~ʏᴋsɪ~

199 17 64
                                    

Może najlepiej, jeśli zacznę od początku.

Niewinne dostrzeganie większej ilości wad w sobie. Każdy przecież w sobie czegoś nie lubi, prawda? Też tak na początku myślałem. Byłem zdania, że to jest oczywiste, że niektórych rzeczy w sobie nie akceptuję. Czy to z wyglądu, czy to z charakteru... Było dobrze, dopóki nie zaczynałem popadać w obłęd. Głównie rozchodziło mi się o swoją wagę. Nie podobało mi się to, ile ważyłem, każda nawet najmniej widoczna fałdka zaczynała mi wadzić. Często pojawiały się dni, w które nie potrafiłem ani przez chwilę patrzeć na swoje lustrzane odbicie. W jakim momencie to się stało, nie wiem... Nie potrafię sobie przypomnieć chwili, w której zacząłem tak o sobie myśleć.

Ostrożnie zaczynałem odstawiać jedzenie, brać mniejsze porcje wszystkiego. Moi rodzice chyba prawie niczego nie zauważyli, jednak miałem wrażenie, iż moja starsza siostra Nancy zaczyna mieć mnie na oku bardziej, niż zwykle.

Kolejną rzeczą były moje uczucia oraz mój związek z Eleven. Nie było to to samo, co na początku. Nie kochałem jej już tak jak to było kilka lat wstecz. Czasem zastanawiam się czy ja ją w ogóle kiedykolwiek kochałem.
Myślę, że jej też zaczyna doskwierać ta relacja. Jest zmęczona moim zachowaniem, tak wynika z moich obserwacji. Nie dziwię się jej ani trochę, sam miałbym prawdopodobnie dość, gdyby ktoś non stop przynosił ze sobą pesymistyczną atmosferę i psuł mi humor w trzy sekundy. Do tego gdy próbujesz się dowiedzieć, co się stało, ta osoba ci nie odpowiada.

Problem w tym, że ja nie potrafiłem jej odpowiedzieć na to, co się stało. A raczej najzwyczajniej w świecie nie chciałem jej mówić, bo sam nie bardzo wiedziałem co konkretnie miałbym jej wyznać. Wiedziałem przez co przeszła. Straciła swoje moce, do tego o mały włos a straciła by i Hopper'a, który się nią zajmował. Po co miałem jej dokładać zmartwień?

Nie chciałbym jej ranić. Nie wiem, czy dałbym radę z nią zerwać. Była wspaniałą osobą, która w imię przyjaźni i miłości była w stanie poświęcić swoje własne życie.

Eleven mi się nie znudziła, odkryłem po prostu że moje serce bije tak naprawdę dla kogoś innego i to właściwie od dłuższego czasu.

Tym kimś był mój najlepszy przyjaciel, którego znałem już od najmłodszych lat. Tak, to był Will Byers. Ten słodki, co chwilę rumieniący się chłopak, który bardzo łatwo zawładnął całym mym sercem, duszą i umysłem. Will ma śliczne oczy, które pomimo tego, iż widziały sporo w życiu, wciąż miały w sobie te małe iskierki radości. Kochałem jego uśmiech, taki szczery, aż człowiekowi na jego widok również chciało się uśmiechnąć. Ten uroczy śmiech, który był zaraźliwy i aż topił moje serce. Jego śliczne usta, które tak bardzo wręcz błagały o to, aby je pocałować...

Nie tylko wygląd chłopaka był niezmiernie atrakcyjny, lecz jego charakter należał do równie pięknych. Często bardziej obchodziło go bezpieczeństwo i szczęście innych, niż jego własne. Zawsze był bezinteresowny i chętny do pomocy. Nawet gdy u niego nie było kolorowo, starał się jak mógł by każdemu było jak najlepiej. Niezwykle delikatny i wrażliwy... Mówiąc prościej, idealny.

Nie potrafiłem o nim przestać myśleć, nawet będąc w związku z Eleven. Niestety, wiedziałem że on pewnie nie czuje do mnie tego samego, byłem o tym wręcz przekonany.

Gdyby moi rodzice się dowiedzieli... To byłby mój koniec. Ich syn woli chłopców? Toż to okropieństwo pierwszorzędne! Porządni obywatele Ameryki mają syna geja? Gdzie popełnili błąd w wychowaniu?

W głowie miałem już wszelkie scenariusze sytuacji, gdy dowiadują się o mnie. Każdy niestety był nieciekawy. Miałem jedną w życiu myśl, iż może jednak nie będzie źle i zaakceptują mnie takiego, jaki jestem.

¦ɪ'ᴍ (ɴᴏᴛ) ɢɪᴠɪɴɢ ᴜᴘ¦  ɹǝןʎꓭWhere stories live. Discover now