1 // The beginning

12.5K 732 31
                                    

Rozdział pierwszy: The beginning ( Początek ) 

Melody

Ciepły wiatr owiewał moją twarz. Kołysał długą trawą, którą zdążyła obrosnąć cała polana. Dookoła słychać było tylko i wyłącznie szum. Nigdy nie sądziłam, że taka prosta rzecz pozwoli mi koić moje zszargane nerwy. Nigdy nie śmiałam przypuszczać, że pozwoli mi to chociaż na chwilę odciąć się od realnego świata.

Przychodziłam w to miejsce raz do roku. Za każdym razem tego samego dnia, o tej samej porze i zawsze we własnym towarzystwie. Niezmiennie od dwunastu lat.

Ciągle mając zamknięte oczy, wzięłam głęboki wdech próbując wyobrazić sobie jej obraz. Tak bardzo chciałam by tu była, żeby powiedziała jak bardzo jest ze mnie dumna. Tęskniłam za nią. Z całych swoich sił. Gdy odeszła nie miałam już nikogo. Wtedy jeszcze byłam za młoda by to zrozumieć, ale zbiegiem lat świadomość o jej stracie zdawała się wywierać na mnie większą presję.

Moja mama – najpiękniejsza i najmądrzejsza kobieta, która miała okazję stąpać po tej ziemi. Kobieta, która urodziła mnie i do szóstego roku mojego życia starała się wychować mnie najlepiej jak umiała. Istota o nieskazitelnej duszy i niezwykłych talentach. Nadworna krawcowa, ale przede wszystkim moja mama – umarła, poddając się chorobie, która wyniszczyła ją od środka.

Nigdy nie skarżyła się na jakiekolwiek bóle. Zawsze z uśmiechem odpowiadała, że czuje się dobrze. Jednak wszyscy dookoła widzieli, że coś jest nie tak. Jej nadgarstki zaczęły puchnąć, skóra w okolicach klatki piersiowej stała się nabrzmiała i sina. Czasami przy zwykłych czynnościach starała się tłumić w sobie ból – zaciskała zęby i powieki, próbując nie okazywać niczego.

Wszyscy to widzieli. Wszyscy cierpieli razem z nią. Ale co było w tym wszystkim najgorsze? Fakt, że nikt nie był w stanie jej pomóc. Gdyby zdecydowała się poprosić o pomoc nawet znachorzy i królewscy medycy byliby bezradni. Nie byli oni określić tego co jej dolegało. Żyjemy w XV wieku. Medycyna w ogóle nie jest rozwinięta. Świat jest bezradny na ludzkie cierpienie.

Po czterech miesiącach męki odeszła od nas. Pozostawiła mnie samą, odeszła do Boga, który najwyraźniej potrzebował jej tam na górze. Doskonale pamiętam ten dzień. Dzień, który zmienił wszystko.

„Ludzie z wioski byli w ogromnym popłochu od samego rana. Co chwili to nowa osoba wbiegała do naszego domu z niezbyt tęgą miną. Zastanawiałam się co tam się działo. Nawet królowa Anne i król Desmond zaszczycili nas swoją obecnością.  

Mi nie pozwolono tam wejść. Nakazano mi zostać na zewnątrz razem z Harry’m. Zupełnie mi to wtedy nie przeszkadzało. Bardzo polubiłam tego chłopca i na dodatek za każdym razem, gdy do mnie przychodził przynosił ze sobą kilka zabawek, którymi mogliśmy się wspólnie bawić. Raz nawet dostałam od niego szmacianą lalkę, która uśmiechała się do mnie i patrzyła na mnie guzikowymi oczami za każdym razem, gdy na nią spojrzałam. Moja mamusia uszyła dla niej piękną fioletową sukienkę z koronki i uplotła warkocza z jej czarnych włosów. Nazwałam ją Francis i od tamtego czasu zastępowała mi towarzystwo Harry’ego i Calum’a za każdym razem, gdy nie mogłam się z nimi bawić.

-Jak myślisz co tam się dzieje? – zapytałam nagle chłopca, który momentalnie przeniósł na mnie swoje ciekawskie spojrzenie.

-Mamusia powiedziała, że to bardzo poważna s-sprawa dorosłych, dlatego nie możemy tam być. – odparł, wzruszając ramionami i przykucając zaraz obok mnie z panem Teddingtonem – jego ulubionym misiem.

-Dlaczego tylko dla dorosłych?

-Nie mam p-pojęcia.

Mentalnie wzruszając na to ręką, powróciłam do zabawy. Planowaliśmy wspólny ślub pana Teddingtona i Francis. Chciałam, żeby moja lalka została księżniczką i znalazła swojego księcia z bajki, którym miał być Teddington. Jako, że nie pojmowaliśmy do końca na czym polega ślub to towarzyszyło nam przy tym dużo śmiechu. Wymyślaliśmy swoje przysięgi, prawiliśmy sobie komplementy w imieniu naszych zabawek dodatkowo dokładając do tego wszystkiego dialogi.

-Też bym kiedyś chciała być jak Francis. – westchnęłam ciężko i spojrzałam na maskotkę.

-C-co masz na m-myśli?

-Chciałbym mieć piękną sukienkę i móc tańczyć na balu zorganizowanym na moją część. – odparłam, kładąc się na trawie i spoglądając w delikatnie zachmurzone niebo. – W przyszłości zostanę księżniczką. Będę miała własną koronę, sukienkę i kucyka! – Harry zaśmiał się cichutko, zwracając na niego moją uwagę. Chciałam zapytać się z jakiego powodu się śmieje, ale nie było mi to dane.

Z mojego domu jak oparzona wybiegła królowa, mama Harry’ego, i zaczęła biec w naszą stronę. Upadła na kolana, nie dbając o ewentualne zabrudzenia czy też zniszczenia. Przytuliła mnie mocno do siebie i dopiero wtedy usłyszałam, że ona płakała.

-Oh Melody.. – odparła niemal szeptem. – Zobaczysz zadbamy o ciebie. Wszystko będzie dobrze.

 

Nie wiedziałam o czym mówiła, ale miałam przeczucie, że ma to związek z czymś nieprzyjemnym. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wielkie piętno odbije to na mojej psychice i jak bardzo zrujnuje moje dzieciństwo.”

Kazali mi wtedy siedzieć na dworze i bawić się. Nie pozwolili mi się z nią zobaczyć.

Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. 

***

Hello! Zaczynam trochę smętnie za co też przepraszam, ale muszę jakoś zacząć :) 

Dziękuję za dotychczasowe wsaprcia (mam na myśli komentarze i głosy) to znaczy dla mnie naprawdę wiele ♥

Przepraszam za błędy! x

The Prince // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz