Ćwiczenie Pierwsze - FrozenRoseBerry

35 3 0
                                    

Stojąc na przeciw niebezpieczeństwa wstrzymałem oddech, każdy najmniejszy ruch skończyć się może poważnymi ranami. Dlaczego tu jestem ? Czemu nie uciekam ? te pytania błądziły po moim umyśle zakłócając mi racjonalne myślenie.

Ah tak, racja to przez NIEGO tu jestem. ON mnie tu więzi. To ON zniszczył wszytko. Ale czym sobie na to zasłużyłem ?!

stojąc naprzeciw aktów mordu, w powietrzu unosiły się posoka jak i krew które swoim zapachem przyćmiewały moją koncentracje.

Ja...Ja... nie chce zabijać... ja chce wrócić do domu...Na tylko chce aby ON zniknął.

W tem znów go usłyszałem, jego przyćmiony głos wędrował mi po umyśle wyżerając każde słowo.

~ Zabij, przecież tego właśnie chcesz, w końcu to przez nich, w końcu przez nich tyle cierpiałeś, zakończ ich cierpienie.

zamknij się... Zamknij się !!! nie podchodź !!! krzyczałem lecz on dalej nie zaprzestawał. Jego wysokie kozaki wydawały w tedy najgłośniejszy dźwięk na polu bitwy.

~ Przecież tego pragniesz ...

Nie zbliżaj się !!! krzyczałem podnosząc strzelbę w jego stronę, lecz on dalej posuwał się na przód.

Nie podchodź bo cie zabije !!!

~ Nie jesteś w stanie. Oboje to dobrze wiemy... mówiąc to dotknął ręką mojego policzka.

~ Nie opieraj się, tylko jeden strzał, a ktoś będzie w lepszym miejscu.

Nie byłem w stanie się ruszyć, moje oczy patrzyły jedynie w jego niebieskie tęczówki szukając jakichkolwiek znaków wybawienia, jakichkolwiek wyrazów współczucia... ON wykorzystując moją nie uwagę delikatnie skierował strzelbę w stronę nastoletniego chłopaka. nagle huk wystrzału przeszył moje serce, tak samo jak nabój który przebił czaszkę młodzieńca przez co ten upadł na ziemie. nie czekając padłem na ziemie zakrywając usta rękami, tymi samymi którymi odebrałem tak niewinne życie. chciało mi się wymiotować, lecz nie od tego zapachu wokół. ale chciało mi się wymiotować przez moje ręce zabrudzone w jego krwi.

~ Widzisz, dałeś rade... teraz jeszcze raz. Uwolnij kolejną duszę z okowów cierpienia.

Zacząłem się przeraźliwie śmiać, nie mogłem już wytrzymać. Odreagowywałem każdą emocje jednym nieopanowanym śmiechem.

Nie...

wstrzymałem oddech

Już nigdy więcej... mówiąc to przystawiłem sobie strzelbę do głowy.

Już nikt nie umrze z mojej ręki demonie !!!! zapłakany wystrzeliłem. W końcu, W końcu wolny od NIEGO. Ostatni raz zerkając na swoje ciało zamarłem. ALE JAK ? Nikogo obok mojego ciała nie było, żadnej wojny. Nic tylko pusty pokój...

Pisz...Where stories live. Discover now