XVIII

801 55 19
                                    

Pamiętajcie o gwiazdce! zachęcam do komentowania!

Pov: Hailie

Minęło około dwóch godzin odkąd siedziałam związana i zamknięta w jakimś pomieszczeniu.
Była to jakaś piwnica w lesie. Przy opuszczonym domu.

Gdy blondyni mnie tu "odstawiali" wyższy z nich podszedł wtedy do mnie i przyłożył nóż do brzucha. Zrobił około pięcio centymetrową linię przecinającą moje ciało i materiał sukienki.

Od tej pory mężczyźni tu nie przychodzili.
Teraz jednak stali przede mną, jeden z nich uśmiechał się złowieszczo, drugi wyglądał jakby o czymś myślał.

Rana piekła mnie niezmiernie. Nie była odpowiednio zdezynfekowana ani opatrzona, bałam się, że na tym się nie skończy. Jak się okazało, miałam rację.

Bez słowa mężczyzna podszedł do mnie i kucnął obok.

- I co? Jak ci się tu podoba? - zapytał i wyjął z kieszeni ten sam nóż - Fajnie, nie? Trochę tu sobie posiedzisz.. - przyłożył go do ramienia i sunął powoli w dół - Bracia dostali informację o okupie, nie musisz się tym martwić. - z każdą sekundą przyciskał metal mocniej - A co do jedzenia.. Chyba nie musisz nic jeść, prawda? Przydałoby ci się trochę zrzucić. My damy ci taką opcję.

Nawet obcy mówią, że powinnam schudnąć. Mają rację.

Odsunął nóż, wstał i podszedł do tego drugiego, po czym oboje wyszli, zamykając za sobą drzwi.

Spojrzałam kątem oka na ranę. Krew lała się po całej długości ręki. Musiało być to jedne z tych głębszych cięć.
Przeniosłam wzrok na rozcięcie na brzuchu. Materiał wokół draśnięcia przesiąkł krwią.

Gdzie są bracia? Czy w ogóle przyjadą?

***

Pov: Will

Wyjechaliśmy z domu po dziewiętnastej.

Jakieś pół godziny wcześniej Vincent dostał wiadomość od porywaczy, przelew i wyrównanie rachunków za siostrę.
Zignorowaliśmy tę wiadomość, nikt nie miał zamiaru okazywać słabości wobec obcych osób.

Każdy z nas miał na sobie kamizelki kuloodporne, byliśmy ubrani w ciemne spodnie, koszulki, mieliśmy przy sobie broń.

Każdy z nas strasznie martwił się o Hailie. Na dodatek Adrien Santan o wszystkim wiedział.. Przyjechał pod posesje i nie odszedł dopóki go nie wpuściliśmy.
Vince, jako członek organizacji, musiał poinformować go o niebezpieczeństwie.

Około dwudziestej byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z aut. Za jak i przed nami szło kilku ochroniarzy.

Niedaleko stał budynek. Wyglądał na opuszczony. Weszliśmy do niego. Był okropnie zaniedbany.

Powoli rozglądaliśmy się po pomieszczeniach szukając Hailie.
Nigdzie nikogo nie było.

Wyszliśmy z domku.

Lokalizacja pokazywała, że jesteśmy na dobrym miejscu, ale niczego nie mogliśmy znaleźć.

Minęła godzina, może półtora któryś z braci krzyknął, że znalazł coś przypominającego dawne piwnice.

Weszliśmy tam.

Było jeszcze gorzej niż w poprzednim budynku. Wszędzie były pajeczyny, kurz, robaki.
Byłem zły na samą myśl, że nasza siostra spędziła tu kilka godzin.

Rodzina Monet- historia Hailie.Where stories live. Discover now