3.4 - Chaos goni chaos

4 1 0
                                    


25 czerwca 2017, GP Azerbejdżanu – czwarte miejsce. Kanada okazała się jak dotąd dla Sebastiana najmniej gościnna. Niemiec co prawda zakwalifikował się w Montrealu na drugim miejscu, ale przez kompletnie zepsuty start, który rok wcześniej rozegrał po mistrzowsku, kontakcie z szarżującym z piątej pozycji Maxem Verstappenem, na którym Vettel uszkodził przedni spojler i swoją błędną decyzje o niezjechaniu do boksu pod Safety carem, który pojawił się po wypadku Carlosa Sainza, Romaina Grosjena i Felipe Massy, ostatecznie finiszował czwarty. 

Do Baku Ferrari leciało bez większych nadziei na walkę z Mercedesem. Specjalnie nawet nie wymienili silnika na to GP, by przyoszczędzić części. Azerbejżdżan miał więc być minimalizowaniem strat. W kwalifikacjach Mercedesy zgodnie z przewidywaniami zamknęły pierwszy rząd, drugi przypadł Ferrari, ale to Raikkonen startował trzeci. 

Do pierwszego zakrętu sytuacja nie uległa zmianie, za to dwójka okazała się kluczowym momentem do postrzegania wyścigu i niejako zapowiedzią tego, czego możemy się spodziewać. Valtteri Bottas bronił pozycję zjeżdżając do wewnętrznej, ale popełnił najgłupszy błąd jaki mógł. Zbyt mocno najechał na wysoką tarkę, przez co podbiło jego bolid i wleciał w atakującego go Raikkonena. Jakimś cudem Ferrari Kimiego nie odczuło zbyt mocno tego zdarzenia i Fin mógł bez problemowo kontynuować wyścig. Bottas za to załatwił sobie dodatkowy pit stop i stratę okrążenia do partnera z zespołu, gdyż przebił przednią prawą oponę. 

To awansowało na trzecie miejsce Sergio Pereza, który rok wcześniej w Baku uzupełniał podium, przez cały weekend spisując się znakomicie. Tym razem Meksykanin nie miał tempa na Ferrari, ale odjeżdżał od Verstappena, który szybko musiał się wycofać przez problem z silnikiem Renault, zwanym przez Red Bulla TAG Heuer. Tu taka ciekawostka – Red Bull nie był jedynym zespołem, który dzięki współpracy z tym producentem zegarków nadał silnikowi jego nazwę. Pionierem pod tym względem był Mclaren w 1983 roku, gdy pod koniec sezonu zmienili dostawcę silników z Coswortha na Porsche, a TAG zostało w nazwie silników do zmiany producenta w 1988 roku na Hondę. 

Wróćmy jednak do teraźniejszości. Na szóstym okrążeniu ze względu na problemy z kompletem opon supermiękkich zjechać musiał Ricciardo. Kolejny potencjalny rywal wyleciał z walki o podium, jednak wszystko zepsuł Danil Kvyat. Rosjaninowi bolid odmówił posłuszeństwa w najgorszym możliwym momencie – wyjeździe z sekcji zamkowej, gdzie nie ma miejsca, by zaparkować na poboczu. Zarządzono więc pierwszy tego dnia samochód bezpieczeństwa. 

Hamilton zrestartował znakomicie, nie pozostawiając choćby złudzeń Vettelowi. Niemiec o mały włos do jedynki nie stracił drugiego miejsca. Sergio Perez nawet wyprzedził Sebastiana, ale kierowca Ferrari jakoś zdołał się obronić. Za ich plecami czwartego Raikkonena wyprzedzili Massa i Ocon, a z bolidu Fina uleciały jakieś części... Które okazały się być przyczyną momentalnie wypuszczonego drugiego SC. 

Sytuacja kuriozalna, bo dyrekcja wyścigu ściągając Maylandera nie zorientowała się, że ostre odłamki bolidów wciąż są na torze. Bernd po raz drugi zjechał na dziewiętnastym okrążeniu i wtedy wydarzyła się sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, a w której gorzej zachował się Sebastian. Hamilton już podczas pierwszego restartu mocno zahamował do zakrętu piętnastego, jednak wówczas Vettel był dość daleko od Lewisa. Podczas drugiego jechał absolutnie za blisko. Brytyjczyk nie miał obowiązku pojechać inaczej, choć nie było by przesadą uznanie tego manewru za niepotrzebnie wolną jazdę, ale Seb się po prostu zagapił. Niestety, to był dopiero początek. 

Niemiec wpadł w amok i uderzył bolid Mercedesa od boku, omal nie łamiąc zawieszenia w obu samochodach. Tej amatorszczyzny nawet nie ma co porównywać z wypadkiem z Turcji z 2010 roku. Sebastian w wyniku kontaktu stracił znaczną część przedniego spojlera. Było ono na tyle uszkodzone, że wówczas bardziej przypominało to, które widzimy od 2019 roku. Jak się okazało, to był dopiero początek chaosu. 

Do pierwszego zakrętu Force Indie wyprzedził Massa, a różowe bolidy uszkodziły same siebie w dwójce. Wielu nazwało to „rewanżem" za Kanadę, gdzie zespół nie pozwolił Estebanowi wyprzedzić Sergio, ale to była kolejna tego dnia amatorszczyzna. Ocon „zdobył" kapcia, a Perez stracił przednie skrzydło, o które oponę przebił Raikkonen. Wówczas już zarządzono czerwoną flagę, bo jak się okazało, tor dalej nie był w pełni uprzątnięty i nie mówię tu tylko o nowych wydarzeniach. Alonso zwracał uwagę, że odłamków wciąż jest za dużo. 

Stawka na kolejnym restarcie za SC, bo wówczas jeszcze funkcjonowały inne zasady, prezentowała się tak, że za Hamiltonem i Vettelem był Massa, Stroll i Ricciardo, który wrócił z odmętów środka stawki. Dzięki temu do realnej rywalizacji wrócił też Valtteri Bottas. Na końcu neutralizacji, znowu w piętnastce, Lewis po raz kolejny pojechał kosmicznie wolno, ale tym razem Sebastian zachował trzeźwość umysłu i nie uderzył w Brytyjczyka. Spośród trzech restartów, ten był jego zdecydowanie najlepszym i był bardzo blisko Hamiltona, ale nie udało się go wyprzedzić. Poszalał za to Daniel Ricciardo, który w swoim stylu, po soczystym dive bombie, wyprzedził do jedynki oba Williamsy. Jak się okaże – będzie to najważniejszy manewr wyścigu. 

Dwa okrążenia później z rywalizacji wycofać musiał się Felipe Massa przez uszkodzenie zawieszenia, gdyż jego bolid przy wysokich prędkościach zbyt podskakiwał. Los Brazylijczyka szybko podzielił Hulkenberg, który w kuriozalny sposób urwał prawe przednie zawieszenie na początku sekcji zamkowej, a po problemach Felipe jechał piąty. 

W  międzyczasie został wydany wyrok na Vettela – 10 sekund kary stop&go. Niemiec dziwił się, mówiąc przez radio „When did I do dangerous driving?" (co dla mnie jest żałosne), ale zjechać musiał, na co miał trzy okrążenia. Zrobił to na trzydziestym trzecim i... wyjechał przed Hamiltonem. Jak to się stało? Ktoś powie, że to sprawiedliwość dotknęła Brytyjczyka, ale realnie było to koszmarne niedopatrzenie Mercedesa. Lewisowi bowiem na prostej start/mecie wysuwał się zagłówek i musiał zjechać na jego wymianę. Całość trwała na tyle długo, że Hamilton znalazł się za Sebem, którego nie zdołał wyprzedzić do końca wyścigu.

Brytyjczyk jeszcze zdołał ponarzekać na pracę Charliego Whitinginga, że kara dziesięciu sekund dla Vettel to jest za mało, ale nic nie mógł wskórać w tej sytuacji, a patrząc na zdarzenie sprzed kilku miesięcy z Meksyku, to prosił się o karę. Ostatecznie liderzy klasyfikacji generalnej skończyli na czwartej i piątej pozycji. Wyścig wygrał Ricciardo, trzeci był Stroll a drugi Bottas, który dopełnił piękno tego wyścigu. To jednak nie był koniec emocji. Na kilka dni przed GP Austrii, które Vettel ukończył drugi a Hamilton czwarty, wybuchła plotka, że Sebastian został zdyskwalifikowany z GP Azerbejdżanu. Okazało się to jedynie fake info, ale wielu fanów dało się nabrać. 

Zdarzył się więc cud. Mimo, że Bottas skończył przed Vettelem, to udało się pokonać Hamiltona. W kontekście walki o tytuł ten wyścig mógł okazać się bezcenny.

| F1 | Sebastian Vettel w Ferrari - Spełnienie z ogromną nutą niedosytuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz