Rozdział V

1.7K 127 15
                                    

- Już po wszystkim. Rozumiesz, Newt? To już koniec - powiedział cicho Thomas siadając na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach.
Głos przyjaciela dobiegał jakby z oddali. To nie może dziać się naprawdę. To tylko jakiś koszmar. Koszmar, który za chwilę minie. Tylko dlaczego do cholery nikt mnie nie budzi?
- Nie mów tak - odezwałem się po chwili - Trzeba jej poszukać - dodałem patrząc na Minho.
Kumpel pokiwał głową, dając mi tym samym znak, że się zgadza. Nikt inny się nie odzywał. Nikt nie spytał czy jest sens szukać Malii. Byłem im za to wdzięczny. Mimo, że sytuacja wydawała się być beznadziejna, nadal miałem nadzieję, że dziewczyna żyje. Może tylko się zgubiła? Nie należała do osób, które przesiedziałby całą noc w jednym miejscu. A może gdzieś się ukryła czekając na pomoc? Nie mogę jej zawieść.
- Musimy się podzielić i jej poszukać - powtórzyłem stając obok Thomasa.
- Newt. Nie to, że coś, ale znasz zasady. Tylko zwiadowcy mogą wejść do labiryntu - powiedział niepewnie Alby.
Pierwszy raz w jego głosie słyszałem zawahanie. Wiedziałem, że ciemnoskóry chłopak mówi to tylko dla zasady, a mimo wszystko poczułem złość.
- Cholera. Mam gdzieś te pikolone zasady! Nie widzisz, że i tak nic nie idzie po Nasze myśli? Jeśli będą chcieli Nas pozabijać to nie zawahają się tego zrobić. Nie będzie ich obchodziło czy w labiryncie jest Plaster czy Minho - warknąłem i spojrzałem na Minho, a następnie na Teresę i Thomasa, który podniósł się z ziemi, wciąż niewyraźnie wyglądając.
- Do niczego Was nie zmuszam. Poradzimy sobie z Tommym - dodałem kiwając głową w stronę bruneta.
- Idę z Wami - zadeklarowała Teresa, przypominając tym samym o swojej obecności.
W tym momencie liczyła się każda pomoc, więc nawet deklaracja Teresy w jakimś stopniu mnie podbudowała.
- Alby? Idź z nimi. Ja raczej na nic się nie przydam, nad czym ubolewam - mruknął Minho wskazując głową na swoją nogę - Sorry, Newt - dodał po chwili.
- Och daj spokój Minho, tylko byś Nas opóźniał - stwierdził Thomas, ale mimo to posłał Azjacie coś na kształt uśmiechu.
Nie miałem wątpliwości, że Minho by Nam pomógł gdyby tylko miał taką możliwość. Zresztą nie mogliśmy zostawić Strefy bez przywódcy. Gally co prawda na razie siedział cicho, ale nie zdziwiłbym się gdyby pod Naszą nieobecność chciał przeciągnąć chłopaków na swoją stronę.
- Więc jak? - spytałem przenosząc wzrok na Alby'ego.
- Możecie na mnie liczyć - powiedział chłopak.
- Świetnie. Ja i Alby znamy cały układ labiryntu, każdą konfigurację. Thomas miał już okazję poznać kilka ustawień. Alby weź ze sobą Teresę, a ja i Tommy pójdziemy razem - powiedziałem kolejno patrząc na ich twarze.
Spodziewałem się, że Teresa zacznie protestować, jednak przyjęła to nadzwyczaj spokojnie, kiwając jedynie głową.
- Pasuje? - spytałem, żeby się upewnić.Naprawdę nie miałem ochoty na jakiekolwiek kłótnie. Wszyscy potwierdzili mrucząc ciche 'jasne'.
- A to spryciula... - krzyknął Minho.
Spojrzałem na chłopaka. Nawet nie wiedziałem kiedy wszedł do labiryntu.
- Widzicie to? - mówiąc to Minho podniósł do góry kapsułę za którą wczoraj pobiegła Malia.
- Przywiązała ją do muru - dodał.
- Na wypadek gdyby coś jej się stało - powiedziała cicho Teresa.
- Co? - rzuciłem odwracając się w jej stronę.
- Tak mi się wydaje. Ona... jest dość zapobiegliwa - dodała.
- Teresa do cholery. W co Ty grasz? - spytał stanowczo Minho podchodząc do dziewczyny - Nawet nie zamierzam udawać, że Cię lubię. Mam już dosyć Twoich chorych gierek. Pamiętasz coś? To nam to powiedz. Purwa, mamy już tego dosyć! Tych ciągłych niedomówień - krzyknął Minho wycofując się w głąb Strefy.
Spojrzałem na odchodzącego przyjaciela. Minho zawsze był wybuchowy, ale nie do tego stopnia. Ponoć zachowanie człowieka zmienia się diametralnie gdy ten się o coś obwinia. Znałem Minho na tyle, żeby wiedzieć co się dzieje. Czuł się odpowiedzialny za to co przytrafiło się Malii.
- W porządku? - usłyszałem głos Thomasa, który próbował pocieszyć Teresę.
- Tak - mruknęła - Chodźmy, szkoda czasu.
- Tu się zgadzam - wtrąciłem - Spotykamy się najpóźniej za cztery godziny przy wejściu. Musimy wiedzieć, że nikomu nic się nie stało.
- Wiem, że to dla Waszej trójki dość emocjonalne przeżycie, ale nie próbujcie zgrywać bohaterów. Wasza śmierć w żaden sposób im nie pomoże. Rozumiecie? - spytał Alby kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Dobra. Wiemy. Nie zgrywać bohaterów. Możemy się wreszcie ruszyć? - mruknął Thomas - I tak zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu.
- Tommy ma rację, chodźmy - poparłem przyjaciela i po chwili całą czwórką znaleźliśmy się w labiryncie. Rozdzieliliśmy się przy pierwszym zakręcie.
- Układ czwarty - powiedziałem pod nosem, jednak nie uszło to uwadze Thomasa.
- Znasz układy na pamięć?
- Bez nich wrócenie że zwiadów przed zmrokiem byłoby trudne - mruknąłem przyspieszając kroku.
- Newt. Cholera. Nie mówiłeś, że byłeś Zwiadowcą - powiedział nie kryjąc rozczarowania Thomas.
- Nie pytałeś - odparłem wzruszając ramionami.
- Co się stało? Widzę, że kulejesz, ale zastanawiam się jak do tego doszło. Buldożerca? - ciągnął Tommy.
- Długa historia - mruknąłem dając tym samym znak, że nie chcę ciągnąć tego tematu.
Na chwilę zapadła cisza. Jednak już po kilku sekundach Thomas znowu mnie o coś spytał. Wydawało mi się, że brunet chce zająć czymś myśli, chociaż na chwilę. Rozumiałem go. Rozmawiając nie myślałem tak intensywnie o Malii i o tym co mogło jej się przytrafić. Przeszliśmy już spory kawałek, a nie znaleźliśmy, chociażby najmniejszego śladu, który mógłby Nas doprowadzić do dziewczyny. Nic. Kompletnie nic. Z jednej strony miało to swoje plusy. Po Streferach, którzy zostali wygnani do labiryntu, znajdowaliśmy resztki ubrań, czasami zegarki czy łańcuszki, a to było jednoznaczne z ich śmiercią. To, że jak na razie nie znaleźliśmy niczego podejrzanego, w jakiś sposób mnie uspokajało. Chociaż wciąż strasznie się denerwowałem.
- Powinniśmy już ją znaleźć. Była noc, ciężko byłoby jej tak daleko odejść - stwierdził Tommy.
- Chyba, że została do tego zmuszona - westchnąłem - Pod wpływem strachu tracisz nad sobą panowanie. Może nieświadomie przemieszczała się w głąb labiryntu.
- Purwa. Ona pewnie potrzebuje Naszej pomocy! A my błądzimy jak jakieś klumpy - warknął Thomas uderzając pięścią w ścianę.
- Cholera. Spójrz! - powiedziałem podchodząc do ściany.
- O co Ci chodzi? Mam podziwiać ścianę z bluszczem tonąca w blasku słońca? - spytał szyderczo Tommy.
- Przesuń się - mruknąłem popychając bruneta w bok - Jakiś przycisk - dodałem zmuszając go by spojrzał w tę stronę.
- To coś nowego?
- Wcześniej go tu nie widziałem. Co więcej... wcześniej nie było tu tej ściany - dodałem po chwili analizując w głowie przebyta drogę.
- Trzeba to sprawdzić - powiedział Thomas wciskając przycisk ledwo wystający że ściany.W tym samym momencie około dwu metrowy odcinek przesunął się w prawo ukazując przejście.
- Jak w jakiejś grze - mruknąłem - Cholera. Przecież Malia wspominała, że działając według schematu niczego nie osiągniemy.
- I to jest Twoim zdaniem wyjście poza schemat? - zakpił Thomas.
- Nie wiem. Cholera próbuje sobie to wszystko ułożyć. Czaisz? Przestań na mnie naskakiwać - warknąłem.
Może pójście z Thomasem nie było, aż tak dobrym pomysłem jak myślałem. Uwielbiam go. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale jak go kocham, tak w tym momencie miałem ochotę go udusić .
- Wybacz. Denerwuje się - odparł Tommy.
- Ja za to jestem oazą spokoju - mruknąłem, a po chwili machnąłem ręką.
Nie chciałem ciągnąć tej bezsensownej kłótni. Co mu w ogóle robiliśmy? Co my wprawialiśmy? Powinniśmy skupić się na odnalezieniu Malii, a nie głupich kłótniach. A może te kłótnie w jakiś sposób Nam pomagały? Sam nie wiem. Ciężko to wyjaśnić. Chyba wolałem dogryzać Thomasowi, niż trwać w dołującej ciszy. To wszystko zaczynało mi się coraz bardziej nie podobać. Od tylu miesięcy nic nie zmieniło się w labiryncie, aż teraz nagle, pojawia się nowe przejście. Przecież to nie jest normalne. Nie czekaj, wróć. Tutaj nic nie było normalne, ale to przekraczało jakiekolwiek granice. Wcześniej tego przejścia tu nie było, jestem tego pewny.
- Znam to miejsce.
Z krótkiego zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela.
- Co? - spytałem niezbyt inteligentnie.-
- Wiem gdzie jesteśmy. Wczoraj trafiliśmy tu z Minho - wyjaśnił Tommy i rozejrzał się po pomieszczeniu - Ale dotarliśmy tu inną drogą i tego tu nie było - dodał wskazując na wielki nadajnik wiszący na ścianie, która znajdowała się przed Nami.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Nie mam pojęcia - Thomas wzruszył ramionami - Minho mówił, że nigdy nie widział tego pomieszczenia. Wygląda na to, że wczoraj byliśmy tu po raz pierwszy.
- Cholera. Może to jest jakiś... - zacząłem, ale coś przykuło mój wzrok.
Kucnąłem wpatrując się w ziemię. Na ziemi, która znajdowała się pomiędzy dwoma, betonowymi chodnikami, dostrzegłem czyjeś ślady. Nie mogły należeć, ani do Thomasa, ani do Minho. Każdy z nich miał stopy niczym olbrzym, a więc ktoś jeszcze tu był. I nie miałem wątpliwości kto. Te ślady należały do Malii.
- Malia też tu trafiła - powiedziałem cicho podnosząc się z ziemi i odszukując wzrokiem przyjaciela.Thomas od razu się ożywił.
- Nie mogła odejść daleko. W zasadzie oprócz tego wejścia, jest jeszcze jedno. Skoro nie znaleźliśmy jej po drodze, musi być gdzieś niedaleko - stwierdził Thomas.
- O ile jeszcze żyje - usłyszałem kpiący głos w swojej głowie.
- Oh zamknij się - mruknąłem pod nosem.
- Coś mówiłeś? - spytał Tommy odwracając się w moją stronę.
- Nie ważne - machnąłem dłonią dając znać, że to nic ważnego. Przecież nie mogłem przyznać się do tego, że gadam sam ze sobą. Nawet w tych okolicznościach, nie było to powodem do dumy.
- Chodźmy.
Zaczęliśmy biec przez w stronę kolejnego korytarza. Nie miałem czasu dobrze przyjrzeć się rzeczą, które znajdowały się w tym miejscu, ale bez problemu dostrzegłem ogromny napis pod nadajnikiem. DRESZCZ. No tak, czego innego mogłem się spodziewać? Pokręciłem głową starając się dotrzymać kroku przyjacielowi, jednak wciąż zostawałem jakieś dwa metry za nim. Nagle Thomas gwałtownie stanął. Niestety nie zdążyłem wyhamować i wylądowałem na nim. Szybko odzyskałem równowagę, a mój wzrok powędrował w kierunku w który patrzył Thomas. Pojedyncze ślady. Ślady krwi. Czułem, ze robi mi się słabo. W jednej chwili przed oczami pojawił mi się najgorszy obraz jaki mogłem sobie wyobrazić. Martwa Malia.
- Chodźmy - wydusiłem gdy odzyskałem głos.
Pewnie ruszyłem do przodu. Malia jest ranna, na pewno potrzebuje Naszej pomocy.
- Malia! - wrzasnął Thomas - Malia! Jesteś tu?

I always remember you || The Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz