Część 64

832 77 6
                                    

Pierwsze zaklęcie

***Leigh-Anne***
- Nie, to się nigdy nie uda - zdenerwowałam się, tracąc resztki nadziei.

- Spokojnie, uda się, ale musisz się skupić i uwierzyć w siebie - odpowiedziała Avalon, wzdychając. 

Wywróciłam oczami. Od pół godziny trzymam ręce nad tą cholerną, wyschniętą rośliną i nic. Miałam wrażenie, że tylko bardziej wysychła. Zabrałam zmęczone ręce i jęknęłam głośno. Avalon westchnęła po raz kolejny i rozejrzała się po naszym ogródku. Podeszła do zwiędłej lilii i uniosła nad nią dłonie. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, wdychając głęboko powietrze. Lilia uniosła się do góry i na nowo rozkwitła, zieleniejąc radośnie, a jej płatki przybrały zdrowy, piękny, fioletowy kolor.

Cóż, to był moment, gdzie powinnam już zacząć zbierać swoją szczękę z ziemi, żeby się wyrobić przed zmrokiem.

- Widzisz? To nie trudne. Jako czarownice mamy tę cudowną więź z roślinnością. Wykorzystaj to - powiedziała.

- Ja chyba tego nie mam - stwierdziłam, a Avalon wybuchła śmiechem.

- Jasne, że masz.

- A może jestem odmieńcem? - westchnęłam, załamując ręce.

- Nie ma takiej opcji - zaprzeczyła, po czym zmrużyła oczy, zastanawiając się nad czymś. - Chociaż...

- Wielkie dzięki! - oburzyłam się.

- Nie, nie o mi chodziło - zachichotała. - Jesteś Śpiewakiem. Spróbuj poprzez śpiew nawiązać więź z kwiatem.

Hm, pomysł nie wydawał się zbytnio przekonujący, ale co miałam do stracenia? Przymknęłam więc oczy i zaczęłam cicho nucić pod nosem. Z czasem coraz głośniej i pewniej. Uwielbiałam śpiewać i zatracać się w muzyce.

- Leigh-Anne... - usłyszałam spanikowany głos Avalon, a już po chwili poczułam wielkie krople deszczu na ciele. 

Przeklęłam pod nosem i zerwałam się na równe nogi. Razem z Av z piskiem pobiegłyśmy do domu przez ogromną ulewę. Rozpadało się strasznie i nie wyglądało na to, aby szybko przestało. Zamknęłam tylne drzwi i zerknęłam na siebie, a potem na swoją "nauczycielkę". Nasze miny były zupełnie skwaszone, ale kiedy popatrzyłyśmy na siebie nawzajem, wybuchłyśmy śmiechem. Dołączyli się do nas również wszyscy inni, którzy przyglądali się naszym poczynaniom już od początku, ale przez okno.

- No, prawie ci się udało Leigh - zażartował Zayn.

- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć - zaśmiała się Jesy.

- Nowa zasada: nie śpiewamy - zachichotała Avalon. - Będziesz musiała tradycyjnie praktykować.

- Ale mi nie wychodzi - jęknęłam z żalem. Byłam okropną czarownicą.

- Jutro spróbujemy ponownie. - Wzruszyła ramionami. - A teraz spróbujemy ze świeczkami.

- Świeczkami? - mruknęłam niezadowolona. Miałam dość magii na dzisiaj.

- No już. - Zaklaskała w dłonie. 

Poczłapałam za nią do kuchni i usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Po środku stołu stała świeczka, którą uprzednio ułożyła tam Avalon. Sięgnęłam do ozdobnej serwetki i zabrałam ją ze stołu, tak na wszelki wypadek. Perrie by mnie zabiła, gdybym zrobiła coś jej ukochanym ozdobom, a ta serwetka do nich należała.

- Spróbuj ją zapalić. - Avalon uśmiechnęła się do mnie ciepło, wskazując na świeczkę.

Dobra. Już raz to zrobiłam, będzie dobrze. To nie było takie trudne. Zamknęłam oczy i pomyślałam o płonącym knocie, którego płomienie były wysokie i jasne.

Rozśpiewana HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz