Rozdział 4

32 3 0
                                    

-Chodź, Will! - zawołała do niego - No szybciej! Zaraz się spóźnimy! - dodała rozbawiona. Will stał na środku pokoju i przyglądał się w lustrze swoim ubraniom. Był ubrany niby elegancko, a niby jednak nie. Coś nie odpowiadało mu w jego ubiorze. A może chodziło o włosy? Tak, to zdecydowanie to.

-Nie sądzisz, że ten cały ,,artystyczny nieład" jest aż nazbyt ,,nieładem"? - zapytał niepewnie. Ta tylko przewróciła oczami i złapała go za rękę, po czym wspólnie z nim wybiegła z pokoju - Ej, Alyss, poważnie mówię! - zawołał.

Ona zatrzymała się w końcu i obróciła do niego przodem. W swojej niebieskiej sukience z jej - jego zdaniem - złotymi włosami wyglądała jak anioł. Zbliżyła się do niego i szybko go pocałowała, po czym stwierdziła:

-Jest idealnie! A teraz chodź, bo naprawdę nie mamy czasu! - Pobiegła. Suknia powiewała za nią, a on mógł z radością słuchać jej śmiechu. Było tak wspaniale. Ale wtedy nagle zorientował się... że już jej nie słyszy. Nastąpiła głucha cisza.

Will zamrugał parę razy. Potrząsnął głową by już do końca wyrzucić wspomnienia z głowy.

-Nie myśl teraz o tym - upomniał się. Wyciągnął strzałę z kołczanu i nałożył ją na cięciwę prowizorycznego łuku, który wykonał przed jakimiś 5 dniami. Uniósł go, naciągnął cięciwę i wycelował, po czym... czekał.

Stał gotowy do strzału. Wiatr zawiał ruszając jego pelerynę i włosy. Gdzieś w oddali usłyszał dźwięk łamanej gałęzi - najprawdopodobniej przez jakieś zwierze. Ptaki latały między drzewami, czasem siadały na gałęziach zrzucając liście i śpiewały co jakiś czas. Cały las wydawał się być żywy. Tylko on trwał tam jak kamień i czekał na idealny moment do strzału.

Idealny? Gdyby tak było to strzeliłby już jakieś 4 dni temu, bo takich okazji miał od grona. Tym bardziej, że nie celował nawet w poruszający się cel. Zluzował cięciwę, opuścił łuk w dół i jeszcze raz spróbował strzelić w stronę jabłka, które postawił kilkanaście metrów przed sobą. Był to jego wstępny cel, do którego miał posłać strzałę (nawet nie oczekiwał, że trafi, chciał po prostu wreszcie strzelić).

-Co jest...? - spytał sam siebie - No strzelaj...

I ponownie nie był w stanie posłać strzały. I ponownie, i ponownie. Wręcz czuł jak wszystkie lata treningów i jego życia jako zwiadowcy straciły znaczenia, tak jakby stracił najprostszą umiejętność. Bo właśnie tym było dla niego łucznictwo - najprostszą umiejętnością. Potrafił strzelać z łuku, tak samo jak potrafił również jeść czy chodzić. Nie zastanawiał się nad tym - po prostu to umiał. Oczywiście zaczęło się od ciężkich treningów pod okiem Halta, ale obecnie nie powinno to już być dla niego żadnym problemem.

Zwiadowca nie potrafiący wystrzelić strzały... dobre mi sobie. Nawet jeśli stracił już swój tytuł to jego umiejętności powinny z nim pozostać. One jako jedyne powinny być z nim do końca. W końcu nie to mówiła im opiekunka w sierocińcu?

,,Możecie stracić wszystko. Pieniądze, dach nad głową, przyjaciół, ale to czego się nauczycie będzie wasze do końca życia"

Mimo to nie był w stanie się przełamać. Jak widać los się na nim odpłacał. On zostawił wszystko za sobą, więc i teraz miał zostawić tą część siebie, która wciąż przypominała mu o tym kim niegdyś był. A jednak tak bardzo chciał strzelić z tego głupiego łuku!

Poirytowany zdjął kołczan z pleców i rzucił go na ziemie. Parę strzał wysypało się z niego. To samo chciał zrobić z łukiem, ale z jakiegoś powodu i tego nie był w stanie zrobić, więc oparł go zwyczajnie o ścianę chatki i stanął na środku polany.

Nie miał w tym jakiegoś konkretnego celu. Stał tam tak właściwe bez celu. Tak po prostu. Wiele rzeczy w jego życiu nie miało ostatnio sensu. W sumie to wszystko... Zaczynając od kłótni z przyjaciółmi, przechodząc przez utratę zawodu życia, a kończąc na byciu bezwzględnym mordercą. Tia, nie widział tu nigdzie tego tak zwanego ,,sensu".

Ostatecznie to on był sam sobie winny, choć i tego nie mógł być pewien, bo wiele wydarzeń z ostatnich dni było w jego głowie jeszcze trochę zamazanych. Aczkolwiek był pewien, że wszyscy w kraju mieli pełne prawo go nienawidzić. W sumie jakby się nad tym zastanowić to było to całkiem zabawne.

Największy bohater kraju, zwiadowca posługujący się czarną magią, który uratował kraj przed wargalami i nie tylko, ten który od swojego mistrza nauczył się dusić niedźwiedzie, a nawet przegonił go w tej dziedzinie - on potrafił pokonać dwa za jednym razem (aczkolwiek według legend nie miał 5 metrów, a tylko 4). Dzisiaj jedyne czym mógł się pochwalić to listą morderstw i zbrodni... No może jeszcze jego wspaniałym psem - który ostatecznie został nazwany Shadow, tak jak poprzedni. Ciekawe co usłyszałby od Halta, gdyby...

Właśnie, Halt. Will był pewny, że to właśnie jego mentor był teraz o niego najbardziej zmartwiony. Halt miał w zwyczaju nie okazywać emocji, a na twarzy pozostawać surową powagę, aczkolwiek po tylu latach wspólnych treningów i znajomości Will zdążył już się nauczyć czytać jego humory przez tę ,,maskę". W końcu byli dla siebie jak prawdziwy ojciec i syn - łączyła ich dokładnie ta sama relacja. Tak samo mocno im na sobie nawzajem zależało, oboje byli w stanie poświęcić dla drugiego życie, również czasami irytowali się równie mocno, a jednak wciąż byli dla siebie po prostu rodziną.

Will wiele razy zastanawiał się co by było gdyby teraz pojawił się w Redmont przed chatką Halta. Czy ponury zwiadowca ucieszyłby się? Czy okazał by wyjątkowo radość? A może spojrzał na niego z smutkiem i wykrzyczał w twarz jak bardzo go nienawidzi? Nie, to nie byłoby w jego stylu. Wszystkie złe rzeczy na temat Willa powiedziały tym swoim typowym poważnym głosem. Albo może wyjątkowo by się rozpłakał?

Już od dawna Will chciał napisać list. Wiele razy już nawet to zrobił, ale nigdy nie odważył się go wysłać. Nie obawiał się, że ktoś odkryje adresata wiadomości i go znajdzie. Wciąż posiadał swoją pieczęć - taką samą jak każdy inny zwiadowca w kraju - która obroniłaby wiadomość przed niepożądaną uwagą. Bardziej obawiał się tego, że Halt odpisze do niego, ale nie z słowami jakie ten chciałby zobaczyć...

Tia, pewnie były to bezsensowne obawy. Tym bardziej zważywszy na fakt, że Halt nie znał miejsca pobytu Willa, więc nawet nie miałby jak wskazać adresu wysiłki.

Westchnął głośno i skierował się w stronę chatki. Idąc rzucił jeszcze okiem na łuk leżący obok ściany budynku, ale nie wziął go ze sobą. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

W nocy rozpętała się burza. A solidne wiatry i mocny deszcz zniszczył prowizoryczny łuk, pozostawiając po nim tylko kawałek drewna.

...

28.06.2022

Jakoś mi idzie pisanie tego haha O ile JN mi się jakoś wyjątkowo nie chce (choć teoretycznie mam pomysł) o tyle tutaj szaleje. Mam już zaplanowany cały ten tom do końca. Ok, tu powinien być czas przeszły. ,,MIAŁAM zaplanowany ten tom do końca", ponieważ obecnie pewna osoba wyrzuciła do śmieci kartke, gdzie to było zapisane. ehhh. Musimy uwierzyć w moją NIEZAWODNĄ pamięć.

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

PS. Dla tych co myślą, że się obijam - Nie prawda. To że nie piszę JN to inna sprawa, a tutaj aktywnie uczestniczę w draftach itd. XD Dziś jest 2.10.2022 i muszę stwierdzić, że to ostatnie zdanie tego rozdziału kocham <3

Zwiadowcy - Nie uciekajWhere stories live. Discover now