03. cały świat przeciwko nam

456 35 34
                                    

panic! at the disco - high hopes

Z całą pewnością ten strach, ten lęk, który na dobre rozsiadł się w klatce piersiowej Tony'ego gniotąc płuca na samo wspomnienie Stevena, przyspieszając bicie serca i rwąc oddechy na krótkie i płytkie zaczął się, ku radości pary, roztapiać. Ciasne, lodowate sploty powoli się roztapiały, zimne krople brudnej wody skapywały rytmicznie na zakrzywione żebra, płuca bez problemu nabierały powietrza do pełna bez ryzyka przebicia o najeżone cierniami i zbitym szkłem kości, a serce powoli nabierało barw. Z bladej, niemal uschniętej jak zaniedbane róże do jasnej, pulsującej, aż wreszcie - i mógł to powiedzieć bez wrażenia, że mija się z prawdą - rozjaśniło się ciepłą czerwienią.

Czuł się kochany, zdrowy, bezpieczny, i to było najważniejsze. Jego Stephen o to zadbał. Żadne ekscesy w stylu problemów z sercem nie były w stanie zburzyć mu tej małej utopii, na którą bez wątpienia zasłużył. Zasłużyli, bo gdyby nie Strange... Chryste Panie, miał ogromne szczęście, że na niego wpadł, inaczej mogłoby się skończyć nieciekawie. On sam mógłby już nie żyć.

Tak, ich miłość była wspaniała pod każdym względem. Może brakowało jej tego romantycznego dramatyzmu, nie było wzniosłych westchnięć ani przyciskania do piersi starannie wykaligrafowanych listów, a sekretne schadzki w ogrodzie nie miały miejsca, ale akurat bez tych rzeczy obaj mogli się obejść. Ciepło rozgrzewało czasem strajkujące serce Tony'ego, kiedy czuł usta Stephena muskające jego włosy, kiedy siedział nad czymś pochylony, kiedy automatycznie nadstawiał policzek do pożegnalnego cmoknięcia, kiedy czujne oczy wyłapywały jego niecne zamiary i na widok potrzebującego spojrzenia wbitego w ekspres do kawy niby od niechcenia wstawiał wodę na herbatę. Kiedy zaczęli dzielić ze sobą obawy, historie, a na końcu mieszkanie i łóżko, kiedy Tony bez strachu budził się w jego ramionach, kiedy Stephen o niego dbał nawet w najgorszych momentach, kiedy on sam zaczął świadomie rozróżniać toksyczne reakcje wpojone przez poprzedni związek od tych zdrowych i zaczął nad nimi pracować, żeby ulepszyć ich relację, kiedy stali się nawzajem komfortową częścią ich wspólnego świata.

- Cieszę się, że zrobiliśmy remont - wyznał Stephen, czule odgarniając włosy z czoła bruneta. - Łóżko nam nie skrzypi.

- Tak, wymiana była super. Teraz tylko zamontować jakiś system, żeby sadzonki same się nawadniały. - Tony założył ręce za głowę i wbił wzrok w sufit.

- Lubię je podlewać. Może kupię jakąś kolejną, mamy puste miejsce na parapecie.

- Boże broń mnie przed kolejnym kwiatkiem w domu.

- To byłby sukulent.

- Kwiatek, mówię przecież. - Obrócił się i pocałował męża w usta, ledwo trafiając z winy przymkniętych oczu. Uwielbiał czuć jego uśmiech, kiedy się całowali. - Kupimy ci jakąś roślinkę.

- Masz rację, system nawadniania będzie potrzebny.

- Hm?

- Nie potrafię podnieść konewki. - Strange zacisnął usta. - Mógłbyś zamontować nam ten system?

- Jasne, hej. Wymyślę im najlepszy system na świecie, przecież jestem inżynierem.

- No tak. Przynajmniej moje pismo nie będzie już gorsze, jestem lekarzem - odparł.

Tony spojrzał na niego i zamarł. Obaj roześmiali się w tym samym momencie. Stephen schował twarz w szyi męża; skoro potrafił wydobyć z siebie odrobinę czarnego humoru, może nie było aż tak źle. A przynajmniej wydawało się, że nie było.

Infekcje to sukinsyny. Niewiele może być gorszego niż dowiadywanie się o tym, że i tak pokaleczone ręce są jeszcze zainfekowane, ale jednak. Stephen pobladł.

𝐑𝐎𝐆𝐄𝐑 𝐓𝐇𝐀𝐓, 𝐂𝐀𝐏𝐓𝐀𝐈𝐍. ironstrangeWhere stories live. Discover now