Trzeci

202 9 4
                                    

Nie miej nigdy żalu o literę w pojedynczym napisanym słowie,
Mała zmiana może utorować szlaki właściwej wizji.

Założył na siebie granatową bluzę z kapturem, rozglądając się po swoim pokoju. Po raz pierwszy od kilku tygodni po podłodze nie były rozrzucone ubrania, gdyż wszystkie znajdowały się w tej chwili w walizce. Westchnął cicho, w dalszym ciągu nie potrafiąc zrozumieć, czemu wszyscy zmuszają go do wyjazdu do Stanów. Nie miałby nic przeciwko, gdyby to jeszcze było jakieś duże miasto, jak na przykład Los Angeles, czy Nowy Jork. Jednak to było zwykłe, nudne Kansas City, gdzie nie było co robić.

Słysząc wołanie z dołu, zabrał swoją komórkę z komody, a następnie wyszedł, ciągnąc ze sobą bagaż. Zszedł po schodach z grymasem na twarzy, modląc się, aby jego rodzice zmienili zdanie. Niestety, kiedy znalazł się w przedpokoju widział podekscytowanie na twarzach zarówno swoich przyjaciół jak i ich rodzicielek. Nie zapowiadało się na to, żeby udało mu się wywinąć z tej niepotrzebnej podróży. Nastolatek zastanawiał się również nad tym, czy by nie obiecać poprawy w zamian za zostanie w Sydney, ale po chwili sam skarcił się za to, gdyż jego mama nigdy nie uwierzy w jego słowa, biorąc pod uwagę, że Luke nie dostrzegał w sobie żadnej zmiany, poza brakiem chęci do większości rzeczy.

-Masz wszystko? – usłyszał dźwięczny głos Liz, która jeszcze chwilę temu dyskutowała o czymś z rodzicielką Caluma. Na jej pytanie, blondyn pokiwał twierdząco głową, nie próbując się odzywać, bo pogorszyło by to tylko jego sytuacje. Chciał, żeby ten miesiąc już minął. Wolał całe dni spędzać w studiu nagraniowym, niż na jakimś zadupiu, które nawet nie ma plaży. – No to czas ruszać. – zawołała, zabierając klucze od samochodu. – Chłopcy pożegnajcie się tutaj, bo ja was tylko pojadę zawieść. – oznajmiła, a na jej słowa, przyjaciele odłożyli wszystko i przytulili swoje rodzicielki. Luke, widząc to, wywrócił oczami. Nie rozumiał, jak mogli się oni cieszyć na to wszystko i jeszcze dziękowali. Ostatnia rzecz, którą on zrobi, to będzie wdzięczny Liz za tą wyprawę. W dalszym ciągu nie wiedział jak to miało sprawić, że się zmieni, skoro nikt go nie będzie tam pilnował, a szczerze wątpił, żeby któremuś z nastolatków chciało się chodzić za nim krok w krok.

-Trzymajcie się. Miłego odpoczynku wam życzę. – powiedziała kobieta, żegnając się ze wszystkimi. Kiedy podeszła do swojego syna, posłała mu troskliwy uśmiech. Położyła dłoń na jego ramieniu, a następnie przyciągnęła do siebie i przytuliła. Blondyn jednak, w dalszym ciągu wściekły na mamę, nie odwzajemnił gestu. Wywrócił oczami, czekając aż się od niego odklei.  – Pamiętaj dlaczego to robimy. – szepnęła mu do ucha, a następnie puściła. Osiemnastolatek zabrał swój plecak i ruszył w stronę wejścia do samolotu, a za nim trójka przyjaciół, do których również miał uraz.

*

Szybkim ruchem spięła swoje długie kasztanowe włosy w wysokiego kucyka i zawiązała wokół bioder granatowy fartuszek, w którym pracowała w Heaven House. Przeglądnęła się w lustrze, poprawiając lekko rozmazany tusz do rzęs. Wyglądała przeciętnie. Miała duże, niebieskie oczy, które w świetle dziennym przybierały odcienie zieleni, mały, lekko zadarty nos i pełne malinowe usta. Nie narzekała na swój wygląd. W prawdzie nawet nie przywiązywała do niego dużej wagi.

 Zabrała z szafki na zapleczu mały notesik i długopis, wsadzając je do tylnej kieszeni startych jeansów, a następnie stanęła przy ladzie, przyglądając się klientom z uśmiechem na twarzy.

Nie było dużego ruchu. W pomieszczeniu znajdowały się zaledwie trzy osoby, ale to ze względu na wczesną porę. Na zegarku wybiła dopiero 9, więc większość albo jeszcze spała, albo pracowała. Layla nie chodziła na żadne zajęcia w czwartki, więc była tutaj od rana, a po 14:00 miała wolne. Planowała dzisiaj wybrać się na małe zakupy, gdyż w lodówce świeciło pustkami.

Guardian Angel {l.h} ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz