Rozdział czterdziesty drugi: "Your highness" (Wasza wysokość)Melody
Nie liczyłam minut ani godzin podczas, gdy czekaliśmy na powrót kogokolwiek z pałacu. Martwiłam się o tych, którzy tam zostali i nie mieli jak bronić się przed wiedźmą. Na myśl przyszły mi Mary i Gemma. Nie miały żadnych szans same. Magia Beatrice była zbyt silna, by od tak ją złamać.
Przez wszystkie moje przemyślenia przeplatało się wspomnienie o Charlie'm. Jego promienny uśmiech, wielkie, szare oczy, które przepełnione były mądrością. Nie mogłam przestać winić się za to, co się wydarzyło, a dodatkowo poczucie, że mogłam jakoś temu zapobiec krążyło nieustannie po mojej głowie.
Miałam ochotę wstać i pobiec z powrotem, by pomóc, co byłoby ogromną głupotą - nie wiedziałam nawet, jak miałabym tego dokonać, jak pomóc.
Harry siedział blisko swojej siostry, co chwilę sprawdzając czy w wszystko z nią w porządku. Nadal nie potrafiła się wybudzić po omdleniu. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, a czoło niemalże parzyło - nie wiedzieliśmy nawet, co mogły zwiastować te objawy.
-Co z nią? - zapytałam, licząc na nową, a za razem pocieszającą informację o jej stanie zdrowia. Położyłam dłoń na jego ramieniu, stając tuż obok Harry'ego. Spojrzał na mnie, wzruszając ramionami i łapiąc za dłoń, która spoczęła na jego ramieniu. Zbliżył ją do swoich ust, składając na niej pocałunek.
-Nadal bez zmian - oznajmił, wtulając się w mój bok - Boję się o nią. Te nagłe objawy nie mogły pojawić się tak z minuty na minutę.
-Wszystko będzie dobrze, musi być - mówiłam, gładząc go po głowie. Nagle poczułam, że ciągnie mnie w dół. Usadowił mnie na swoich kolanach i wtulił się w zagłębienie w szyi, całując od czasu do czasu moją skórę. Siedzieliśmy w spokoju, nie mówiąc nic więcej. Wystarczyła nam nasza wzajemna obecność i chwila ciszy.
-Kocham cię - zakłócił milczenie, podnosząc na mnie spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego, kładąc dłoń na jego policzku i przejeżdżając palcami po jego delikatnym zaroście - Nie zapomnij o tym, proszę. Cokolwiek, by się działo.
-A ja kocham ciebie - odpowiedziałam, całując go delikatnie w czoło, jednocześnie próbując go uspokoić.
Donośne pukanie rozniosło się po całej przestrzeni naszej kryjówki. Harry od razu skierował spojrzenie w kierunku wyjścia, osuwając mnie delikatnie na siedzenie obok niego.
-To pewnie Lucas - oznajmił, podchodząc do drzwi, uchylając je delikatnie. Do środka wpadł zdyszani mężczyźni - Luke oraz sir Carl.
Na twarzy tego drugiego znajdowały się liczne zadrapania i plamy po uderzeniach. Wyglądał jakby był maltretowany naprawdę długo. Sapnęłam głośno na ten widok.
-Wszystko w porządku? - zapytałam od razu, wstając i zbliżając się do mężczyzny.
-Tak, Melody - potwierdził sir Carl, zmuszając się do delikatnego uśmiechu - Teraz już wszystko w porządku.
-Musimy tam wrócić - oznajmił Lucas - Beatrice więzi twoich rodziców, król Edward nie żyje.
-O nie - szepnęłam, wyobrażając sobie kolejny makabryczny widok - Czy ona...O-ona zabiła...
-Tak, Mel. Beatrice zabiła własnego ojca - odparł Lucas z niezadowoloną miną.
-Wracamy! - zarządził Harry - Musimy temu zapobiec. Carl zostanie z Gemmą i z...
-Idę z wami! - odparłam od razu - To na naszej dwójce jej należy, nie spocznie dopóki mnie też tam nie będzie.
-Nie! - odparł kategorycznie Harry - Zostajesz tutaj. Kochanie, nie pozwolę by coś ci się stało - powiedział, podchodząc bliżej do mnie, jednak zatrzymał go Lucas. Harry posłał mu gniewne spojrzenie, czekając na wytłumaczenie.
-Właśnie mi o czymś przypomniałeś, wasza wysokość - wyjaśnił Lucas, wypowiadając ostatnie słowa z ironią. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego pięść uderzyła w szczękę Harry'ego, który nie przygotowany na atak z jego strony wylądował na ziemi.
***
Lucas się zdenerwował i rozpoczął tym samym akcję hehe
Piszcie co myślicie xx
CZYTASZ
The Prince // h.s.
FanfictionCofnijmy się do czasów, kiedy o technologii jeszcze nikt nie miał pojęcia. Powróćmy do momentu, gdy jedynymi rozrywkami ludzi były potyczki rycerskie, festyny i bankiety. Pomyślmy o świecie, który nie był podzielony tylko na kraje, ale i na królestw...