Część 70

1.3K 89 45
                                    

Rytuał

***Jade***
- Zamierzam wykonać rytuał - oznajmiła stanowczo Leigh-Anne.

- Co takiego? Nie możesz, zginiesz! - krzyknęłam przerażona. 

No tak, wszystko się zgadzało: ja - Przeznaczona, Harry - Amor, wampir - ofiara. Boże, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?
Pamiętałam, jak dwa dni temu rozmawiałam z Eleanor przez telefon i opowiadała mi ten zabawny zbieg okoliczności, że Leigh i Avalon były rodziną. Mało tego! Leigh w takim razie też się wywodziła od Virginii, co oznaczało, że mogła równie dobrze wykonać rytuał, jak Avalon.
Dlaczego wcześniej nie skojarzyłam tych faktów?

- Leigh, nie rób tego, zabijesz się! - zaoponował Harry. 

Był równie wystraszony, co ja. Owszem, oboje chcieliśmy, aby tej klątwy już nie było, ale nie takim kosztem.

- Już zaczęłam. Niby dlaczego nie macie bólów głowy? Czemu możecie przebywać w swojej obecności? Wykonałam już tę pierwszą część. Teraz przejdziemy do samego rytuału. Cieszę się, że w końcu będziecie razem. - Uśmiechnęła się.

- Leigh, błagam, nie rób tego! Znajdziemy inny sposób, ale proszę, nie rób tego! - darłam się na cały głos. 

Nie mogłam pozwolić jej zginąć! Nie przeżyłabym, jeśli bym ją straciła. Nie w ten sposób.

- Jade ma rację, to szaleństwo! Leigh-Anne, proszę przestań! - dodał Harry.

- Mnie też się ten cały rytuał nie uśmiecha - mruknął pod nosem Stefano.

- W końcu zrobię coś dobrego. Chcę abyście byli szczęśliwi, nie mogę patrzeć jak cierpisz, Jade. Ja i tak nikogo nie mam, przynajmniej ty będziesz z kimś, kogo kochasz. - Leigh nie przestawała się uśmiechać w moją stronę. Było to niemal upiorne.

Nie mogłam nic poradzić na łzy, które coraz szybciej spływały po moich policzkach. Ona naprawdę chciała to zrobić. Dla mnie. Nie wiedziałam, co było gorsze - to, że straciłabym tak wspaniałą przyjaciółkę, czy to, że to wszystko będzie moją winą.

Leigh-Anne stanęła naprzeciwko kręgu Harry'ego i zaczęła wymawiać jakieś słowa. Nie znałam ich, przypuszczałam, że to łacina, bo parę wyrazów z nich było podobnych do naszych.

- Rituali initium.*

- Leigh-Anne, nie! Przestań! - krzyczałam na zmianę z Harrym, ale ona zdawała się tego nie słyszeć.

- Maledictionem perdere* - mówiła dalej. 

Miała zamknięte oczy i była absolutnie skupiona. Płomienie naszych kręgów dawały jasną poświatę i oświetlały polanę. Stefano zaczął coś mruczeć pod nosem, potem zaczął stękać i jęczeć. Leigh otworzyła oczy i swój wzrok wlepiła w wampira. On pod jej spojrzeniem zaczął się uginać, aż w końcu opadł na kolana.

- Leigh-Anne, proszę... - szlochałam zrozpaczona. 

Harry podjął kolejną próbę wydostania się z okręgu, ale skończyła się tak samo, jak poprzednimi razami: odepchnięty żarem buchającym od ognia, upadł na ziemię. Zaklął pod nosem. 

Zakryłam dłońmi oczy. Nie chciałam tego widzieć. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby to przerwać. Co powiedzieć?

- Leigh, błagam. Nie rób tego - załkałam jeszcze raz, ale na próżno. 

Stefano zaczął się dusić, z jego ust wydobywał się dym. Leigh-Anne patrzyła na niego tak, jakby wzrokiem mogła go zabić. Bałam się wampirów, nie lubiłam, jak na mnie wygłodniale patrzyły, ale mimo wszystko bardzo było mi go w tej chwili szkoda. Dlaczego i on miał zginąć z naszego powodu? Nawet go nie znaliśmy...

Rozśpiewana HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz