzienie stanowe o zaostrzonym rygorze nie było moim wymarzonym miejscem na spędzenie początku dorosłości. Nie było tu mowy o szukaniu dobrej strony sytuacji, bo taka nie istniała. Mój cały los zapowiadał się bardzo chujowo, delikatnie to ujmując.

Klawisz zaprowadził mnie do celi. Za kratami czekał na mnie współwięzień. Nie musiałem pytać skąd się tutaj wziął. Na twarzy miał wypisaną przynależność do gangu. W przenośni i dosłownie, ponieważ cała była pokryta tatuażami nawiązującymi do jego pochodzenia. Był ogromny, a jego spojrzenie przyprawiało mnie o uczucie panicznego strachu. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Przekroczyłem "próg" i usłyszałem jak kraty zamykają naszą celę.

— Świeżak, górna prycza twoja. — poinformował mnie.

— D-dobrze — zająknąłem się.

— Dam ci dobrą radę. Niech to będzie ostatni raz kiedy okazałeś strach. Jeżeli inni wyczują choć trochę twoje przerażenie to skończysz w plastikowym worku.

— Nie robi mi to żadnej różnicy i tak nie mam do czego wracać.

— Za co siedzisz? — zapytał.

— Morderstwo pierwszego stopnia, którego nie popełniłem — odpowiedziałem z grymasem.

— Zostaw tylko pierwszą część zdania. Tutaj wszyscy są niewinni. — Zaśmiał się głośno.

— Długo?

— Dwadzieścia lat.

— Zazdroszczę, będziesz miał jeszcze okazję zobaczyć świat na zewnątrz.

— A ty?

— Ja? Powiedzmy, że to długa historia tak samo długa jak mój wyrok. — Wiedziałem, że nie należy dopytywać, jeżeli będzie chciał to sam powie.

— Jorge — Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku.

— Miguel — odpowiedział, ale nie podał mi ręki.

Zauważyłem, że posiada bogatą bibliotekę. Wbrew pozorom nie był zwierzęciem. Wydawało mi się, że kieruje się tylko i wyłącznie logiką, stąd też nie miałem pojęcia jak trafił w miejsce takie jak to.

Był to mój pierwszy dzień jako skazany i od niego zależało to jak będą postrzegać mnie inni więźniowie. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk dzwonka, po którym otworzyły się kraty.

— Spacerniak — powiedział Miguel.

Podążałem za nim jak cień. Spowodowane to było tym, że czułem się przy nim bezpiecznie. Wyszliśmy na dwór, ale uczucie promieni słonecznych na twarzy nie było tak miłe jak na wolności. Wszyscy wyglądali tak samo, no może z wyjątkiem mnie. Posępne spojrzenia rzucające sobie nawzajem wyzwania. Starałem się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego. Stanąłem przy płocie i obserwowałem co robi mój kolega.

Podchodzili do nas co chwilę różni ludzie. Miguel był kimś w rodzaju aptekarza, rozprowadzał po więzieniu wszystko czego dusza zapragnie. Miałem wrażenie, że jeśli zostanę z nim zauważony zdobędę szacunek nie wkładając w to żadnej pracy. Bardziej nie mogłem się pomylić. W pewnym momencie zebrała się wokół nas grupa ludzi. Wyczułem w atmosferze, że nie są zbyt przyjaźnie nastawieni.

(Nie)słusznie skazany zostanie wydana 27.04Where stories live. Discover now