Rozdział XXII

738 66 20
                                    


Zdjąłem bluzę i przewiązałem ją w pasie. Następnie otarłem dłonią pot spływający mi po czole. Zmiana temperatury na putyni była strasznym szokiem dla organizmu. Jeszcze kilka godzin temu, gdy opuszczaliśmy centrum było przerażliwie zimno. Teraz gdy słońce znajdowało się wysoko na niebie, praktycznie nie było czym oddychać. Było tak gorąco, że ostatnie kilka kilometrów pokonaliśmy w ślimaczym tempie, niamal doszczętnie wykorzystując nasz zapas wody. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wciąż znajdowaliśmy się po środku niczego. Z przodu piach, z tyłu piach, po bokach piach. Nigdzie nie było widać, chociażby zarysu gór, który miał nas powiadomić, że zbliżamy się do celu. Niesamowicie mnie to irytowało. Minho postanowił robić dobrą minę do złej gry i zapewniał, że nie zgubił drogi, czym doprowadził mnie do furii. W napadzie agresji, omal nie dupuściłem się rękoczynów. Gdyby nie Thomas, zapewne bym nad sobą nie zapanował. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nawet gdyby Minho zgubił drogę, miał do tego pełne prawo. Jak każdy z nas był tutaj po raz pierwszy. Dlatego tym bardziej, było mi wstyd, że zareagowałem tak impulsywnie, ale od jakiegoś czasu denerwowało mnie praktycznie wszystko. Zaczynając od słońca, które świeciło za mocno, kończąc na Teresie, która niemal bez głośnie nuciła coś pod nosem, aby jakoś zabić czas. Oni wszyscy byli tu dla mnie. Ryzkowali życie, praktycznie wystawiali się DRESZCZ-owi, aby mi pomóc? A ja? Wyglądało to tak, jakbym nie potrafił tego docenić, nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Od kilkunastu dobrych minut, szedłem z tyłu. Oddaliłem się nawet od Malii, której bliskość zaczęła mnie denrwować. Czułem się tak, jakby cały jej smutek i przerażenie przeszło na mnie. Powinienem być obok, zapewniać ją że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłem. Gdzieś w podświadomości utkwiła mi myśl, że to wszystko przez nią. Przez nią trafiłem do Strefy, może to ona wysłała tam też moją siostrę, tylko jej w akcie dobroduszności nie postanowiła ratować. Co ona sobie myślała? W czym niby mi pomogła? Gdybym przez nią nie został Streferem wszystko mogłoby się jakoś ułożyć. Właściwie co Malia sobie wyobraża? Że swoją rzekomą miłością naprawi błędy, które popełniła? Że jej "kocham Cię" w ogóle coś znaczy? Sądzi, że po tym wszystkim ktokolwiek mógłby jej uwierzyć? A może ona i Thomas nadal pracują dla DRESZCZ-u? Może to oni postanowili mnie zabić, a ona tylko udaje że mi pomaga? Może swoimi udawanymi uczuciami, chce zamydlić mi oczy? Zacisnąłem pięści widząc jej sylwetkę w oddali. Nie minęła sekunda, a wszystko minęło. Ze świstem wypuściłem powietrze i zagryzłem wargi.  Jak ja w ogóle mogłem tak pomyśleć? Zrobiło mi się cholernie wstyd. Wiedziałem, że nie powiedziałem niczego na głos, ale wstydziłem się przed samym sobą. Przecież to była moja Malia, Malia którą kochałem ponad życie. Osoba dla której byłbym skłonny zrobić wszystko. Poczułem uścisk w okolicach serca. Ona zapewnie teraz zadręczała się myślami, jak mi pomóc, a ja właśnie oskarżyłem ją o to, że chce mnie zabić.

- Purwa! - warknąłem kopiąc piasek.

Czy to się już zaczyna? Czy tak wygląda początek tej choroby? Pożoga będzie niszczyć mój mózg i sprawiać, że sam odwrócę się od najbliższych mi osób? Całą złość i agresję przeleje nie na te osoby na które powinienem?

Schyliłem się, aby zawiązać sznurówkę, gdy dostrzegłem fioletowe znamię ciągnące się od nadgarsta, aż do łokcia. Szybko odwinąłem rękawy bluzki, aby jak najszybciej je zakryć. Nie chciałem, aby ktokolwiek to zobaczył, a już szczególnie Malia. Nie sądziłem, że to choróbsko zacznie się rozwijać tak szybko. A co jeśli tylko godziny dzielą mnie od kompletnego ześwirowania? Chciałem podbiec do Malii i po prostu ją przytulić, jednak nie potrafiłem tego zrobić, nie po tym co powiedziałem o niej w myślach. Ten gest teraz wydawał mi się tak nieszczery i fałszywy. Wiedziałem, że Mals nawet się nie domyśla, że mogłem coś takiego wymyślić, ale nadal czułem się z tym potwornie źle. Teraz do tego potwornego ścisku w okolicach żołądka doszła jeszcze gula w gardle. Nie chciałem jej stracić, nie chciałem znowu o niej zapomnieć. Miałem dziwne wrażenie, że gdy Malia była blisko wszystko było jakieś inne. Jakbym naprawdę zmieniał swój sposób myślenia, na nowo uczył się żyć. Te kilka dni, które spędziła w Strefie, niemal całkowicie zmieniły moje życie. Gdy ją zobaczyłem, wiedziałem już że mam jakiś cel, że mam po co żyć. Od początku chciałem ją chronić, zapewnić jej bezpieczeństwo, chociaż w głównej mierze to ona, cały czas troszczyła się o mnie. Nawet nie potrafiłem opisać tego, jak się czułem trzymając ją w ramionach. Tego szczęścia, które przepełniało mnie od środka. Jakby nie liczyło się nic poza nami, jednak teraz miałem wrażenie, że od wydarzeń w Strefie i  centrum handlowym, minęły całe wieki. Jakby tamten etap już się skończył, a wszystko co się w nim działo, było wspomnieniami osadzonymi głęboko w czasoprzestrzeni. Tak jakby były tak odległe, jak gwiazdy. Widziałem je, ale nie potrafiłem do nich dosięgnąć.

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz