~ᴋᴏʟᴍᴇ~

151 13 26
                                    

Na przerwie przed ostatnią lekcją, mój żołądek zaczynał się bardzo pilnie domagać jedzenia. Chciałem wytrzymać do powrotu do domu i wtedy zjeść troszkę obiadu, jednak z każdą chwilą coraz bardziej trzęsły mi się ręce i robiło mi się słabo. Pierwszy raz tak długo nie jadłem. Zazwyczaj wyglądało to tak, że nie jadłem śniadania, potem brałem trochę obiadu, a z kolacjami to różnie wyglądało, jednak zazwyczaj jadłem jakieś jabłko. Teraz nie jadłem nic od poprzedniego dnia, w którym zjadłem wyjątkowo skromny obiad. Właściwie to tego nie można było nazwać obiadem, gdyż było to zwykłe jabłko. Trochę tego żałuję, ponieważ teraz czuję się okropnie. Jednak wiem, że gdybym jednak zjadł coś więcej, również miałbym wyrzuty sumienia, czy przypadkiem nie za dużo tego było. To nie tak miało być, miałem jeść tylko trochę mniej niż zwykle, żeby zrzucić zbędne kilogramy. A teraz co?

Z wszystkich sił próbowałem wytrzymać i nie dać po sobie poznać, że coś nie tak. Zostało tylko kilka ostatnich minut przerwy i ostatnie 45 minut lekcji. Niestety, ostatnia była znienawidzona przeze mnie historia.

Dygoczącymi dłońmi sięgnąłem po wodę, która jak zawsze w takich sytuacjach miała mnie uratować.

-Mikey, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej- usłyszałem znajomy głos, a zaraz po tym poczułem na ramieniu czyjąś drobną dłoń. Od razu rozpoznałem do kogo należy.

-Nie, nie martw się, jest dobrze. Po prostu... Emm... Duszno tu jakoś?- odpowiedziałem nerwowo popijając wodę. Wiedziałem, że było to słabe kłamstwo. Miałem jedynie nadzieję, że nie domyślił się tego.

-Nie kłam. Przyjaciele nie kłamią, pamiętasz?-
Cholera, czyli jednak się domyślił. Przecież on nie jest taki głupi. Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie powiem mu prawdy.
Starałem się oddychać głęboko, by jakoś się uspokoić oraz aby dziwne uczucie słabości odeszło, a w ręce zgniatałem butelkę z nerwów.

-Nie chcesz może wyjść na dwór i zaczerpnąć świeżego powietrza?- zaproponowała Max, z wyraźną troską w głosie.

W odpowiedzi jedynie pokręciłem przecząco głową, a po chwili zadzwonił dzwonek. Gdy podnieśliśmy się z ławki, poczułem się, jakbym miał w tamtym momencie upaść na podłogę i już nigdy więcej nie wstać. Potwornie zakręciło mi się w głowie, jednak starałem się iść przed siebie i nie myśleć o tym. Jeszcze tylko czterdzieści pięć minut i mogę wracać do domu. Wytrzymam.

Tak jak myślałem, historia była nudna i okrótne się dłużyła. Poczucie słabości trochę mi minęło, jednak w ciągu dalszym lekko kręciło mi się w głowie. Odliczałem każdą minutę do końca, chcąc jak najszybciej wrócić do domu.

Co do Eleven, stwierdziłem że najlepiej będzie, jeśli wytłumaczę jej, że się fatalnie czuję i nie dam rady dzisiaj ruszyć się z domu. Nie okłamię jej przecież, prawda?

Gdy łaskawie zadzwonił dzwonek, czym prędzej wyszedłem z klasy, nie zważając uwagi na to, że powinienem się pożegnać z przyjaciółmi. To było niemiłe z mojej strony, wiem. Ale w tamtym momencie w mojej głowie istniała tylko jedna myśl - wrócić jak najprędzej do swojego domu.

Powrót nie zajął mi specjalnie długo, choć traciłem siły. Będąc na miejscu, odstawiłem rower i trochę chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi.

Już po przekroczeniu progu do moich nozdrzy docierał piękny zapach jedzenia. Pamiętaj, by nie przekroczyć granicy. Nie mogę.

-JESTEM- krzyknąłem, oznajmiając swoje przybycie.

Nie dostałem żadnej odpowiedzi, więc tylko położyłem plecak w przedpokoju i skierowałem się w stronę kuchni. Spotkałem tam swoją rodzicielkę, z którą się przywitałem.

-Obiad zaraz będzie. Jak tam w szkole?- zapytała. Tak, to pytanie pojawiało się zawsze.

-Właściwie to nic nowego. Trochę nudno było- odpowiedziałem. To była prawda. Nic się nie działo specjalnego.

-Oh, no dobrze. W każdym razie, muszę Ci coś powiedzieć- rzekła z małym uśmiechem.

Posłałem jej pytające spojrzenie. Trochę się zaniepokoiłem, co jeśli coś zauważyła? Czy ona ma zamiar zrobić mi pogadankę?

-Dzisiaj wyjeżdżamy do babci na weekend, wybierasz się z nami? Nancy dziś nie będzie, wybywa gdzieś z Jonathanem na randkę-

Od razu mi ulżyło. Na całe szczęście, chodziło tylko o wyjazd. Teraz musiałem przemyśleć, czy chciałbym pojechać, czy jednak zostać.
Z jednej strony, pojechałbym, ponieważ dawno nie widziałem się z babcią i dziadkiem. Przykro by im było, gdybym się nie zjawił. Z drugiej jednak, miałbym wolne mieszkanie na dłuższy czas i święty spokój.

-Emmm....mogę zostać i popilnować domu- odpowiedziałem. Stety bądź nie, wybrałem tą egoistyczną opcję. Nie wiedziałem, czy to aby na pewno dobra decyzja. Natomiast byłem wręcz przekonany, że gdybym zdecydował się pojechać, to na pewno musiałbym dużo jeść, bez możliwości odmowy. A tego bym nie przeżył.

Mama pokiwała głową i wyciągnęła z piekarnika blachę, na której znajdowała się zapiekanka. W takich momentach cieszyłem się, że rodzicielka nie zadawała zbyt wielu pytań. Po prostu kiwała głową i kończyła temat.

Po kilku minutach wszyscy siedzieliśmy przy stole spożywając obiad, w kompletnej ciszy. Trochę zmuszałem się do tego, by coś przełknąć. Grzebałem widelcem po talerzu, wybierając stamtąd kawałki cebuli, za którą nie przepadałem.

-Mamoo, nie smakuje mi to mięso- powiedziała z obrzydzeniem moja młodsza siostra Holly, mając pełną buzię.

-No dobrze, to jak musisz to wypluj na talerz- westchnęła mama.

Zadowolona Holly, która siedziała na przeciw mnie, wypluła na talerz to co miała jeszcze chwilę temu w buzi. Momentalnie zrobiło mi się nie dobrze i odechciało się jeść. Z zniesmaczeniem spojrzałem na swoją porcję i stwierdziłem, że już więcej nie dam rady wcisnąć, szczególnie po tym nie ciekawym widoku.

-Ja już dziękuję- powiedziałem z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Wziąłem swoje pół pełne naczynie i postawiłem przy zlewie.

-Mike, przecież ty prawie nic nie zjadłeś!- oburzyła się mama.

Oj.

-Już nie jestem głodny- burknąłem i czym prędzej udałem się do mojego pokoju.

Rzuciłem się na swoje łóżko, tępo gapiąc się w sufit wciąż walcząc z tym, by nie zwymiotować. To było tak potworne, tłamszące, uczucie. Powoli dopadały mnie wyrzuty sumienia, których nie zdołałem się pozbyć. Czy ja nie zjadłem za dużo? Może nie powinienem jeść aż tyle..? Czy ja od tego przytyję?

Zakryłem dłońmi twarz, starając się ukryć pojedynczo spływające łzy. Czułem się słaby. Nie fizycznie, a psychicznie. Byłem świadomy tego, że niedługo się wykończę. Ale nie umiałem przestać. Nie umiałem z tym wygrać.

Odczuwałem bezradność. Nienawidziłem nigdy tego. Bo to właśnie ta bezradność niszczy mnie najbardziej. Świadomość, iż nic już nie mogę zrobić. Jestem na przegranej pozycji.


¬¬¬

Liczba słów: 1017

Terve!
Tak, tak, rozdział miał być wcześniej, aczkolwiek nie miałam chęci napisać ostatnich kilku zdań, z różnych względów. Wyjątkowo krótki, oczywiście miał być dłuższy, ale... Po pierwsze, nie miałam chęci i motywacji do pisania, a po drugie doszłam do wniosku, że lepiej to będzie rozdzielić.

Mam nadzieję, że mimo wszystko w miarę wam się podobał 💞

Dziękuję za uwagę i życzę wam miłego dnia/nocy!

[04.02.2021]

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 04, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

¦ɪ'ᴍ (ɴᴏᴛ) ɢɪᴠɪɴɢ ᴜᴘ¦  ɹǝןʎꓭWhere stories live. Discover now