Rozdział 11

46 4 0
                                    

Dzień po ataku na Bilgewater

-Na tarnację, uważaj.- Graves syknął, kiedy Sara za mocno owinęła bandaż wokół jego głowy.

-To, z łaski swojej się nie kręć.- blondyna fuknęła na ukochanego.- Nie ruszaj się, a nie kręcisz tym łbem na wszystkie strony. - zaczęła odwijać bandaż.- Z tobą jest jeszcze gorzej niż z Fate'm. Chociaż, tamten przynajmniej siedział prosto.

-Chociaż, tamten przynajmniej siedział prosto.- Malcolm przedrzeźniał kobietę, więc ta, tym razem celowo zacisnęła mocniej opatrunek.

- Zrobiłaś to specjalnie!- zmrużył niebieskie ślepia.

-Noż gdzieś?- Sara zrobiła poważną minę.- To tak, przypadkiem.

Graves tylko wymownie spojrzał na ukochaną.

-Znęcasz się nade mną.- odparł całkiem poważnie.

-Z wami to gorzej jak z dziećmi. - Sara pokiwała głową na boki.- Skończyłam. - złapała za zakrwawione bandaże, które wcześniej robiły za opatrunek dla banity.- Uważaj, żeby szwy nie puściły.- wyrzuciła to, co trzymała w dłoniach do stojącego obok kosza na śmieci.-Daj rękę. - poprosiła.

Musiała zmienić opatrunek na świeży.
Jak Graves podał jej kończynę, to ułożyła ją delikatnie na swoich kolanach i zaczęła odwijać zakrwawione bandaże.

-Co z nim?- Graves zaciągnął się cygarem, wskazując głową w stronę korytarza prowadzącego na taras.- Cały dzień się nie odzywa.

-Nie wiem. - blondyna wzruszyła ramionami.- Do mnie, także się nie odezwał.- westchnęła.- Myślę, że czuje się winny temu, co stało się z Saeherą.

-Idiota.- Graves fuknął tylko otrzepując cygaro do popielniczki.- Nie miał wpływu na to. Żadne z nas nie miało.- popatrzył jak Sara, ostrożnie odwija bandaż.- Nie mogliśmy przypuszczać, że ona będzie tym, no, na tarnację...-poruszał palcami, w których trzymał cygaro.-...Posiadaczem. - zaciągnął się, po czym powoli wypuścił dym z ust.

Sara nic nie powiedziała.
Wrzuciła, ubrudzone krwią bandaże, po czym opłukała dłonie w misce z alkoholem. Włożyła do niej szmatkę, wycisnęła i zaczęła przemywać rękę Graves'a.

-Szkoda mi jej.- zaczęła blondyna.- Gdybyś ty widział jej minę na widok tego, co zastaliśmy w świątyni...-zacisnęła powieki, po czym je otworzyła.- Tak, nie zachowuje się osoba, która uchodzi za potwora.

-Szczerze?- Graves odwrócił głowę w stronę ukochanej.- Ja ci powiem, co ja myślę skarbie.- poruszał dłonią, w której trzymał cygaro.- Talatsu od samego początku wiedział, że Saehera jest Posiadaczem. Zmusił ją do podpisania paktu, skradł serce, żeby ją kontrolować i mieć przy sobie. Tylko, jak to zawsze bywa kłamstwo ma zawsze krótkie nogi i puf!- zakręcił dłonią.- Wszystko się spierdoliło nieoczekiwanie.

-Nie wiedziałem, przez długi czas, że Saehera to Posiadacz.- oboje usłyszeli za sobą głos demona.

-A ty, tu czego?- Graves odchylił nieco głowę do tyłu.- Wypad mi stąd, demonie. - znowu się zaciągnął.- Przez ciebie mój przyjaciel cierpi. To samo jego dziewczyna.

Talatsu nic nie powiedział.
Spojrzał na Sarę, która nawet nie podniosła na niego wzroku, a potem na opatrywanego i na sam koniec, Fate'a, który wszedł do pokoju.

-Ty! - na widok demona rzucił się na niego i złapał za poły ubrania jedną ręką.-To przez ciebie to wszystko! - warknął, uważając, żeby nie zranić drugiej kończyny, która wisiała na temblaku.- Wiedziałeś o wszystkim i nic nie powiedziałeś!

League of Legends Serce ZłodziejaWhere stories live. Discover now