Rozdział szesnasty: "Stay with me" (Zostań ze mną)
Melody
Siedziałam w spokoju na jednym z betonowych parapetów i przyglądałam się temu co działo się za murami zamku. Z tej wysokości mogła dostrzec małą wioskę znajdującą się niedaleko. To właśnie tam się wychowałam – tam żyłam przez jakiś czas z mamą.
Tam ludzie żyli w ciągłym biegu, ale wciąż chodzili uśmiechnięci. Nie było dnia, gdyby któryś z sąsiadów minąłby mnie nie witając się przy tym. Każdy był uczynny, skory do pomocy. Moja mama wychowała mnie w właśnie w takim duchu. Wpoiła we mnie chęć do pomocy innym.
-Mel! – gdy usłyszałam swoje imię niemal od razu odwróciłam się w stronę biegnącej w moją stronę Gemmy.
-Dlaczego tak biegniesz? – zapytałam śmiejąc się.
-A dlaczego siedzisz tu sama?
-Zadałam pytanie pierwsza.- uśmiechnęłam się, ustępując jej trochę miejsca na parapecie.
-Nawet nie wiem, dlaczego biegłam. Po prostu…tak wyszło. – zaśmiała się. – Teraz twoja kolej.
-Czekam na twojego brata. – odparłam, odwracając ponownie wzrok w stronę okna.
-Dlaczego tutaj? –zmarszczyła brwi, przygryzając wargę w zadumie.
-Harry został wezwany na rozmowę z królem.
-Wiesz może o czym ma być ta rozmowa? – wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną i także na zmartwioną. Ale czym miałaby się martwić? To przecież zwykła rozmowa syna z ojcem.
-Nie mam pojęcia. – wzruszyłam ramionami. – Wyszłam zanim zaczęli…
-NIE! – zza drzwi rozniósł się krzyk. Obie jak na zawołanie zwróciłyśmy głowy w tamtym kierunku. – Nie zgadzam się na to!
Moment później drzwi do sali przyjęć otworzyły się z hukiem, a na zewnątrz wypadł wściekły książe. Zmarszczyłam brwi na ten widok. Co było przyczyną jego irytacji i złości?
Jego wzrok momentalnie znalazł się na naszej dwójce. Chwile spoglądał w naszą stronę nic nie mówiąc. Wyglądał jeszcze bladziej niż wcześniej. Zaczynałam się co raz bardziej martwić.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Harry pędem rzucił się w kierunku swojej komnaty. Obie z Gemmą spojrzałyśmy na siebie, wymieniając zaintrygowane spojrzenia.
-Nie wiem o czym była ta rozmowa, ale na pewno nie była przyjemna. – odezwała się po chwili Gem.
-Pójdę sprawdzić co z nim. – oznajmiłam, stając na równe nogi i idąc w stronę, w którą przed chwilą pobiegł.
*
Zapukałam kilkukrotnie w pięknie zdobione drzwi i przystawiłam na moment. Nikt nie odpowiedział, ale wiedziałam, że tam był. Nie myśląc zbyt wiele weszłam do jego komnaty i od razu zamknęłam za sobą drzwi. Odwracając się, spotkałam się z niemałym szokiem. Obrazy, które dotychczas wisiały na ścianie, zrzucone na ziemie. Dwie porcelanowe wazy rozkruszone były na setki kawałeczków, a baldachim został naderwany.
-Co jest do diabła? – wyszeptałam sama do siebie, idąc przez to pobojowisko.
-Harry? – zawołałam, próbując go odszukać.
Odpowiedziała mi cisza, dlatego w dalszym ciągu przemierzałam jego komnatę, która na dobrą sprawę była ogromna. Na upartego można by było bawić się tu w chowanego.
Wypowiedziałam jeszcze kilkukrotnie jego imię, ale wciąż nie było żadnego odzewu. Ze zmarszczonymi brwiami rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Kątem oka dostrzegłam uchylone drzwi, prowadzące na balkon. Skierowałam się w ich stronę, by po chwili móc postawić krok na zewnątrz.
Od razu go zobaczyłam. Siedział na drewnianym krześle, wpatrując się w dal. Nie odezwał się, ani nawet nie spojrzał w moją stronę. Wyglądał jakby był w transie lub jak gdyby był zahipnotyzowany.
Usiadłam obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu. Gdy spojrzał w moją stronę zobaczyłam jak bardzo ma przekrwione oczy i jak bardzo tłumił w sobie płacz.
-Wiesz, Mel. Życie jest tak cholernie nie sprawiedliwe. – powiedział nagle, odwracając wzrok. – Szczególnie moje.
-Co się stało? - zapytałam cicho.
-Jestem księciem, to się stało. – po raz kolejny zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że nagle teraz zaczęło mu to przeszkadzać.
-Wszyscy, ciągle mi mówią co mam robić, jak się zachowywać. – odparł, spuszczając głowę w dół. – Nie mogę być z dziewczyną, którą kocham przez głupie obyczaje, które panują.
Widziałam smutek na jego. Gdy patrzyłam na niego w tamtym momencie moje serce się krajało.
-A na domiar złego jestem zmuszony do małżeństwa z kimś kogo w ogóle nie znam.
Nawet nie wiem, kiedy to się stało, ale już po chwili stałam przed nim, a on sam wtulał się w moje ciało, dając upust swoim łzom.
-Nie płacz Harry, wszystko na pewno będzie dobrze. – próbowałam go pocieszyć, ale wszystko zadawało się iść na marne.
-N-nic już nie będzie d-dobrze. – łkał cicho.
-Nie mów tak. – powiedziałam, głaszcząc tył jego głowy i czując jak dreszcz przechodzi po jego ciele. – Wiem, że jest ci ciężko, ale może twoja przyszła żona będzie dobrą dziewczyną.
-Nawet wtedy nie będę jej chciał. Nigdy nie będę z nią szczęśliwy. – pociągnął mnie bliżej siebie, usadawiając mnie na swoich kolanach. Zadrżałam, gdy jego dłoń znalazła się na dolnej części moich pleców.
-Proszę zostań ze mną. Nie mogę już do końca cię stracić, Melody.
-Nigdy nie straciłeś i nie stracisz żadnej cząstki mnie. – oznajmiłam, oferując mu delikatny uśmiech i ocierając kciukami łzy z jego policzków.
Po chwili złapał moją dłoń, kręcąc przy tym głową. Ucałował ją po czym na nowo odłożył ją na jego policzek.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. – powiedział, wtulając twarz w moją prawą dłoń.
Uniosłam jedną brew nie do końca rozumiejąc jego słów.
Moment później chłopak spojrzał prosto w moje oczy, a jego dolna delikatnie drżała. Jego dłonie trzymały w swoich objęciach moje, które znajdowały się w dalszym ciągu na jego policzkach.
Dopiero teraz spostrzegłam jak blisko siebie jesteśmy.
-Straciłem cię w dzień, gdy zgodziłaś się wyjść za Lucasa.
***
Proszę piszcie czy wam się podobało. Chcę poznać wasze opinie, bo one dla mnie naprawdę wiele znaczą x
Przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś błędy x
CZYTASZ
The Prince // h.s.
FanfictionCofnijmy się do czasów, kiedy o technologii jeszcze nikt nie miał pojęcia. Powróćmy do momentu, gdy jedynymi rozrywkami ludzi były potyczki rycerskie, festyny i bankiety. Pomyślmy o świecie, który nie był podzielony tylko na kraje, ale i na królestw...