Rozdział 13

65 14 22
                                    

Przyznam szczerze, że ostatnio strasznie nie po drodze mi z pisaniem. Na szczęście, udało się skończyć wreszcie rozdział trzynasty. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś pamięta o istnieniu tego opowiadania ;)

~~~~~~~~~~

— Spodobał jej się prezent?

Leah dopadła mnie od razu, gdy tylko weszła do biura. Kompletnie nie przejęła się tym, że siedziałem na krześle, jakby ktoś mnie całą noc okładał kijem po plecach i nie miałem ochoty na rozmowę. Lubiłem wszystkich swoich współpracowników, ale tym razem chciałem, żeby na moment zniknęli.

— Mhm.

— Tobiasie, co jest? — Leah wyraźnie się zmartwiła.

— Nic, po prostu czuję się trochę gorzej. Chyba się przeziębiłem. — Posłałem w jej stronę słaby uśmiech.

— W czerwcu?

— Najwidoczniej.

Dziewczyna skinęła jedynie głową i postanowiła nie drążyć tematu, co przyjąłem z ogromną ulgą. Naprawdę nie miałem głowy do żadnych rozmów. Od wczoraj moje myśli bez przerwy zaprzątała ta jedna głupia sytuacja, którą zepsułem całą miłą atmosferę w domu.

Każda chwila poranka, zanim wyszedłem do pracy, była tak nieprzyjemna, że marzyłem o tym, by zwyczajnie zniknąć. Nienawidziłem niezręcznej atmosfery. Nie potrafiliśmy sobie z Cheriss spojrzeć w oczy, w kuchni unikaliśmy się jak ognia, żeby przypadkiem nie dotknąć jednocześnie tego samego widelca, a śniadanie jedliśmy w dwóch osobnych pomieszczeniach. Dodatkowo Nix ewidentnie wyczuła, że coś się zmieniło i zaczęła paskudnie traktować naszą dwójkę. Najpierw nasyczała na mnie, gdy tylko znalazłem się w zasięgu jej wzroku, a potem bez zapowiedzi podbiegła do swojej właścicielki, żeby ugryźć ją w rękę. Zrobiła to na tyle mocno, że polała się krew. Nie chciałem zostać kolejną ofiarą tej małej czarnej bestii, więc wyszedłem do pracy szybciej niż zwykle.

Skończyło się to tym, że gdy zaczęły ze mnie schodzić te najsilniejsze emocje, poczułem się potwornie śpiący i zmęczony. Z tego powodu siedziałem teraz w biurze bez energii, upodabniając się wyglądem do sflaczałej piłki, z której uciekło powietrze. Brakowało mi chęci do czegokolwiek, nie wspominając nawet o bólu niefizycznym, który dopadł moje wrażliwe serduszko.

— Tobiasie?

— Czego? — wypaliłem, niechętny do rozmowy z kimkolwiek.

— Tak milutko jeszcze nikt mnie nie przywitał, odkąd zostałem właścicielem tej firmy.

Gdyby gałki oczne mogły wypaść z oczodołów, gdy ktoś nagle się wystraszy, zapewne moje właśnie tak by zrobiły. W jednym momencie przypomniałem sobie imiona wszystkich świętych i każdego po kolei błagałem o dar w postaci mocy cofania czasu.

— Szefie, przepraszam, nie wiedziałem, że to pan. — Przełknąłem ciężko ślinę, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok.

Waller roześmiał się szczerze, a potem poklepał mnie po ramieniu. Zaskoczony, aż podskoczyłem na krześle.

— Jaka nagła zmiana nastawienia. — Podrapał się po brodzie. — Mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą najchętniej byś się mnie stąd pozbył.

— To nie tak, zapewniam!

— Nie kłopocz się wyjaśnieniami, Tobiasie. — Mężczyzna machnął ręką. — Każdemu się zdarza być nie w sosie, a ja nie przyszedłem tutaj, żeby cię za to karcić. Chciałem tylko przekazać, że mam już komplet chętnych finów, którym marzy się wycieczka z tobą. Chciałbym, żebyś przyszedł do mojego gabinetu, bo mam dla ciebie materiały do nauki o okolicznych atrakcjach. Czy znajdziesz pięć minut dla swojego szefa?

Nigdy WięcejWhere stories live. Discover now