Rozdział 4

71 2 0
                                    

-Talatsu bardzo się wściekł, że pocałowałaś Mistrza Kart? - białowłosy mężczyzna wpatrywał się w Przeklętą bursztynowymi, niczym oszlifowany bursztyn oczami.
-A jak myślisz? - Saehera bawiła się maską swojego rozmówcy stojąc na dachu jednego z budynków w Bilgewater. - Mówi, że nie jest zazdrosny, ale widzę, że jest inaczej.- kobieta przystawiła przedmiot do twarzy.
-Wiesz, jest demonem, więc kto by tam je zrozumiał?- białowłosy siedział na dachu zabudowy prowadzącej na górną część budynku, na jakim przyszło prowadzić mu rozmowy z Przeklętą.
-To samo mogę powiedzieć o was, Zed.- kobieta zakryła twarz maską i spojrzała uważnie na osobę z jaką prowadziła rozmowy.- Ciężko za wami nadążyć.- Saehera cicho prychnęła.

-Może i tak.- Zed wzruszył ramionami, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.-Poza tym, po tak długim czasie przebywania razem facet się do ciebie przyzwyczaił. Musisz mu to wybaczyć.- spojrzał przed siebie, pozwalając, żeby morska bryza przemykała między jego białymi pasemkami.-Ach, zapomniałem jak przyjemna jest morska bryza tańcząca we włosach.
-...-Saehera nic nie powiedziała, bo jej rozmówca miał rację.

Talatsu przywiązał się do niej właśnie przez to, że spędzali ze sobą bardzo dużo czasu i to przez tyle lat. Do tego, Przeklęta pokazała mu, nie tylko co znaczy lojalność, ale to, że proste rzeczy mogą naprawdę wiele zmienić w relacjach. I dlatego w pewien sposób poruszyła zgorzkniałe serce demona.

Saehera opuściła maskę, z chwilą gdy jej głowa skierowała się w górę. Patrzyła na leniwie płynące obłoki. Jej relacja z Talatsu była taka zawiła. Z początku było kobiecie ciężko przyzwyczaić się do tego, że stała się jego własnością przez podjętą wcześniej decyzję, ale potem...potem stał się dla niej niczym starszy brat o którego zaczęła się szczerze martwić, gdy coś mu się działo. Był dla niej ważny, cholernie ważny i była gotów i dla niego zaryzykować życie. I bynajmniej nie chodziło o to, co dla niej zrobił, że obdarował ją mocą, której użyła do obrony wioski, ale...stanął w jej obronie, gdy ocaleni przez nią ludzie odsunęli się od niej przez to kim się stała.

Przeklęta zacisnęła w dłoni trzymaną maskę należącą do Zeda. Wcześniej, obwiniała Talatsu za to, co ją spotkało, że została znienawidzona przez te wszystkie osoby, ale prawda była inna. Oni po prostu się jej bali, tego kim się stała na własne życzenie i to tylko dlatego, że Pride postanowił rzucić na bliskie jej osoby zaklęcie. Czar, który odebrał im serca, to światło, które było jej drogą. Musiała ich zabić, żeby nie stali się sakiki, ubezwłasnowolnionymi potworami na usługach Nocto. Do tej pory nosiła ich krew na swoich dłoniach i nie potrafiła tego wymazać pomimo upływu lat.

-Zed...-zaczęła, pozwalając, aby wiatr bawił się jej włosami oraz czarną peleryną.-...-zamknęła na moment powieki.- Obiecaj mi, że nie ważne, co się stanie, obronimy Bilgewater. Tylu mieszkańców ilu zdołamy. Dobrze?-nadal trzymała głowę w górze, zaciskając mocniejszy uścisk na masce swojego towarzysza.-Chcę uchronić to miejsce, bo jest ważne dla niego. - otworzyła powieki obserwując latające nad nimi ptaki.- Chcę ochronić to, co jest dla niego bliskie. Zwłaszcza Malcolma Gravesa.
Z początku, Zed nic nie powiedział. Spojrzał na Saeherę, po czym wstał i zeskoczył z budynku.
Podszedł do niej, uważnie obserwując bursztynowm spojrzeniem. Usta mężczyzny uniosły się z chwilą, gdy jego dłoń znalazła się na ramieniu Przeklętej.

-Masz moje słowo, Sae.- druga dłoń Zeda znalazła się na dłoni kobiety.
Tej, w której trzymała jego maskę.

-Uratujemy tylu mieszkańców, ilu zdołamy.-powiedział to pewnym siebie głosem.- Swoją drogą, co wiemy na temat Iskry Duszy Malcolma Gravesa?- zapytał, podpierając dłońmi boki.
-Dziękuję Zed.- Saehera odwróciła głowę w stronę rozmówcy, racząc go szczerym uśmiechem.-Emanuje pozytywną energią, chociaż przeplatana jest bólem.- oddała Zedowi maskę, aby wyciągnąć prawą rękę przed siebie.

League of Legends Serce ZłodziejaWhere stories live. Discover now