Zaginiona Królowa cz.1

32 3 2
                                    

Uwaga! Może zawierać spojlery ( spore!) do "Lukasa" . Czytasz na własną odpowiedzialność!

PS. Jest tu wymienione kilka światów/uniwersów należących do kogo innego, ponieważ moje uniwersum jest czymś w rodzaju mega crossoveru. Może być trudno wywnioskować z tego opowiadania na jakiej zasadzie to działa, ale postaram się to lepiej wyjaśnić w finale  "Lukasa".

_________

Siedziałam właśnie w moim gabinecie, wertując zakurzone archiwa Smoczych Jeźdźców. Moich podwładnych porozkładała po łóżkach jakaś dziwna choroba, a nawet Lupen i jego lekarze nie potrafili znaleźć lekarstwa. Szukałam jakiś wskazówek w kronikach, ale na razie nie znalazłam nic, prócz kilku zapomnianych przepisów na ognioodporną farbę. Co gorsza, zaczynało mi się kręcić w głowie i czułam się, jak po nieco za długim przebywaniu w dymie. 

NIE. Nie i kropka. Nie mam czasu na chorowanie. 

Popatrzyłam na kałamarz stojący na biurku. Drobny wzorek płomiennych ostrzy wokół jego krawędzi tańczył mi w oczach. Literki napisane pochyłym, kaligraficznym pismem któregoś z poprzednich Smoczych Generałów rozmywały mi się i wdawały się pulsować. Głowa powoli, ale nieubłaganie zaczęła tępo boleć. Wstałam gwałtownie, wściekła na samą siebie. Przyłożyłam głowę do chłodnego muru, szukając odrobiny ukojenia. Nie na wiele to pomogło, ale chociaż ból głowy zelżał. Usiadłam z powrotem na szerokim, miękkim krześle. Musiałam coś znaleźć, miałam już ze cztery wszechświaty w czerwonej strefie, i za mało ludzi by wysłać posiłki. Na całe szczęście Elfowie nie łapali tej choroby, przynajmniej było wystraczająco osób by obronić Fort Braver. Innymi częściami mojego rodowitego wszechświata się nie przejmowałam, ewentualny atak ze strony Endowców czy Inkwizycji na pewno skupiłby się właśnie tu. Zresztą, jaki atak? Za oknem szalała burza śnieżna jakiej nigdy jeszcze nie widziałam, a w atmosferze pomiędzy najbliższymi wszechświatami krążyła anomalia magnetyczna, przez którą nie mogliśmy się skontaktować z naszymi agentami i byliśmy uwięzieni w bazie głównej. Ale z drugiej strony anomalia skutecznie zatrzymywała Endowców, a Inkwizycja jeszcze nas nie namierzyła. Pogoda była okropna, ale miałam straszną ochotę po prostu wskoczyć na Hyperiona i poszaleć w chmurach. Niestety, on gdzieś zniknął, zapewne znowu poleciał przedłużyć swój własny gatunek. Westchnęłam przecierając oczy. Miałam serdecznie dość papierkowej roboty, nawet nie wyobrażałam sobie, jak Aquarius czy Keren radzą sobie z tym przez tyle lat i jeszcze nie zwariowali. Ja zdecydowanie wolałam kiedy coś się działo. Za oknem rozległ się charakterystyczny odgłos lądowania sporego smoka. Wyczułam drgania zamkowej bramy i klekot kopyt. 

Ktoś na koniu? A to dziwne. Ciekawe jakie wieści niesie.

 Skupiłam się z powrotem na pożółkłych kartach kroniki. Ledwo przebrnęłam przez kwiecisty wstęp do opisu koronacji jakiegoś zapomnianego króla z czasów jeszcze przed pierwszą wojną, kiedy drzwi do mojego gabinetu lekko się otwarły i do środka wślizgnął się ktoś w ciemnych ubraniach przyprószonych śniegiem. Podniosłam wzrok znad zapisków i ponad płomieniem świecy zobaczyłam znajomą, ale najmniej spodziewaną twarz. 

- Witaj, Fiamma.- uśmiechnął się smutno król.

- Aq! Co ty tu robisz?- zapytałam, zrywając się z krzesła i podpalając sobie rękaw. Aquarius od kiedy został królem Kendros rzadko podróżował sam, bez eskorty, a już na pewno nigdy w życiu nie widziałam go bez May u boku. 

- Potrzebuję pomocy.- powiedział, opuszczając wzrok. Dopiero w tym momencie zauważyłam że cały się trzęsie. Coś naprawdę okropnego musiało się stać, zazwyczaj był zbyt dumny by prosić o pomoc. A ostatnio widziałam u niego ten wyraz twarzy kiedy stracił dłoń.

Oropherion i inne one-shotyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang