laethanta saoire

1K 33 0
                                    

Supernatural

imagin | sam winchester

Dziewczyna przeczesała dłońmi włosy, które znów niesfornie opadły na jej czoło i oczy. Pokręciła głową nieco zażenowana, uśmiechając się niemrawo. Przejrzała się w srebrnej ozdobie, którą po chwili powiesiła na pachnącej, świerkowej gałązce.

Czas świąt był dla niej czymś, co trudno było jej objąć umysłem. Ludzie byli mili, starali się nie czynić złego. [T.I.] nie widziała w tym fałszywości, a wręcz cud. Nie znała ludzkiej psychiki na tyle, by jednoznacznie móc wskazać co jest przyczyną takiego zachowania, ale nie przeszkadzało jej to. Cieszyła się tym, co dawało jej życie.

W tym okresie polowań unikała jak ognia. To miał być czas spędzony z jej bliskimi na wspominaniu minionego roku przy gorącej herbacie i w akompaniamencie kiczowatych, świątecznych piosenek. Winchesterów też starała się trzymać z dala od niebezpieczeństw. Ten jeden dzień w roku chciała ich mieć tak blisko siebie, jak tylko było to możliwe. I bynajmniej nie chodziło tu o aspekty fizyczne. W święta wymagała szczerości. Nie tej prostolinijnej i dosadnej. Chciała być ponad te wszystkie przyziemne sprawy. Ponad myśli nad zachwianą przyszłością. Pragnęła, by otaczał ją jedynie zapach cynamonu i ciepła, bijącego od zapalonych świec. Żadnych niedomówień, kłótni, sporów. Tylko ciepłe, niewymuszone uśmiechy, tryskające miłością i przywiązaniem. Właśnie tak chciała spędzić tamten wieczór.

Sam chciał ją uszczęśliwić. Chciał dać jej tak wiele i jasny szlag go trafiał, gdy uderzała w niego myśl, że nie jest w stanie. Widział zazdrość w jej oczach, gdy w trakcie kolejnych spraw napotykali szczęśliwe małżeństwa z gromadką dzieci. Jednak gdy pytał o jej samopoczucie, ta zbywała go jakimś prostym: ,,Wszystko jest w porządku. Nie przejmuj się".

Czy mógł rzucić życie łowcy? Być może. Oderwałby od tego świata i Deana, i razem odbiliby się od dna. Zaczęli by żyć jak wszyscy, pracując jak każdy człowiek, zakładając rodziny. Ta myśl była niczym niedoścignione marzenie. A jednak nie dążył do jego spełniania.

Gdy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, kobieta nawet nie oderwała wzroku od zielonego drzewka. Poprawiła jedynie rękawy czerwonego swetra, w którego szwy wplątało się kilka świerkowych igiełek. Gdy usłyszała wesoły, ciepły śmiech młodszego z Winchesterów, prawie opuściły ją resztki złości, jakie buzowały w niej zaledwie kilka godzin wcześniej.

Dean szybko przekonał się, że relacja między Samem i [T.I.] po niedawnej kłótni wciąż nie jest stabilna, więc szybko ulotnił się z pomieszczenia, zostawiając po sobie jedynie skrzypnięcie przestarzałych drzwi. Brunet wziął natomiast głęboki, lekko chwiejny oddech, postępując w stronę kobiety kilka cichych kroków. Nienawidził się z nią kłócić, bo wiedział jak negatywnie to na nią wpływało. Zdawał sobie sprawę też, że czas świąt jest dla niej najbardziej magicznym w roku, sprzeczka więc musiała być dla kobiety prawdziwie bolesna.

Gdy jednak przykucnął tuż obok niej, nie dojrzał na jej twarzy grymasu. Jej usta wygięte były w szerokim, ciepłym uśmiechu. W tym uśmiechu, którym raczyła go każdego poranka. W tym uśmiechu, który widział na jej twarzy za każdym razem, gdy wracał z polowania w jednym kawałku. W tym najpiękniejszym uśmiechu.

- Kocham cię, Sammy, ale czasami jesteś takim kretynem, że przerasta to nawet mnie - rzuciła nagle, a jej słowa przecięły powietrze jak sztylet. Może i Winchester przejąłby się tymi słowami, gdyby [T.I.] nie skwitowała ich śmiechem. Mimo wszystko wciąż nie oderwała się od przywieszania kolorowych ozdób na najniższych gałęziach największej choinki, jaką mogła na tamtą chwilę znaleźć. Sam poszedł w jej ślady, wyciągając z niewielkiego, plastikowego pudełka jedną z czerwonych, obsypanych brokatem bombek.

- To będą najlepsze święta. Nasze święta.

ALE CUKRZYCA, ZDYCHAM TUTAJ

Taki krótki i w ogóle, ja to święta czułam już w lipcu.

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz