Rozdział 2

37 4 0
                                    

 Chyba dzisiaj mija tydzień od ostatniego rozdziału... Mam taką nadzieje, bo zupełnie zapomniałam go wrzucić haha

  -Wnioski... - zaczęła i ucięła, by pozwolić dokończyć wypowiedź swojemu towarzyszowi...

   -...Zero - mruknął ten.

  -Nie może być, aż tak źle! - zaprzeczył Horace. Odpowiedziały mu dwa poirytowane spojrzenia. On natomiast zamilkł i odwrócił głowę w bok, by oglądnąć niesamowitą florę tego lasu, nawet jeśli nie różniła się niczym od tej wokół Redmont.

  -Uwierz mi, że może. Zresztą sam słyszałeś! - burknął na to Gilan - Nie dowiedzieliśmy się niczego potrzebnego! Wszystko, co Malcolm nam powiedział, już wiedzieliśmy wcześniej... Jenny, może podasz nam swoją kolejną, wziętą znikąd, teorię? - zapytał w jej kierunku.

  -Nie tym razem - mruknęła do niego - Zresztą o jaką ,,teorię" ci niby chodzi? Chcemy wiedzieć, gdzie jest Will. Tyle, że on może być wszędzie! Najlepszą kryjówką byłoby Seacliff, to najdalej od Redmont i wszystkich wydarzeń, więc tam pewnie wiele informacji mogło jeszcze nie dotrzeć. Oczywiście nie schowałby się też w mieście, tylko gdzieś w lasach obok, by jednak unikać mieszkańców...

  -Tak - potwierdził Horace - Tylko to zbyt oczywiste i on to wie... - dodał.

 -Właśnie! Brawo, Horace! - pochwaliła go żartobliwie Jenny - Więc nie warto zbliżać się do Seacliff. Znając Willa, pewnie schował się gdzieś obok Redmont lub stolicy, ale znamy go za dobrze, on wie, że byśmy się tego domyślili. Chociaż może o to chodzi może on wie, że my wiemy i dlatego ukrył się tam, bo tego nie sprawdzimy. Albo właśnie pojechał do Meric albo jakiegokolwiek innego lenna i my będziemy go szukać tam. Tylko że on najprawdopodobniej wie, ze my wiemy, że on wie, że my wiemy, że on wie, więc... Ah! - zawołała poirytowana - Nie mam pomysłu! On może być wszędzie!

 -A najgorsze jest to... - zawtórował jej Gilan -...że nawet żaden mieszkaniec go nie widział, a informacje dochodzą do nas za wolno, byśmy wiedzieli czy się opamiętał, czy wciąż zabija ludzi, gdzieś w mniejszych lennach albo wsiach.

  -Już nie myślcie tylko o sobie i Willu - upomniał ich Horace - Dowiedzieliśmy się przecież czegoś innego. Również ważnego...

  -I tu masz rację - odpowiedziała mu Jenny.

   Rozmowa z Malcolmem nie wniosła żadnych nowych szczegółów do ich poszukiwań. Zamiast tego lekarz jedynie potwierdził ich przypuszczenia i opowiedział, co nieco o swoich celach. Były one niezwykle zaskakujące i sami nigdy, by na to nie wpadli.

   Po tym jak Jenny wylała gorącą herbatę na staruszka ten zaczął, cokolwiek mówić. Wciąż nie odpowiadał na wiele pytać, ale samo spojrzenie dziewczyny, wystarczająco doprowadzało go do porządku, więc to Jenny prowadziła jego przesłuchanie.

   Jej pytania nie były jakieś wyjątkowe i wymyślne. W każdym bądź razie, nie była szkolona w tym kierunku. Miała być kucharzem, więc wiedza na temat przesłuchań jeńców, nie była jej do niczego potrzebna. Lata pracowania w jej karczmie, jednak były też pomocne. Nauczyły ją, jak rozprawiać się z niegrzecznymi klientami. Potrafiła też dobrze czytać z oczu ludzi, ale raczej w kierunku ulubionego dania, niż poszukiwań przestępcy.

   Pomocne było to, że doskonale wiedziała, o co ma pytać, ponieważ wcześniej omawiała wszystko z Gilanem i Horacem - i to w sumie ją uratowało.

  -Więc... - zaczęła wtedy, gdy byli jeszcze u medyka - No... ten... tego... - Malcolm spojrzał na nią krytycznie i stwierdził:

  -Może przejdź już do rzeczy... Albo przestań napadać ludzi w ich własnych domach - dodał kąśliwie. Jego humor zdecydowanie się pogorszył, gdy tym razem to Horace zadziałał i bez słowa stanął za nim z mieczem w ręku. Malcolm przełknął ciężko ślinę i spojrzał ponownie na dziewczynę przed nim. Ale tym razem nie był już taki pewny siebie.

  -Gdzie jest Will? I kiedy go ostatnio widziałeś - od razu przeszła do rzeczy, ponieważ w sumie nie miała żadnego innego pomysłu. Był to pierwszy raz, gdy kogoś przesłuchiwała, a do tego miała jeszcze obok siebie dwóch ekspertów w tych sprawach, więc czuła się podwójnie zestresowana i przytłoczona.

  Malcolm wyraźnie chciał rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, ale zmienił zdanie, gdy tylko przypomniał sobie o rycerzu, stojącym za nim. Westchnął i odpowiedział spokojnie...

   -Był tu jakieś dwa miesiące temu, a gdzie jest? Nie mam pojęcia. - Rozglądnął się na boki, bojąc się o własne życie. Wiedział, że przybyszów nie usatysfakcjonuje taka odpowiedź. Mógł również podać jakąś fałszywą, ale to nic, by mu nie dało. Wróciliby wtedy jakieś dwa tygodnie później i albo go zabili, albo dali przed sąd, gdzie dostałby dwa razy cięższy osąd. Wymiana informacji na krótszą przesiadkę w więzieniu też by się nie sprawdziła, ponieważ jego ,,klienci" byli wystarczająco wymęczeni i zdenerwowani,  że każde słowo mogłoby mieć tylko gorsze skutki. Najlepiej dla niego było mówić prawdę i zrobić wszystko, by ci jak najszybciej opuścili jego dom. I to najlepiej bez niego.

  -Jak to ,,nie masz pojęcia"? - wtrącił Gilan.

 -Nie szpieguję leczonych przeze mnie ludzi. - Miecz w ręku Horace'a poruszył się nieznacząco, a medyk usłyszał, jak rycerz pod nosem powtarza jego słowo. ,,Leczonych" usłyszał tylko ,,bardzo ciekawe" - Po zakończeniu terapii mogą robić, co chcą - dodał.

 -Twierdzisz, że ich leczysz - skomentowała to Jenny - ale jak dla mnie, tak to nie wygląda. - Malcolm spojrzał na nią i podniósł ręce w oznace bezsilności.

 -Przykro mi, że tak to wygląda z twojej strony - oznajmił - Nie robię nikomu niczego złego. Przedstawiam im swoje zdanie i próbuje ich do niego przekonać, robię dokładnie to samo, co Król Duncan albo nawet wy teraz.

  -Słucham? - zapytał Horace, a Malcolm w tej chwili zrozumiał, że chyba zaszedł trochę za daleko - Chcesz nas porównywać do siebie?! - krzyknął - Nawet nie próbuj, ty śmieciu!

  -Uspokój się, Horace - zrugała go zaintrygowana Jenny - Opowiedz, więc nam, jakie jest twoje zdanie? - Malcolm uśmiechnął się nieznacznie. Tak, że stojący za nim rycerz niczego nie zauważył, ale wciąż tak, że Jenny i Gilan mogli zobaczyć jego brak szacunku.

 -Zabijecie mnie wtedy pod zarzutem bycia zagrożeniem dla kraju.

 -Nie uważasz, że i tak powinniśmy to zrobić? - odparła Jenny - Mamy wystarczające dowody, by bez żalów wykonać twoją egzekucję. Tu i teraz.

 -Dowody? Chętnie ich posłucham - odparł na to. Gilan wyciągnął zza płaszcza książkę, tak dobrze znaną medykowi - To? To są wasze dowody? Tam nic na mnie nie ma. Możesz sobie być dowódcą korpusu, ale bez dowodów nic mi nie zrobicie. A w tej książce... Nie wiem, co mielibyście tam znaleźć. Czytałem ten dziennik za każdym razem, gdy Will coś do niego wpisywał. Znam jego treść i nie ma tam nic wyjątkowego.

 -Tak twierdzisz? - zapytał Gilan - Są tu wypowiedzi sprzed miesiąca - odparł - A o ile dobrze mi wiadomo nie widziałeś Willa od dwóch miesięcy. Nie wiesz, co on tu wpisał... - pewność znajdująca się w jego głosie od razu powiedziała Malcolmowi, że zwiadowca nie kłamał. Faktycznie tam było coś, co mogło zakończyć jego życie - Więc pozwól, że powtórzę pytanie, dlaczego to zrobiłeś? I jakie były twoje cele?

...

Uwielbiam pisać polsaty i nienawidzę ich czytać - chyba rozumie każdy kto również pisze.

Pocieszę was, że na następny rozdział nie musicie czekać jakoś mega długo, bo pewnie wrzucę go za jakiś tydzień albo szybciej. Na pewno nie będzie półrocznej przerwy, bo następny rozdział jest już napisany :D

Btw odpowiedź na pytanie Jenny i Gilana miała się znaleźć już w tym rozdziale, ale się tak rozpisałam, że za nim przeszłam do rzeczy, było już ponad 1000 słów. Więc stwierdziłam, że utnę ten rozdział w tym momencie. Bo chyba lepiej napisać 2 rozdziały, niż jeden na 2000 słów :D


Zwiadowcy - Nie uciekajWhere stories live. Discover now