Rozdział 16

19 2 0
                                    


-Hę?- Twisted Fate poderwał się do pół siadu, ciężko przy tym oddychając.

Od razu dotknął swojej klatki piersiowej, badając ją dłońmi.

-Nic mi nie jest, ale przecież...?- zamknął na moment powieki, chcąc przywołać to, co działo się wcześniej.

Pamiętał doskonale jak Saehera zaatakowała ich przeciwnika, a potem nawet Talatsu i w końcu...jego. Zaatakowała jego. Serce załopotało szybciej w piersi Mistrza Kart na myśl, że osoba, którą tak polubił mogła go skrzywdzić. Tłumaczył sobie jednak w myślach, że tak nie było. To nie była prawda? Nie była, prawda?

Podniósł się do pół siadu. Spojrzał na swoje zabandażowane dłonie. Poruszał palcami. Czul się źle, jakby został zdradzony, ale przecież tak nie było. Ona go uprzedzała, że coś takiego może się stać, znaczy wspominała. Wtedy w jego kajucie na statu...właśnie! Twisted Fate rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie znajdował się na statku. Tego mógł być pewien. Leżał na wielkim łóżku wyłożonym puchatymi futrami jakichś zwierząt. Do tego grube koce i rozpalony kominek, który dawał to przyjemne ciepło.

Jego oczy uważnie przyglądały się miejscu, w jakim przyszło mu odpoczywać. Drewniane meble i dekoracje ścienne przypominały Freljord. No tak! Przecież to właśnie tutaj płynęli! Jak mógł zapomnieć?

Zsunął się z łóżka, a stopy natrafiły na miękkie, białe futro. Poruszał palcami, bo było to nawet przyjemne. Przetarł twarz dłonią, nie rozumiejąc co się stało i co z tym wszystkim zrobić? Musiało być jakieś wyjaśnienie, czemu Saehera tak się zachowała. Musiało! Westchnął, klepnął w brzeg łóżka, po czym wstał. Poczuł jednak ból w lewym boku, za jaki się złapał.

-Ah...-podniósł jasną koszulę i wtedy dojrzał bandaż na ciele.

Widać został jednak ranny, ale kto w takim razie go obronił? I wtedy przypomniał sobie lodową strzałę, jaka przyleciała gdzieś z prawej strony. A potem odbiła ostro zakończone macki Saehery, więc on tylko nieznacznie został rany. Ale jednak bolało.
Biały materiał ozdobiony został krwią, ale nie czuł, żeby coś tam złego się działo. Może jeszcze wcześniej krwawił i już przeszło? Będzie musiał poszukać kogoś, kto pomoże mu z opatrunkami. Na boso, bo nie mógł znaleźć butów, wyszedł z pokoju. Ogromny korytarz jawił się przed jego oczami. Zagwizdał, widząc, że najpewniej znajdują się w zamku. Było trochę chłodno, ale jakoś da radę. Widział również, jak czasami strażnicy ubrani w zbroje spacerowali korytarzami, ale jakby nie zwracali na niego uwagi. Ot, tylko zerknęli, skinęli głowami i ruszyli przed siebie. Czyli więźniem nie był, zatem gościem? Jeśli tak, co z pozostałymi? Musiał ich odnaleźć.

-Jesteś pewien, że chcesz to ciągnąć?- posłyszał znajomy głos Sary, ukochanej Graves'a Malcolma.

-Tak.- i tamten się odezwał, więc ich odnalazł i już chciał wejść, kiedy zatrzymał się z tym zamiarem.- Tobias nigdy nie odwzajemni tego, co czuję ja. Chociaż wiem, że bywa o mnie zazdrosny. Poza tym pojawiła się ona. Nie mam z nią żadnych szans. Widziałaś jak na nią patrzy, prawda?- Fate słuchał tego, o czym mówił przyjaciel i aż mu zrobiło się przykro.

-Więc on nadal mnie...?- przygryzł dolną wargę, słuchając dalej mimo że nie powinien.

-Nie mogę z nim być, bo po pierwsze zrujnuję sobie przyjaźń, a tego nie chcę. Po drugie, jak się kogoś kocha, to trzeba dać mu odejść, a widzę, że muszę to zrobić. On przy niej, jest szczęśliwy. Dawno nie widziałem go takiego. Oj dawno.- Graves spojrzał przed siebie, nie zdając sobie sprawy, ze Fate jego i Sarę podsłuchuje. - Poza tym, obiecałem coś Saeherze, nim wyruszyliśmy w podróż.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 09, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

League of Legends Serce ZłodziejaWhere stories live. Discover now