ró-fíor

986 32 0
                                    

Supernatural

imagin | castiel

postać na prośbę venenadaemonium

Odsuń się ode mnie, świrze — rzuciła przerażona kobieta, oddychając płytko. Odsunęła się kilka kroków, wpadając plecami na ścianę. Gdy anioł podszedł w jej stronę powoli, jakby nie chciał jej przestraszyć, w oczach [T.I.] zebrały się łzy. Przymknęła lekko oczy, a Casa jakby wmurowało. Tak bardzo nie mógł patrzeć na jej cierpienie. Tym bardziej, że był jego powodem.

— To wszystko prawda — mruknął, nawet nie podnosząc na nią zawstydzonego spojrzenia. Ukrył dłonie w kieszeniach płaszcza, by ukryć ich drżenie. — Przecież mnie znasz.

— Okazuje się, że nie — załkała głośno, wyrzucając w górę ręce. Przerażenie powoli ustępowało złości i zawodowi. Kobieta odwróciła twarz w stronę jednej ze zniszczonych ścian, po której wciąż spływała jeszcze ciepła krew.

[T.I.] została porwana. Nie wiedzieli do końca gdzie ani jak, ale mało ich to wtedy obchodziło. A najmniej obchodziło to Castiela. Pragnął tylko ją odnaleźć, przytulić do swojej piersi i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku.

Sprawcami całej tej tragedii była grupa wampirów, których kobieta nie widziała nigdy wcześniej. Ogólnie nie miała pojęcia na temat świata nadnaturalnego. Nie wiedziała nawet, że taki świat istnieje.

Wtedy jej się przyznał. Powiedział kim są Winchesterowie i czym się zajmują. Powiedział jej o swoim niebiańskim pochodzeniu, a ona przyjęła to okropnie.

Na początku go wyśmiała. Prychnęła mu prosto w twarz sądząc, że to durny, niedorzeczny i nieodpowiedni na tamten czas żart. Castiel pozostawał jednak nad wyraz poważny.

Potem się przestraszyła. Bała się, że mężczyzna, w którym szczerze się zakochała i spotykała przez kilka ostatnich miesięcy, okazał się szalony. Obawiała się swojej własnej naiwności.

Potem była wściekła. Gdy dotarło do niej, że każde słowo było prawdą, nie mogła powstrzymać złości, że ukrywał przed nią to, kim był naprawdę. Nie widziała w nim już tego samego człowieka. W ogóle nie widziała w nim człowieka.

Potem było jej przykro. Ufała Castielowi i widziała w nim kogoś, z kim mogłaby spędzić życie. Jego wyznanie jednak wszystko zmieniło.

— Jak to jest w ogóle możliwe? — zapytała, nieco uspokajając oddech. Przeczesała dłonią włosy, niemalże wpadając w panikę. Pokręciła głową w geście bezsilności, uświadamiając sobie, że wszystkie jej lęki z dzieciństwa są prawdziwe. Znów załkała cicho. — Demony? Duchy? Anioły?

Castiel podniósł na nią spojrzenie smutnych oczu, wyciągając ręce z kieszeni. Podszedł w jej stronę jeden, wolny krok, a kobieta nie odsunęła się. Delikatnie objął ją ramionami, przyciągając w swoją stronę. [T.I.] była bezwładna. Wpadła w jego ramiona, układając twarz na jego barku. Wciąż płakała cicho, gwałtownie nabierając powietrza. Zatrzęsła się od szlochu, na co anioł tylko mocniej zacisnął dłonie na jej plecach.

— Przykro mi, [T.I.].

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerWhere stories live. Discover now