Rozdział 6.

66 4 0
                                    

   Rozejrzała się uważnym wzrokiem po sali, aby po chwili zrezygnowana opaść na swój fotel. Ibbie ciągle miała nadzieję, że jej tata jednak zakończy szybciej swój wyjazd służbowy i pojawi się na jej zakończeniu. Jednak im dłużej dziewczyna spoglądała na drzwi wejściowe tym szybciej ceremonia rozpoczęła się. Po chwili za mikrofonem pojawiła się znana jej twarz dyrektora szkoły, który rozpoczął swoje przemówienie. Ibbie poprawiła swoją ciemną togę i odgarnęła na tył głowy nadzwyczaj denerwujący biret absolwencki, z którego zwisał złoty frędzelek. Czuła się smutna. Smutna z każdego powodu. Kończyła się szkoła, czas beztroskich lat jej nastoletniego życia. W gruncie rzeczy Ibbie lubiła szkołę. Nie dlatego, że była kujonem, chociaż jej ocen mógł pozazdrościć nie jeden uczeń. Lubiła ludzi, którzy się w niej znajdowali. Była ciekawa każdej osoby, którą mijała na szkolnym korytarzu. Lubiła obserwować znajome twarze, które pogrążone były własnymi rozmyśleniami w ogóle jej nie zauważyły. A ona, jako obserwator, stała z boku i wpatrywała się w każdego ucznia, zastanawiając się nad jego osobowością. Ibbie była bardzo ciekawska, ale nie nachalna. Nie wypytywała nikogo o jego ulubione rzeczy, nie starała się na siłę poznać drugą osobę. Jej ciekawość świata i ludzi ją otaczających była jej naturalną cechą.

   W tej chwili była również smutna z powodu braku osób jej bliskich. Wiedziała, że nikt na sali nie będzie się cieszył równie mocno z nagrody za najlepsze osiągnięcia naukowe i podziękowania za wspieranie kółka fotograficznego, które pod swoją opiekę wzięła jedna z pierwszoklasistek. Pomimo tego, iż zdawała sobie sprawę, że jej tato zapewne chciałby być w tym dniu obok niej, po prostu nie mógł. Mimo tego była smutna i nic nie potrafiła z tym zrobić.

   Kiedy została wywołana na scenę, aby dołączyć do grona innych wyróżnionych uczniów podniosła się ze swojego miejsca i ze skupionym wyrazem twarzy dotarła do dyrektora, który uścisnął stanowczo jej dłoń i pogratulował bardzo dobrych ocen i wzorowego zachowania. Ibbie uśmiechnęła się krótko i stanęła obok Sophie, która już czekała na nią ze swoim listem gratulacyjnym trzymanym w obu dłoniach. Przytuliła przyjaciółkę uśmiechając się szeroko od ucha do ucha.

   Z momentem, gdy wszyscy uczniowie znaleźli się na zewnątrz budynku, przed szkołą rozległy się gromkie krzyki zadowolenia, a czapki powędrowały wysoko w górę. Ibbie chwyciła swoją w ręce i wyrzuciła za siebie słysząc czyj głos niezadowolenia. Z przerażeniem, że kogoś mogła niechcący nią uderzyć odwróciła się za siebie zakrywając usta dłonią. Dostrzegła Ashtona, który trzymał w ręce jej czapkę i patrzył znacząco w jej kierunku. Obok niego stała pani Irwin z uśmiechem na twarzy.

-Za moich czasów rzucało się je w górę - zauważył podrzucając ciemny kawałek materiału.

-Och Ibbie! - krzyknęła pani Anne podchodząc bliżej dziewczyny i ściskając ją - To twój ostatni dzień w szkole, jako uczennicy.

-Tak - odparła przeciągle spuszczając wzrok na swój list.

-Dzień dobry pani Irwin! - obok nich pojawiła się Sophie obejmując swoją mamę w pasie.

   Kobiety przywitały się i zaczęły rozmawiać na boku o ceremonii zakończenia szkoły.

-A jednak się pojawiłeś? - zapytała Soph spoglądając na Ashtona.

-Twój tata dzwonił z prośbą, a by moja mama pojawiła się na tym zakończeniu - spojrzał na Ibbie, która momentalnie posmutniała.

-O tak, tata Ibbie troszczy się o nią na każdym kroku - westchnęła Soph przytulając przyjaciółkę i całując ją w czubek głowy.

-Szkoda, że go tutaj nie ma - westchnęła dziewczyna.

-Ale my jesteśmy - Sophie uśmiechnęła się szeroko i potarła w pocieszającym geście jej ramię.

Nothing stay the same | irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz