19.

4K 167 56
                                    

Czas poprzedzający święta zawsze wydawał mu się najbardziej magicznym w trakcie całego roku. Te kilka dni, kiedy niczym grzyby po deszczu na sklepowych wystawach, oraz w domowych ogródkach i oknach wyrastały coraz to piękniejsze ozdoby i świetlne iluminacje. 

Ludzie również wydawali się w tym czasie jacyś tacy, cóż, po prostu lepsi. Milsi, bardziej  uśmiechnięci, wolniejsi w swojej pogoni za życiem i po prostu chyba o wiele szczęśliwsi. Na mieście coraz częściej i głośniej słychać było radosne pozdrowienia i sympatyczne życzenia, a w dłoniach przechodniów pojawiało się coraz więcej toreb z kolorowymi prezentami. A wszystko to otulone kojącym zapachem wszechobecnych sosen, jodeł, oraz widokiem wszędobylskich gałązek jemioły.

Zwykle był to też czas, który i na niego działał w ten sposób. Tym mocniej odkąd został ojcem i obiecał sobie, że pokaże i podaruje synowi to wszystko, czego jemu samemu brakowało w dzieciństwie. I udawało mu się, udawało się jak cholera, aż do tego roku.

Jeszcze dziesięć dni temu nie uwierzyłby, gdyby ktoś powiedział mu, że te święta nie będą go cieszyć. Pewnie uznałby, że ów ktoś powinien udać się na dokładne badania, ponieważ to miały być jego najlepsze święta. Ich najlepsze święta. Pierwsze wspólne.

Tymczasem do Wigilii pozostał jeden dzień, a on nie był w stanie wykrzesać z siebie ani krztyny świątecznej radości. Podobnie z resztą, jak jego syn. Niby ustroili dom girlandami z ostrokrzewu, przywiesili skarpety na kominku i ozdobili kolorowymi lampkami okna i balustrady, a także  choinkę w ogrodzie, ale obydwoje robili to jakby na pokaz. Chyba tylko po to, aby utrzymać jakąkolwiek ułudę świątecznej atmosfery.

Minęło dopiero kilka dni, od czasu kiedy odebrał tamten list, a dla niego jakby rok. Osiem dni bez żadnego kontaktu, bez możliwości wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji. Nie żeby nie próbował, bo robił to. Robił to, jak diabli. Telefony, patronusy, wystawanie pod jej drzwiami, godziny spędzone pod blokiem w nadziei, że jednak wyjdzie i nic. Kilka razy miał nawet wrażenie, że słyszał ruch za drzwiami, kiedy on stał po drugiej ich stronie zdzierając sobie palce natarczywym pukaniem. 

Jasne, był czarodziejem i na dodatek byłym Śmierciożercą, gdyby tylko chciał na pewno znalazłby sposób na złamanie zaklęć, które chroniły jej mieszkanie przed niechcianymi odwiedzinami. Tylko po co? W końcu wszystko wskazywało na to, że ona nie chce mieć z nim żadnego kontaktu, zupełnie nic wspólnego. A jedyne, co miała mu do powiedzenia, to lakoniczna notka z kilkoma dziwnymi słowami, którą otrzymał wieczorem zeszłego wtorku.

Zaniepokojony tym, że nie pojawiła się na śniadaniu i nie dotarła aż do obiadu, zaczął bombardować ją telefonami. Nie odbierała, zaczął więc wysyłać patronusa i ciągle bez odpowiedzi. A kiedy tuż po kolacji chciał już wzywać Zabiniego, żeby został z małym, samemu pragnąc za wszelką cenę sprawdzić, co dzieje się z kobietą, do okna zastukała sowa. Jej sowa! Ptaszysko oddało mu kawałek pergaminu i odleciało w ciemność, zanim zdążył choćby spojrzeć na kartkę. Ewidentny znak, że nadawca nie oczekuje odpowiedzi.

A potem rozwinął rulon z wiadomością, a jego serce najpierw zamarło, aby już po chwili rozpaść się na milion kawałków.

Malfoy,

Nie będę się bezsensownie rozpisywać, ale zasługujesz choć na te kilka słów ...

Po pierwsze i najważniejsze - odchodzę.

Po drugie - proszę uszanuj moją decyzję i zapomnij. 

I wreszcie po trzecie - zanim zupełnie wyprzesz z pamięci taką zwyczajną mugolaczkę, proszę tylko o jedno - mocno uściskaj ode mnie Scorpiusa. Moje odejście może go zaboleć, ale to duży chłopiec i jestem pewna, że i on wkrótce nie będzie mnie pamiętał.

Dramione- Zaopiekuj się mną.Where stories live. Discover now