- A więc wreszcie jestem! - powiedział mężczyzna, rozkładając ręce. - Długo nie pozwalała mi przybyć, ale wreszcie jestem. Aslan jest już w drodze. Czary wiedźmy tracą swą moc.
I Łucja poczuła, jak przebiega przez nią dreszcz najgłębszej radości, jaką można odczuć tylko wtedy, jeśli się jest poważnym i nic się nie mówi.
Ailey natomiast zaczęła uśmiechać się szeroko w duchu, gdy usłyszała, że jej ojciec znów pojawi się w Narnii i w końcu się z nią spotka. Tak dawno go nie widziała i tak bardzo tęskniła, że nie mogła powstrzymać się od wydania z siebie cichego pisku. Święty Mikołaj uśmiechnął się, widząc lwicę, która aż tryskała energią.
- A teraz... - zaczął, przenosząc swój wzrok na innych. - Trochę prezentów. Oto nowa i, jak sądzę, o wiele lepsza maszyna do szycia dla pani Bobrowej. Podrzucę ją do waszego domu, jak będę przyjeżdżał.
- Dziękuję stokrotnie, panie. - powiedziała pani Bobrowa, dygając. - Ale dom jest zamknięty.
- Zamki i kłódki się stanowią dla mnie żadnej przeszkody. A teraz pan Bóbr. Po powrocie do domu zastanie pan tamę już ukończoną i naprawioną. Znikną wszelkie przecieki, a będzie za to nowa śluza.
Pan Bóbr tak się ucieszył, że tylko otworzył szeroko pysk i nie mógł powiedzieć ani słowa.
- Piotrze, Synu Adama. - powiedział Święty Mikołaj, zwracając się do blondyna.
- Jestem, panie. - odpowiedział Piotr.
- To są prezenty dla ciebie. I pamiętaj, że to nie są zabawki. Być może czas, w którym ich użyjesz, nie jest już tak daleki. Niech ci służą.
Mówiąc to, wręczył Piotrowi tarczę i miecz. Tarcza była koloru srebra, z wymalowanym na niej lwem stojącym na tylnych łapach, tak jaskrawoczerwonym jak poziomki, kiedy się je zrywa. Miecz miał złotą rękojeść; była też pochwa i pas, wszystko, co powinno być przy mieczu, a jego rozmiary i waga sprawiały wrażenie, jakby był zrobiony specjalnie dla Piotra. Przyjął te dary w milczeniu i z powagą, ponieważ czuł, że nie jest to zwykły prezent na Boże Narodzenie.
- Zuzanno, Córko Ewy. - powiedział Święty Mikołaj po raz kolejny, tym razem jednak do brunetki. - To dla ciebie.
I wręczył jej łuk z kołczanem pełnym strzał oraz mały róg z kości słoniowej.
- Możesz użyć tego łuku tylko w wielkiej potrzebie, bo nie masz brać udziału w bitwie. Ten łuk nie chybia. A kiedy zadmiesz w róg, zawsze, gdziekolwiek będziesz, zjawi się jakaś pomoc.
Zuzanna podziękowała cicho i cofnęła się o krok do tyłu, stając koło swojego brata. Mężczyzna - ku wielkiej uciesze Łucji - wreszcie powiedział:
- Łucjo, Córko Ewy.
Po tych słowach dziewczynka podeszła do niego. Dał jej buteleczkę z czegoś, co wyglądało jak szkło ( ale później opowiadano, że było z diamentu ) oraz mały sztylet.
- W tej butelce... - zaczął wyjaśniać Święty Mikołaj. - Jest lek zrobiony z soku jednego z Ognistych Kwiatów, które rosną w Górach Słońca. Gdyby któreś z was było ranne, wystarczy kilka kropel z tej buteleczki, a rana zniknie. A ten sztylet jest do obrony własnej, i to tylko w największym niebezpieczeństwie. Ty również nie będziesz brała udziału w bitwie.
- Dlaczego, proszę pana? - zapytała Łucja, szczerze tym zainteresowana. - Myślę... No, nie wiem... Ale myślę, że byłabym dzielna.
- Nie w tym rzecz. - odpowiedział jej od razu, kręcąc głową. - Po prostu bitwy nie wyglądają zbyt ładnie, gdy biorą w nich udział kobiety.
Na chwilę zamilkł, a jego wzrok poleciał na Ailey, która jako jedyna nie dostała prezentu. Mikołaj kucnął, wyciągając dłoń przed siebie i uśmiechając się szeroko.
- A co to za kotek? - zapytał ze śmiechem. Ailey podeszła do niego, śmiejąc się.
- Bardzo zabawne. - powiedziała, choć wciąż się uśmiechając. Wtedy mężczyzna wyciągnął małe opakowanie i podał je dziewczynie.
- Załóż go w ich świecie. - oznajmił cicho, wskazując głową na rodzeństwo. Ailey również na nich spojrzała, ale szybko wróciła wzrokiem do Świętego Mikołaja.
- Czy to jest to, o czym myślę? - zapytała, a w jej oczach zapaliły się iskierki. Mężczyzna jedynie pokiwał głową na znak, że ma rację. - Dziękuję.
Ailey odeszła od niego, stając przy Łucji, która uśmiechnęła się do niej. Mężczyzna w czerwonym stroju wstał i zaczął mówić:
- A tutaj... - i nagle przestał być tak poważny jak przedtem. - Tutaj jest coś dla wszystkich! - i wyciągnął ( z wielkiego worka za plecami ) wielką tacę z pięcioma filiżankami na spodeczkach, miską cukru w bryłkach, dzbankiem kremowej śmietanki i wielkim imbrykiem z dymiącą i syczącą herbatą. - Wesołych Świąt! Niech żyje prawdziwy król! - krzyknął i strzelił z bata. Chwilę po tym reny i sanie zaczęły znikać na horyzoncie, zanim ktokolwiek zdał sobie sprawę, że ruszyły z miejsca.
Piotr wyjął swój miecz z pochwy i właśnie pokazywał go panu Bobrowi, kiedy pani Bobrowa zawołała:
- Dalej, proszę! Przestańcie tak stać i gadać, aż herbata całkiem wystygnie. Jak to mężczyźni. Chodźcie tu i pomóżcie mi znieść tę tacę na dół. Zrobimy śniadanie. Dzięki Bogu, pomyślałam o tym, żeby zabrać nóż do chleba.
Tak więc zeszli ponownie po zboczu i wpełzli do pieczary, pan Bóbr pokroił trochę chleba i szynki, pani Bobrowa nalała herbaty i wszyscy zaczęli zajadać się ze smakiem. Ale na długo przedtem, zanim nacieszyli się śniadaniem, pan Bóbr powiedział:
- A teraz czas już w drogę!
![](https://img.wattpad.com/cover/237230452-288-k35705.jpg)
VOUS LISEZ
Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego Lwa
AléatoireAiley od zawsze była niewinną nastolatką, nie lubiącą towarzystwa. Skrywała o wiele więcej tajemnic, niż inni. Dlatego też czuła się nieswojo, gdy do domu, w którym mieszkała, przyjechało rodzeństwo. To miała być tajemnica, ale przecież nie da się...
rozdział 11
Depuis le début