Rozdział XVI

1.2K 81 7
                                    

  – Cholera - zaklęłam, gdy po raz trzeci z rzędu uderzyłam głową w sufit.

Aris uśmiechnął się pod nosem i wywrócił oczami. Nie miał zamiaru znowu mnie upominać. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, jak udaje mu się niemal bezszelestnie poruszać tunelami. Był w siedzibie DRESZCZ-u tylko kilka dni dłużej, niż ja, a wyglądało to tak jakby zdążył przez ten czas przyswoić całą wiedzę o rozkładzie budynku.

           W tunelach panował pół mrok. Po ścianach  ciągnęła się sieć różnokolorowych kabli. Nie dało się, po prostu niemożliwością było przebrnięcie przez tunel bez zaplątania się w któryś z nich. Do tego, cały czas trzeba było pamiętać o odpowiednim kącie nachylenia ciała. Gwałtowne podniesienie głowy lub chwilowy, powrót do pozycji siedzącej mógł zakończyć się dość pokaźnym guzem.

           Podczas gdy Aris zgrabnie pokonywał kolejny zakręt, ja próbując wyplątać rękę z pęczka kabli, uderzyłam głową w sufit. Ostatecznie udało mi się "uwolnić" i mogliśmy ruszyć dalej. Przez całą drogę niemal nie zmieniliśmy ze sobą słowa, nie licząc moich przekleństw. Aris przed wejściem do szyldu, wspominał że musimy zachowywać się w miarę cicho, szczególnie w momencie, gdy będziemy przechodzić nad konkretnymi pomieszczeniami. Umówiliśmy się, że da mi wtedy znak.

          Od kilkunastu minut w ślimaczym tempie kierowaliśmy się naprzód. Po serii zakrętów, których nie potrafiłam zapamiętać, droga się wyrównała. Gdyby Aris zechciał mnie tut teraz zostawić z całą pewnością, nie potrafiłabym się stąd wydostać. Wizja śmierci w szyldzie jakoś nieszczególnie przypadła mi do gustu. Pchnięta tą niezbyt optymistyczną myślą, dogoniłam Arisa. Zadbałam o to, aby nie dzieliło nas więcej, niż dwa metry. Niespełna minutę później, chłopak po raz pierwszy uniósł dłoń. Wzięłam głęboki oddech i nieco bardziej ostrożnie, zaczęłam przesuwać się do przodu. Niemal całkiem przyległam do ściany. Gdyby ktoś zdecydował się spojrzeć w kratkę, znajdującą się w suficie, prawdopodobnie nie miałby szans, aby mnie dostrzec. Przemknęłam tuż obok kratki, nawet nie spoglądając w dół. Z dołu dochodziły ciche dźwięki, energicznej piosenki. Poczułam jak ogarnia mnie złość. Zacisnęłam pięści. Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę, ale mój umysł zdawał się to ignorować. Pracownicy DRESZCZ-u jak gdyby nigdy nic słuchają muzyki. W jednej chwili przed oczami stanęła mi postać Chuck'a trzymającego w dłoniach gitarę. Przypomniała mi się jego prośba i moja obietnica. Obietnica, której nigdy nie spełnię. Nie wiem ile trwałabym w transie, gdyby nie Aris, Pomachał mi dłonią przed oczami i posłał zaniepokojone spojrzenie. Rozluźniłam pięści, kwitnięciem głowy i bezgłośnym "w porządku", zapewniłam że nic mi nie jest.

   – To tutaj – powiedział Aris, gdy znaleźliśmy się przy kolejnym zakręcie. - Ta kratka, zaprowadzi cię prosto do przyjaciół - wyjaśnił wskazując głową w prawo.

   – A ty? – spojrzałam na chłopaka.

Przyzwyczaiłam się już do myśli, że Aris stał się częścią grupy. Cóż w naszej sytuacji, każdy wróg naszego wroga, był naszym potencjalnym przyjacielem. Zresztą, poczułam do chłopaka nić sympatii. W końcu kiedyś się znaliśmy, prawdopodobnie byliśmy przyjaciółmi.

   – Pamiętasz Evanlyn? Nie mogę jej tu zostawić.

Pokiwałam głową i spojrzałam mu prosto w oczy.

   – Spotkamy się z wami za kwadrans - dodał.

Nie wiedziałam dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

   – Jasne, będziemy czekać - odparłam niezbyt inteligentnie i ruszyłam w stronę wspomnianej przez Arisa kratki.

            Dziwnie się czułam w jego towarzystwie. Z jednej strony był dla mnie zupełnie obcą osobą. Nie mogłam widzieć w nim niczego więcej, niż przeciętny obserwator. Z drugiej strony, czułam się tak jakbym go znała. Potrafiłam rozszyfrować jego zachowanie, poprzez konkretne gesty, które coś mi przypominały. Konkretniej przypominały, że coś takiego już kiedyś miało miejsce. Ciężko było mi to wyjaśnić, a co dopiero zrozumieć. Mimo wszystko obecność Arisa mnie krępowała. Nie czułam się tak skrepowana, jak w towarzystwie nowo poznanej osoby. To uczucie było inne. Dziwne, a nawet bardzo dziwne. Po tym wszystkim co powiedział mi o Rachel, bałam się że zrobię coś nie tak. Dla niego byłam kimś innym. Wymagał ode mnie konkretnych zachowań, czegoś czego nie potrafiłam mu dać. Nawet, jeśli kiedyś byłam Rachel, ona już nie istnieje. Tak samo jak dawana Malia, ta która współpracowała z DRESZCZE-em. To minęło. Nie powinnam się tym przejmować, ale mimo wszystko czułam się źle. Nie chciałam niczego na sobie wymuszać, a tym bardziej działać wbrew sobie, ale nie chciałam też zranić Arisa. Wiem co czułam, gdy straciłam Newta. Wciąż pamiętał dużo mniej, niż ja. Nie mogłam obciążyć go wszystkimi wspomnieniami dotyczącymi nas, które do mnie wróciły. Po początkowej euforii dotyczącej powrotu wspomnień, przyszedł smutek. Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pożegnanie na kilka dni przed tym, gdy Newt trafił do labiryntu. Świadomość, że zdarzyło się tyle ważnych dla nas rzeczy, o których Newt nie pamięta, sprawiała że moje serce pękało. Jednak nie mogłam nic zrobić. Niczego na nim wymusić. Wszystko musiało toczyć się swoim tempem. Budowanie naszej relacji od początku, nie należało do najprostszych rzeczy. Bywały chwile, gdy chciałam się do niego przytulić, pocałować. Kiedyś był moim chłopakiem, ale to już przeszłość. Teraz muszę mu na nowo przypomnieć siebie i wszystko co nas łączyło

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz