1.Carmen (The Vamps FanFiction)

1.9K 55 4
                                    

Po dniu spędzonym w szkole jedyne czego chciałam to wrócić spokojnie do domu. Niestety jak zwykle, nie było mi to dane. W drodze do domu wpadłam do sklepu, w którym kupiłam coś na obiad, parę jogurtów i słodycze dla mojej siostry. Prowadząc wózek do mojego mini samochodu szłam ulicą, gdy nagle zza zakrętu wyjechało, czarne terenowe auto. Mimo, że próbowałam uciekać pędzący samochód wpadł w mój wózek wysypując zawartość na mokrą ulicę.

- Cholera jasna! - krzyknęłam widząc zarysowanie na moim samochodzie, na którym zatrzymał się wózek. Na dodatek auto nie tak do końca było moje, a mojej mamy i nie tylko jej, ale i naszej sąsiadki Jenny, która pożyczała nam czasem samochód, gdy taty nie było w mieście. Czarny Chrysler mojej mamy odnosił właśnie skutki ostatnich wybryków mojego brata, naprawiając się gdzieś w warsztacie samochodowym na terenie miasta. Podniosłam z gruntu wszystkie moje zakupy i zaczęłam z powrotem wkładać je do koszyka.

- Nic ci nie jest? - zapytał męski głos gdzieś z bliskiej odległości.

- Jest w porządku - Tylko to chodziło mi po głowie, ale gdy spojrzałam na rozwalone jogurty, z którymi żywcem nic nie dało się zrobić i na zarysowanie na samochodzie Jenny, nie wytrzymałam.

- Czy pan oślepł? - krzyknęłam w stronę głosu. - Stracił pan przytomność, dostał pan skurczu mięśni czy wpadł pan w poślizg lądując na mnie? I ma pan ogromne, nie wysłowione szczęście, że nic mi się nie stało. Jest jakieś logiczne wytłumaczenie tego co się wydarzyło, a o którym raczył by pan mnie poinformować? Czy raczej zadzwonić na policję? - zapytałam stając na równych nogach. Przede mną stał wysoki blondyn o długich i anorektycznie chudych nogach. Na nosie miał drogie, przeciw słoneczne okulary, dlatego niezbyt pewnie patrzyłam mu w twarz. Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby jaśnie pan raczył zdjąć swoje gwiazdorskie szkła. Jednak chłopak sprawnie ukrywał swoje oczy pod czarnymi okularami.

- Chwała Bogu, że nic ci nie jest - powiedział, obrócił się na pięcie i odszedł, a raczej wsiadł do samochodu i odjechał.

Przysięgłam sobie, że jeśli kiedykolwiek bym go spotkała ponownie i rozpoznała bez problemu, to wygarnęła bym mu to co o nim myślę.

Gryząc się po głowie w sprawie auta podjechałam pod dom. Jenny mnie zabije jak się dowie, a co dopiero zrobi mama czy tata, gdy wróci z Londynu?

Z głupią miną wysiadłam, zamknęłam auto i weszłam do kamienicy. Nad wejściem widniała tabliczka z napisem 1854. Pistacjowo-zielone drzwi na klatkę schodową otwarły się za pierwszym lekkim pchnięciem. Kremowe, nowo pomalowane ściany wypełniały hol brzydkim, chemicznym zapachem, który gryzł mnie po nosie. Klucze do samochodu Jenny odwiesiłam na wieszaku przy jej mieszkaniu i po schodach weszłam do naszej części domu. Nie było tam nikogo po za kotem. Mozart, bo tak nazwaliśmy czarnego mruczka rasy brytyjskiej, wygrzewał się na oknie korzystając z okazji pojawienia się słońca na naszym angielskim niebie. Otwarłam laptopa i sprawdziłam pocztę w nadziei, że dostałam od taty demo jakiegoś nowego zespołu i będę mogła go ocenić, ale nic takiego się nie wydarzyło mimo, że tato obiecał, iż na pewno podeśle mi jakiś utwór. Czułam się wtedy tak jak jury w X-Factorze czy coś. Tata dawał mi tylko te lepsze zespoły do stwierdzenia czy czegoś im jeszcze potrzeba, a co należy zmienić. Kiedyś zajmowała się tym mama, tak zwaną estetyką, ale od kiedy sama stała się znaną producentką, drugą po wytwórni taty na wyspie, nie miała już na to czasu, a mój tata nie chciał zatrudniać nowych ludzi.

Włączyłam radio, a z głośników poleciała niefortunnie znana mi piosenka.

- Właśnie odbyła się premiera pierwszego singla nowej brytyjskiej grupy. Can We Dance i The Vamps - ogłosił speaker. Podbiegłam do laptopa i ponownie zalogowałam się na pocztę.

Carmen (The Vamps FanFiction)Where stories live. Discover now