Rozdział 1. - Błędne koło

1.1K 75 46
                                    

Jesteśmy dziećmi chorego systemu, a on jest dziełem naszych rąk. Błędne koło się zamyka. Walczymy z Onymi, by przeżyć. Oni walczą z nami, by nas zabić. Zlikwidować tych, którzy za dużo wiedzą. Błędne koło się zamyka. Rodzimy się, by umrzeć. Żyjemy, by walczyć. Umieramy, walcząc. Całe nasze życie jest tylko błędnym kołem. Niczym więcej.

Nie potrafię już inaczej postrzegać świata. Nie po tym, co zobaczyłam. A już tym bardziej po tym, co zrobiłam... Czego "dokonałam" w ciągu ostatnich czterech lat.

Odrzucam te ponure myśli w najdalszy zakątek swojego umysłu i ze zdenerwowaniem zerkam na przepaloną świetlówkę, która raz po raz irytująco mruga, jak gdyby naśmiewając się z obecnej sytuacji.

Taaak. Kadetka elitarnego Czarnego Oddziału, już od początku "działalności" uznawana za wybitnie "utalentowaną", nosząca miano Wolfe. Swojego imienia już nie pamięta. Postrach Onych. Nigdy nie zawaliła żadnej "roboty". A teraz... stoi przy rozsuwanych drzwiach supermarketu z jakimś brukowcem w dłoni, przeżuwając kolejny kęs czosnkowej bagietki. Tak, zgadłeś. To ja. Stoję tu i myślę o wszystkim. I o niczym. Mam świadomość, że dla zwykłych przechodniów mogę wyglądać jak zwyczajny "żul spod biedry" (chociaż w dzisiejszych czasach chyba mówi się "hipster"?), ale już mało co w życiu mnie obchodzi. Niezależnie od tego, co mówią i myślą inni, stoję tu dzień w dzień, bywa, że i po dwanaście godzin. Weekendy i święta dla mnie nie istnieją. Zawsze na straży, zawsze w pogotowiu. Czekam, aż J. skończy pracę.

Co? Banalne? Mów, co chcesz. Może to, co ci teraz powiem, zmieni twoje zdanie. J. znam już od kilku lat, jest w moim wieku. Bardzo miła z niej osóbka. Na jej nieszczęście, z pewnych względów zdobyła wybitne zainteresowanie Onych. A wiesz, co to oznacza? Bezwzględna eliminacja. Byliby bardzo szczęśliwi, mogąc wsadzić tej przeuroczej blondynce kulkę w łeb. Ale ja do tego szczęścia nie dopuszczę. Nie ma takiej opcji.

Właśnie dlatego sterczę tu dzień za dniem, obserwując uważnie radosną J., uśmiechającą się do klientów marketu i życzącą im miłego dnia. Pracować na kasie jej się zachciało. Zawsze wywracam oczami, gdy o tym pomyślę. Nie mogła sobie wybrać jakiegoś spokojniejszego zawodu, z dala od ludzi? No nie wiem, może w bibliotece? Nie zdziw się, jak osiwieję za dwa lata. Bywa, że mam po kilka interwencji dziennie. Ale nie narzekam. Bo co zrobisz? No nic nie zrobisz. Oni są wszędzie i nikt nie pyta, czy to ci się podoba, więc zacznij się przyzwyczajać.

Spoglądam na zegarek w telefonie. Jeszcze godzina do fajrantu J. Mój za to nie zaczyna się tak szybko. Dopiero koło północy zastępuje mnie Drake. Ten facet też nie narzeka na brak roboty. Czasem w nocy zlatuje się tyle Onych, że sam nie daje rady. No i kto wtedy dostaje wezwanie? Bingo. Znowu zgadłeś. Wolfe, czyli krótko mówiąc, ja.

Powinnam zaskarżyć Oddziały o niehumanitarność pracy. Chociaż... swoją drogą, czy napierniczanie z automatu wszystkiego, co żyje (a nie powinno) i dobijanie siekierą jest choć trochę humanitarne? Dobrze, lepiej to przemilczmy, zwłaszcza że ktoś się zbliża.

Nasuwam bardziej kaptur bluzy na twarz i udaję, że jestem zafascynowana czytaniem artykułu o matkach samotnie wychowujących dzieci. Kątem oka widzę, jak nastoletni chłopak rozgląda się wokół i zobaczywszy jedynie mnie, podchodzi w kierunku przeszklonej ściany, przy której stoję.

- Eee... przepraszam? - zagaduje niepewnie. Rzucam mu obojętne spojrzenie, po czym składam gazetę i kładę ją na marmurowym parapecie.

- Słucham - burczę nieprzyjemnie. Nie mam czasu ani ochoty być miła i zaprzyjaźniać się z kimkolwiek. Młody facet, widocznie lekko zdezorientowany, przestępuje z nogi na nogę.

- Widziałaś może... hm... jak to powiedzieć? O, już wiem. Ktoś powiedział mi, że osoba, której szukam, często kręci się w pobliżu tego sklepu... no i pomyślałem sobie, że skoro tak, to pewnie go widziałaś i w ogóle... - urwał nagle, widząc mój wzrok.

Kod AbsolutnyWhere stories live. Discover now