🤍 3 🤍

2.3K 38 2
                                    

   Tolę z półsnu wyrwało mruczenie kota. Biały sierściuch położył się obok i zaczął wydawać z siebie ciche, przyjemne dźwięki. Spojrzała na ścienny zegarek, a w jej głowie pojawił się obraz tego, co zrobiła parę chwil temu. Rumieniąc się, zacisnęła mięśnie w dolnych częściach ciała, a zwierzę zmierzyło ją oceniającym wzrokiem - przynajmniej tak się jej wydawało. Nawet jeśli miała świadomość, że niejedna dziewczyna to robi, na samą myśl zawsze się zawstydzała. Od jakiegoś czasu często ulegała swoim fantazjom, które były zazwyczaj bardzo podobne, ale wciąż nie mogła się z nimi stuprocentowo oswoić. Dech w piersiach zapierała jej wizja dominującego, silnego mężczyzny, który umie o nią zadbać, a dotąd jej doświadczenie było niemalże znikome. Peszyła się, gdy wyobrażała sobie silne dłonie na swojej szyi, ale cóż mogła zrobić innego, niż odprężyć się i oddać w odpowiedzialne ręce erotycznego marzenia. Pogłaskała Puszka i zaczęła wsłuchiwać się w bezkształtne dźwięki. Rodzice już wrócili i ochoczo krzątali się po domu. Stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie krótka rozmowa z nimi, zwłaszcza, że dostatnio często się mijają. Wzięła kota na ręce i zeszła na dół.
— Co tam u dziadków? — zapytała podchodząc do blatu, na którym stał duży koszyk z czerwonymi owocami. Malinowa woń rozchodziła się po całej kuchni, gdzie Krysia i Tomasz oddali się ochoczej rozmowie na temat sąsiadów. Plotkary, pomyślała kąśliwie Tola i zaczęła uważnie się przyglądać roześmianymi twarzom jej rodziców. Oboje byli pracowitymi i pogodnymi ludźmi, choć niezbyt wyróżniali się z tłumu - ale raczej to im nie przeszkadzało. Między nimi, w małżeństwie nigdy nie było większych problemów. Mogło się zdawać, że w ich przypadku przyjaźń góruje nad miłością. Byli bardzo ciekawi w swojej prostocie, dlatego Toli zrozumienie ich bez konkretnej rozmowy przyszło dość łatwo. Jak bardzo specyficzni byli, tak specyficznym uczuciem darzyli swoje dzieci.
— Oj, bardzo dobrze — odezwał się ciemnowłosy mężczyzna. — Mamy dużo roboty w ogrodzie, sama widzisz jakie piękne malinki są tego roku.
Tola kiwnęła głową, bo ojciec miał całkowitą rację, karmazynowa czerwień intensywnie pobudzała kubki smakowe. Opowiedzieli jeszcze trochę o tym, co spotkało ich tego dnia, ale Tola skupiła się tylko na zdaniu, które wybrzmiało jej między wierszami. Zdecydowali w tym roku pojechać na wakacje dopiero w październiku, co delikatnie ją ucieszyło, bo będzie miała wymówkę, by zrezygnować. Zazwyczaj coroczny wyjazd spędzali z zaprzyjaźnioną rodziną, za którą szatynka nie przepadała. Nie można jej się dziwić, bo to był typ ludzi idealnie pasujących do Tomasza i Krystyny, którzy na dodatek mieli denerwującego psa, i równie irytującego syna, a wraz z Maksem tworzyli mieszankę wybuchową. Odetchnęła z ulgą, która towarzyszyła jej do końca wieczoru i ułożyła do snu.

    Ten poranek nie różnił się zbytnio od innych tego lata. Ciało Toli muskało przyjemne ciepło, a delikatny wiatr zmierzwił jej włosy, gdy sunęła chodnikami na swoim fioletowym rowerze. Stwierdziła, że potrzebuje trochę ruchu, by oczyścić umysł z kłujących myśli. Im bliżej kawiarni była, tym więcej bezsensowych zdań układała w głowie. Próbowała zapobiec żenujacej rozmowie z Adamem, który pewnie zarzuci jakimś żartem o jej fartuszku. Szatynka nie cierpi, gdy ktoś kwestionuje jej zaradność. Przyznanie się do błędu było ciężkie, nawet tak nieznacznego i małego. Zapięła rower pod starą kamienicą, w której usytuowane było jej miejsce pracy i westchnęła spoglądając na budynek. Szczerze uwielbiała połączenie starszej kondygnacji i nowoczesnym, lecz bardzo przytulnym lokum, w którym można wypić najlepszą kawę w mieście. Jej zachwyt przerwało nieodparte wrażenie, że ktoś przeszywa wzrokiem na wskroś każdy atom jej ciała. Adam siedział na dworze przy eleganckim, wiklinowym stoliku, a na dnie jego kubka czarna ciecz odbijała zarys nieba.
— Witaj, Tolu — rzekł, po czym poklepał swoimi dużymi dłońmi krzesło obok niego. Zabrzmiało to bardzo poważnie, przynajmniej szatynka tak to odebrała. Zaczęła nerwowo zastanawiać się, czy on robi to specjalnie, czy może czyta w myślach i widział co robiła wczoraj wieczorem, i właśnie oceniał jej zbereźne fantazje. Wytrzeszczyła oczy i powoli usiadła obok niego. — To chyba Twoja zguba?
Tola przełknęła ślinę. Ale wstyd, jeszcze on tak pięknie pachnie, pomyślała patrząc nie na Adama, a fartuch, chociaż zapach menadżera również przyciągnął jej uwagę.
— Dziękuję bardzo, że go wyprałeś i w ogóle — zająknęła się. Nie wiedziała, czy atmosfera jest zagęszczona przez jej wstyd i potok myśli, czy szatyn specjalnie udaje zeźlonego.
— Och, już przestań. Przecież wiesz, że nic się nie stało — wycedził przez szeroki uśmiech. — No, a teraz uciekaj.
Toli ciśnienie najpierw spadło, a po krótkiej chwili czuła, że ponownie się w niej gotuje - tym razem ze złości. Spojrzała tylko na mężczyznę, którego miała ochotę udusić za zwracanie się do niej jak do dziecka, ale stwierdziła, że parę głębokich wdechów i szklanka wody na uspokojenie będą lepszym pomysłem.

Moje maleństwo | DDLGWhere stories live. Discover now