Prolog

131 13 2
                                    

Przedzierałam się pomiędzy ludźmi, próbując dotrzeć do celu, który obrałam sobie już przy wejściu na salę. Nie było to zbyt proste, biorąc pod uwagę mój niewielki wzrost oraz nieprzewidywalność ruchów otaczających mnie ludzi. Wszyscy właśnie podskakiwali i bujali się w rytm piosenki „Nie wracajmy jeszcze na ziemię". Dwukrotnie dostałam z łokcia w głowę, ale mimo to nieustępliwie dążyłam w odpowiednim kierunku.

Przez cały czas starałam się mieć na oku swój ruchomy cel. Byłam niska, ale w tym wypadku mi to nie przeszkadzało. Moje serce wiedziało, gdzie powinnam zmierzać. Nawet przy wejściu na salę nie miałam problemu, żeby Go odnaleźć wśród zbiorowiska ciał. Miałam w oczach jakiś tajemniczy radar, który pozwalał mi Go odnajdować zanim zobaczyłam jakąkolwiek inną znajomą twarz.

Łzy ciurkiem płynęły po moich policzkach, kiedy znajdowałam się już zaledwie trzy kroki od Niego. Rozmawiał właśnie z naszymi znajomymi. Otarłam słone krople z policzków i pokonałam ostatnią dzielącą nas odległość. Stał tyłem do mnie, więc stuknęłam go w ramię, aby się obrócił. Zrobił to i od razu spojrzał mi w oczy. Nie trzeba było się długo przypatrywać, żeby zrozumieć, że płakałam – zresztą, świeże łzy chwilę później znów spływały po moich policzkach.

Nie wypowiedziałam ani słowa, po prostu go przytuliłam, a on odwzajemnił uścisk. Trzymał mnie w objęciach, nie odzywając się. Dziewczyny cały czas się na nas patrzyły, ale domyślały się, że nie chcę teraz rozmawiać. Potrzebowałam tylko odrobiny jego bliskości, aby się uspokoić. Na hali panował gwar, ale przyciśnięta do jego klatki piersiowej i tak słyszałam, jak bije jego serce.

- W porządku? – zapytał w końcu, odsuwając mnie od siebie.

Patrzył na mnie, ale ja nie miałam odwagi zerknąć w jego połyskujące zielone oczy. Dziewczyny natychmiast znalazły się bliżej mnie, kiedy rozpoczął rozmowę. Chciały, abym im także się zwierzyła. Tylko o czym tu opowiadać? Właśnie zrobiłam najbardziej kompromitującą rzecz w moim życiu na oczach około tysiąca ludzi. W dodatku wszystko było nagrane i możliwe, że na bieżąco emitowane.

Bawiłam się bandażem owiniętym wokół mojego nadgarstka. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Przecież wszystko widzieli. Jak w takiej sytuacji miałabym się czuć „w porządku"?

- Chciałabym już wrócić do domu – jęknęłam płaczliwym głosem.

- Nie musisz się przejmować, czasem takie rzeczy się zdarzają – powiedziała pocieszająco Ewa. Jeśli mam być szczera, jej słowa w ogóle mi nie pomogły, ale wiedziałam, że się stara.

- Wszystkie te okropne rzeczy, które zdarzają się „czasami", mnie przytrafiają się zawsze. To strasznie nie fair – odparłam, chowając twarz w dłoniach.

Poczułam, jak ktoś delikatnie pociera moje ramię w geście wsparcia. Odsłoniłam oczy i dostrzegłam, że to On. Ciepło na kilka sekund wypełniło moje serce.

- Nie przesadzaj – rzekła Monika. – To, że czasem masz pecha, nie znaczy, że zawsze. To miał być twój pierwszy występ i to przed taką publiką... Wiele osób w twojej sytuacji odwaliłoby taki sam numer.

Tak, obie starały się jak mogły, ale miałam wrażenie, że w efekcie czułam się jeszcze gorzej.

- Tak bardzo chciałam to zrobić... chciałam zaśpiewać... a zamiast tego odjęło mi mowę, a potem, gdy tylko się poruszyłam, potknęłam się o kabel i spadłam ze sceny... - mówiłam histerycznie. Gorycz przepełniała wszystkie moje myśli i słowa. – Szczęście w nieszczęściu, że ten instruktor tam stał i mnie złapał, ale i tak uderzyłam ręką o krawędź. Jest spuchnięta jak cholera. Pielęgniarz mówił, że jest stłuczona. Ilu osobom zdarzyłoby się coś takiego?

- Okej, tym razem się nie udało, ale może to po prostu jeszcze nie był czas, abyś podbijała sceny. Następnym razem będzie lepiej – chłopak odezwał się w końcu. Jego słowa brzmiały jak obietnica. Zerknęłam na Niego, a jego ciepły uśmiech znów na sekundy rozpromienił moje serce.

Chciałam go ponownie przytulić, ale ktoś na scenie zaczął przemawiać, dlatego wszyscy musieliśmy przerwać dyskusje. Skierowaliśmy nasze spojrzenia w kierunku mężczyzny, który ogłaszał nam, że za chwilę zaczną się przedstawienia w sąsiednim budynku i właśnie tam powinniśmy się udać.

Całą czwórką ruszyliśmy w kierunku wyjścia, nie odzywając się ani słowem. Zresztą, hałas rozmów wzmógł się o kilka decybeli, więc zapewne i tak byśmy się nie słyszeli.

Na chwilę zapomniałam o nieudanym występie. Moje myśli błądziły wokół poczucia, że straciłam swoją szansę, aby ponownie Go przytulić i z tego powodu moje serce cicho łkało. Nie wiedziałam, kiedy znów nadarzy mi się okazja, aby bez podejrzeń wtulać się w jego ramiona. Tutaj, co prawda, uściski były na porządku dziennym. Ludzie traktowali się jak rodzina, choć często nawet nie znali własnych imion. Tylko, że nawet mnie wydałoby się podejrzane, gdyby ktoś ciągle bez powodu przytulał jedną i tę samą osobę. Nie mogłam ściągać na siebie niczyjej uwagi. Nikt nie mógł wiedzieć, że kochałam chłopaka ze swoich zajęć teatralnych. Chłopaka, który nie kochał mnie.

***

Prolog może nie porywa, ale zamierzam się ciut rozkręcić w kolejnych rozdziałach. Wkrótce także zrozumiecie, o co chodzi i może wtedy pomysł nie będzie brzmiał tak banalnie. Liczę na wasze szczere opinie i pozdrawiam cieplutko :)

LostWhere stories live. Discover now