Rozdział 12

47 4 4
                                    

Tydzień po ataku na Biglewater, okolice rynku, biesiada

-Czy to na pewno, dobry pomysł?- Illaoi spojrzała na Miss Fortune, a potem na plac, na którym rozpalono kilka, sporych rozmiarów ognisk.

-Potrzebują tego. - odparła ruda.- Dużo się działo.- pani kapitan wodziła wzrokiem po zebranych na zrujnowanym głównym placu.- Każdy, mimo wszystko kogoś stracił. Wszyscy próbują odbudować miasto. Należy się im trochę zabawy. - uśmiechnęła się nikle, widząc jak grajkowie urozmaicają siedzącym przy ogniskach czas.

-Może i masz rację. - kapłanka odwzajemniła uśmiech.- Sama też, chcesz odpocząć, pozbierać umysł prawda?- zapytała, patrząc rozmówczyni w oczy.-Wieść o ataku na Bilgewater, rozeszła się, wręcz błyskawicznie.

-A dziwisz się?- Miss Fortune nie odpowiedziała na zadane pytanie.- Nasze miasto, prawie całkowicie zostało zrównane z ziemią. Jeszcze te tajemnice. - rozmasowała skronie.- Cóż takiego, Ganplank jeszcze ukrywał przed wszystkimi?

-Nie.- Illaoi przyglądała bawiącym się.-Bez urazy, ale nie uważam, żeby Kapitan Ganplank wiedział cokolwiek. - wyprostowała się, jakby bardziej.- My, kapłani strzeżemy pilnie tajemnic świątyni.-dodała.- Zabawne. Patrząc tak na nich, jestem zaskoczona, że przy normalnych okolicznościach, większość z nich skoczyłaby sobie do gardeł.

Miss Fortune nie skomentowała słów związanych z Ganplank'iem.

-Na tym polega życie w rodzinie. - zaczęła ruda.- Każdy, kogo widzisz, włącznie z nami został odrzucony w takich sytuacjach jak ta. To przynajmniej tutaj się wspieramy.

-Zabawne, jak pewne sytuacje, potrafią zmienić nastawienie ludzi.- zaczęła Illaoi.- W sumie, to Bilgewater jakoś tak zmieniło się od przybycia Przeklętej. - kapłanka zaczęła wodzić wzrokiem, poszukując wspomnianej kobiety.

-Coś w tym jest. - Miss Fortune poprawiła kapelusz.

-Nie coś, a na pewno. - Illaoi przeniosła wzrok na rudą.- Przekroczyła próg świątyni bez najmniejszego problemu.- pokiwała głową, widząc minę pani kapitan.- Też się zdziwiłam. Magia w świątyni ma chronić przed mrokiem, a ona weszła jakby nigdy nic. A, jak się modliła.- kapłanka była pod wrażeniem.- Naprawdę i szczerze to robiła.

-Poważnie?- Miss Fortune, ponownie zrobiła wielkie oczy.

-Owszem. Wężowa Matka, na pewno usłyszała jej modły. - Illaoi uśmiechnęła się.- Dawno, oj dawno nie widziałam kogoś, kto, aż tak szczerze się modlił.

-Swoją drogą, ciekawe gdzie ona jest? -Miss Fortune skrzyżowała ręce na boki.- Zeda widziałam, gdzieś się kręcił po okolicy, a ona, jakby w ogóle jej w mieście nie było.

-Może potrzebowała czasu dla siebie? Po tym, co zrobił jej Talatsu wcale bym się nie zdziwiła. - westchnęła kapłanka.- Fate od zmysłów odchodzi. Jak mi wparował do świątyni, to go myślałam, że na kopach wywalę, za brak ogłady w świętym miejscu.

-Ten to w gorącej wodzie kąpany ostatnio. - ruda zrobiła skonsternowaną minę.- Do mnie też, wparował jak do siebie. Tylko dlatego, go w kajdany nie zakułam, bo jest jak jest.

-Może się zakochał?- Illaoi spojrzała na kapitan.

-Fate i zakochanie? - Miss Fortune skrzywiła się.- Nie, raczej nie. Chociaż, kto go tam wie. Z nimi, facetami to różnie bywa. Wystarczy, że baba spluwą albo mieczem pomacha i już się ślinią, jak pies na szynkę.

League of Legends Serce ZłodziejaWhere stories live. Discover now