CHAPTER FIVE

728 66 57
                                    

Kwiecień, 1942 rok...

Bar, pełen był lekko już wstawionych żołnierzy. Śmiali się, śpiewali i generalnie, świętowali. A było co, gdyż w końcu, byli wolni. Po kilku długich miesiącach w niewoli, w końcu, byli wolni. A to wszystko dzięki jednemu człowiekowi, który początkowo, chciał jedynie odzyskać przyjaciela.

I ów blondyn, siedział przy barze, właśnie z uratowanym brunetem. Nadrabiali ostatnie miesiące, przy jakieś taniej whisky. Choć w głowie bruneta, siedziała pewna kobieta, której póki co, nigdzie nie widział.

Steve, wiesz może gdzie jest Alicia? — spytał w końcu, kiedy zapadła między nimi cisza. Rogers cwanie się uśmiechnął, wzruszając ramionami i sięgając po kolejny kieliszek.

Nie mam bladego pojęcia. Powinna za niedługo przyjść z Peggy. — odparł, jednym łykiem opróżniając zawartość szkła. Zaraz potem ostro się skrzywił, czemu Bucky, przypatrywał się z rozbawieniem. Może i serum podrasowało Steve'a, jednak wciąż miał te same nawyki co kiedyś.

Zaledwie kilka sekund później, obaj usłyszeli pogwizdywania i nawoływania pozostałych żołnierzy. W tym samym momencie, odchylili się na krzesłach do tyłu, aby sprawdzić, kto wszedł do baru, zwracając na siebie uwagę całego szwadronu. I gdy tylko ujrzeli kobiety, o których właśnie rozmawiali, mimo wszystko, szeroko otworzyli oczy.

Pierwsza, do baru weszła szatynka, w czerwonej sukience, na ustach mając szminkę, tego samego koloru. Włosy jak zwykle miała zakręcone, jednak dzisiaj, zdecydowała się na nieco mocniejsze loki.

Natomiast tuż za nią, podążała brunetka w podobnej sukience, jednak była ona czarna i miała krótsze rękawy. Swoje długie, czarne włosy miała rozpuszczone i naturalnie pofalowane, a swoje pełne usta, podkreśliła lekko zaróżowioną pomadką.

Obie, ruszyły w kierunku Barnesa i Rogersa, którzy natychmiast, poderwali się z krzeseł do pionu. Wystarczyło, aby Peggy posłała znaczące spojrzenie Steve'owi, aby ten, złapał ją pod ramię i oddalił się z nią na drugi koniec baru, zostawiając tamtą dwójkę za sobą. W końcu, mieli swój plan i przyszła najwyższa pora, aby wdrożyć go w życie.

Agentko Holt. — odrzekł Bucky, uśmiechając się przy tym szarmancko. Alicia uniosła kąciki ust, z wyraźnym rozbawieniem, jednak postanowiła brnąć w cokolwiek to brunet wymyślił.

Sierżancie Barnes. — odparła, unosząc przy tym brew. Zapadła między nimi cisza, a im dłużej Bucky przyglądał się brunetce, tym bardziej nie mógł uwierzyć, jak taka kobieta chodziła po ziemi. Mimowolnie przygryzł dolną wargę, czując jak serce mocniej zaczęło odbijać się od jego żeber na samą myśl o tym, co planował zrobić.

Co powiesz na spacer? — spytał, a Holt udawała, że ostro się nad czymś zastanawia. Jednak ostatecznie, przyjęła jego ramię, które wystawił w jej kierunku, szeroko się przy tym uśmiechając.

Z wielką przyjemnością. — odrzekła i to wystarczyło aby chwilę później, przemierzali oświetlone ulice miasta.

W niektórych oknach kamienic, paliły się światła, jednak kolejno gasły, podczas gdy ludzie, kładli się do snu. Jednak ich dwójka, wolnym krokiem podążała po wybrukowanym chodniku, ciesząc się swoim własnym towarzystwem.

Alicia... — w końcu, Barnes zabrał głos, po kilkunastu minutach milczenia. Brunetka uniosła brwi, odwracając głowę w jego kierunku. Niemal natychmiast zauważyła, że coś zżerało go od środka, co jedynie, zaczęło ją niepokoić.

𝗺𝗮𝘇𝗲 𝗼𝗳 𝗺𝗲𝗺𝗼𝗿𝗶𝗲𝘀        𝗜. 𝗕.𝗕𝗔𝗥𝗡𝗘𝗦 ✓Where stories live. Discover now