Rozdział 5

228 15 11
                                    

~ ♡︎ ~

     POV'S NEWT

     Właśnie rozmawiałem z Alby'm na temat tego, kto jak pracuje i czy się nie obija. Musieliśmy dbać o porządek i o to, żeby wszystko zgodnie ze sobą współgrało. Przez dwa lata zaliczyliśmy ogromny progres. Staramy się o to, aby każdy czuł się spowolnienie i bezpiecznie. Obgadywałyśmy też naszą nową gwiazdę Katherine. Była jedyną dziewczyną, więc tym bardziej chcieliśmy, żeby czuła się bezpiecznie i komfortowo. Naprawdę nie ręczyłbym za siebie, gdyby któryś z tych smordasów coś jej zrobił. Nagle do pomieszczenie wbiegła owa brunetka o przepięknych zielonych oczach. Gdy jednak nasze spojrzenia się skrzyżowały ta odwróciła wzrok. To znaczyło, że nadal była zła. Czułem się strasznie z tym, jak ją potraktowałem. Zdawałem sobie też sprawę z tego, że być może straciłem jej zaufanie i raczej niełatwo będzie mi je odzyskać. Jednak dalej trzymałem się swojego zdania. To nie było zajęcie dla niej. Przecież to okropnie niebezpieczne! Przekonałem się o tym na własnej skórze. Przecież sam byłem biegaczem! Katherine spytała Alby'ego czy mogą porozmawiać w cztery oczy. Chłopak spojrzał na mnie wymownie, a ja skinąłem głową, po czym wyszedłem z pomieszczenia. No, ale jednak nie odszedłem. Schowałem się za drzwiami tak, aby nie było mnie widać. To było niegrzeczne tak podsłuchiwać, ale byłem bardzo ciekaw o czym chciała z nim rozmawiać.

Stałem za tymi drzwiami już jakiś czas i nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ona się go zapytała czy może iść z Minho do labiryntu! Myślałem, że sobie odpuściła, ale najwidoczniej nie. Postanowiłem słuchać dalej byłem niemal w stu procentach pewien, że Alby za żadne skarby nie pozwoli świeżemu przejść na mur.

— Dobrze w takim razie zgadzam się, ale jest jeszcze jedna sprawa...

Stałem tam, jak słup soli, nie wierząc w jego słowa. On jej pozwolił! Zgodził się, żeby tam poszła. Przecież on jej dosłownie pozwolił popełnić samobójstwo! Rozmawiali o czymś jeszcze, ale w tamtej chwili przestałem ich słuchać. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że to się działo. Od kiedy zobaczyłem ją w pudle taką przestraszoną, poczułem coś dziwnego. Coś mi w głębi serca podpowiadało, że muszę się nią opiekować. Mimo, iż znaliśmy się kilka dni była dla mnie bardzo ważna. Nie mógłbym jej puścić do labiryntu. Czułem się za nią odpowiedzialny. Jakby była młodszą siostrą, która zawsze pakuje się w kłopoty, a ja jako starszy barat muszę ją z nich wyciągać. Sam dokładnie nie potrafiłem tego wyjaśnić. Tego uczucia do niej. Po prostu zależało mi na niej, ale nie tylko mi na niej zależało. Minho też i to może nawet bardziej. Więc nie rozumiem dlaczego ten idiota też jej na to pozwolił. Przecież to nie jest zajęcie dla niej. Ona powinna zostać w strefie ze mną, a nie biegać po niebezpiecznym labiryncie. Nagle owa brunetka wybiegła z bazy z szerokim uśmiechem na ustach. Spojrzała na mnie tylko wzrokiem mówiącym ,,I co teraz?". Byłem wtedy okropnie zdenerwowany. Normalnie, aż się we mnie gotowało. Jeszcze nigdy chyba nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu, jak ona. Mało tego jeszcze nigdy o nikogo się tak nie martwiłem, jak o nią. Co prawda nie byłem w niej zakochany, ale coś mnie do niej przyciągało, a gdy powiedziała mi, że znaliśmy się przed labiryntem to już w ogóle. Wiedziałem, że nie byłem dla niej tak bliski, jak Minho. Jednak to ja widziałem coś czego nie wiedział nikt. Jej sny. Zafascynowały mnie. Prawdopodobnie mogły być to wspomnienia. Gdy opowiedziała mi swój wczorajszy sen o ojcu i tym chłopaku. Poczułem dziwne uczucie w sercu. Sam w sumie nie wiedziałem dlaczego. Jednak to nic nie znaczyło. Katherine to moja przyjaciółka i nigdy nie wyniknie z tego nic więcej. Właśnie moja przyjaciółka, jedyna osoba, do której przywiązałem się w tak krótkim czasie. Nie mogłem pozwolić na to, aby została zwiadowcą. Nie mogłem jej stracić. Nie czekając wszedłem do bazy, cały czerwony z nadmiaru złości.

Don't forget I love you || TMRWhere stories live. Discover now