Brutal life//Jai Brooks ✔️

Door jaiselfie

36.4K 2.1K 188

Ostatnie co pamiętam to piski opon samochodu i czyjś melodyjny głos, który utkwił w mojej głowie. Meer

Brutal life.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Epilog.
Wyklęta

Rozdział 20.

884 60 8
Door jaiselfie

Drobna blondynka wyciągnęła swoje zmarnowane ciało z łóżka i biegiem ruszyła w kierunku łazienki. Zdawało jej się, że ktoś skakał po jej biednym żołądku. Pochyliła się nad ubikacją, a blond pasma zakryły jej bladą twarz. Po chwili resztki niestrawionych przekąsek ujrzały światło dzienne, a zniesmaczona panna Vess szybko nadusiła spłuczkę, by nie oglądać tego obrzydliwego widoku. Sięgnęła po kawałek chusteczki i przetarła ust. Uporczywy ból głowy nie dawał jej spokoju, więc musiała zejść na dół i poprosić o jakieś tabletki. Wychodząc zarzuciła szlafrok na ramiona gdyż była w samej bieliźnie, a ona nie pamiętała dlaczego. Praktycznie od powitania kuzynki i przyjaciela wiele nie pamięta. Przypominają jej się jedynie skrawki wydarzeń, to tak jakbyś patrzał na połówkę fotografii i zastanawiał się co mogło być na drugiej. Zbliżając się do drzwi ujrzała na komodzie kartkę, wodę i dwie tabletki. Sięgnęła po skrawek papieru i spojrzała na zgrabne pismo.

"Spodziewałem się, że będziesz spragniona,
więc przyszykowałem szklankę wody i tabletkę na kaca ;)
Gdy poczujesz się lepiej zejdź na dół,
bo jeśli pamiętasz twoja niespodzianka czeka.

                                                               Jai xx."

Przez jej myśli od razu przeleciały słowa:
- "Jaki on kochany jeju."

Zarumieniła się po czym chwyciła smukłą dłonią szklankę z przezroczystym płynem, a drugą położyła na języku tabletkę. Starała się ją jak najszybciej przełknąć przy okazji krzywiąc się. Nigdy nie przepadała za tabletkami, miała po prostu problem z przełykaniem ich, a smak wcale nie zachęcał jej do zażywania ich.

Od kiedy pamięta zawsze brała lekarstwa, ale jak to mówiła kiedyś ciocia;

- "Dla takich starych dziewuch jak ty nie ma już syropków, są tylko tabletki."

W sumie miała wtedy tylko dwanaście lat i nie była stara, była dzieckiem, które według wielu ludzi nic nie wiedziało o życiu. Jednakże ona była inna niż wszystkie dzieci. Pewne zdarzenia kazały jej wcześniej dorosnąć, nie pozwalały cieszyć się dzieciństwem tak jakby tego chciała. Już w wieku dziesięciu lat wiedziała, że za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo, była tego świadoma.

Wiedziała, że nigdzie nie jest tak naprawdę bezpieczna. I chyba to nękało ją najbardziej, gdyż czuła się bezpieczna w ramionach niebezpiecznego chłopaka. Ironia losu, prawda? Ona sama tak myślała, ale wtedy jeszcze nie wierzyła w przeznaczenie.

Kiedy napór na głowę trochę się zmniejszył postanowiła się ubrać, przecież nie będzie cały dzień w szlafroku chodzić. Tym bardziej, że Jai ma dla niej prezent, a po nim można spodziewać się wszystkiego. Wyjęła z szafy czarny sweterek przez którego środek przechodził miętowy pasek, a na nim naszyta czarna kieszonka, uwielbiała go, nadawał się na każdą gorszą pogodę. Założyła do tego jakieś jeansy i po nałożeniu miętowych trampek zeszła. Na początku jej kroki były wolne i niepewne, ale gdy usłyszała śmiechy z kuchni od razu się rozluźniła. Rozpoznała, że to na pewno Beau, on był tam osobą, która miała w sobie chyba najwięcej pozytywnej energii, blondynka mogłaby przyrzec, że było w nim o sto procent więcej optymizmu niż w niej. Co było nie do pomyślenia, bo on tutaj jest tym groźnym prawda? Czekoladowe oczy zeskanowały pomieszczenie, w którym znajdowali się jej przyjaciele? Czy mogła tak nazwać ludzi, którzy tak naprawdę ją uprowadzili? Chociaż tak naprawdę gdyby chciała uciec już dawno by to zrobiła, a bała się przed sobą po prostu przyznać, że nie chce. Czuła się tu jak w domu co było karygodne, czy kiedyś będzie mogła nazwać to miejsce domem? Miała tyle pytań dotyczących tego miejsca, a może osób? Poprawniej byłoby powiedzieć, że jednej osoby, która oczarowała ją i wcisnęła do swojego świata bez jej zgody.

Ona tu nie pasowała.

Wśród ludzi ubranych na czarno, wyzywająco i groźnie, ona była drobną blondynką, która kochała rozciągnięte sweterki i białe sukienki, śmieszne prawda?

- Obudziłaś się! - od stołu oderwał się najstarszy członek grupy i uściskał Caroline na powitanie. Dziewczynie jedynie mruknęła ciche "cześć", gdyż nie miała siły na cokolwiek innego, głowa wydawała się być dla niej tykającą bombą.

- Kac męczy? - zaśmiał się Skip i odchylił się na krześle. - Nasza księżniczka pierwszy raz chyba tak zabalowała. - na jego twarzy uformował się cwaniacki uśmieszek, a odbiorca komentarza jedynie przewrócił oczami.

- Nie pierwszy. - mruknęła i naprawdę nie kłamała. Tylko raz w życiu zabalowała i potem żałowała tego przez okrągły tydzień. Caroline przesunęła wzrokiem po całym pomieszczeniu i stwierdziła, że nie ma Jai'a.

- Gdzie Jai? - blondynka palnęła bez namysłu, ale gdy zdała sobie sprawę co zrobiła zaczerwieniła się.

- W sypialni, mówił, że na ciebie tam czeka. - Luke zabawnie poruszył brwiami i przejechał językiem po dolnej wardze. Dziewczynie zrobiło się głupio, czy on myślał, że oni to robią? Brooks nawet nie zdawał sobie sprawy jak rozproszył w tym momencie pannę Vess swoim żartem. Caroline przetarła dłonie i westchnęła.

- To ja do niego pójdę. - odwróciła się na pięcie i gdy była już na pierwszym schodku usłyszała krzyk trójki chłopaków:

- Tylko nie za głośno tam! My tu też mieszkamy. - brązowooka na ten komentarz zaczerwieniła się jak burak i bez jakiejkolwiek odpowiedzi wbiegła po schodach. Już miała wskoczyć na ostatni stopień, ale niestety na kogoś wpadła. Przestraszona pisnęła i zachwiała się, ale w porę chwycił ją James.

- Uważaj jak chodzisz. - zlustrował ją wzrokiem i po prostu odszedł. Wspominała kiedyś, że Yammouni był dla niej jakiś oschły? A tym bardziej, że kojarzyła go? Tylko zdawało się dla niej to śmieszne, że kojarzy go chodziarz tak naprawdę dopiero go poznała. Wydawało się jej, że znała go już wcześniej. Przed wypadkiem rodziców i tą całą straszną sytuacja w jej domu. Przypominał jej przyjaciela, którego opuściła bez pożegnania gdy wyprowadzała się z miejscowości. Pokiwała głową i pomyślała, że to przecież niemożliwe żeby to był on.

Drobna dłoń zapukała kilka razy do drewnianych drzwi, a po chwili do uszu złotowłosej doleciało krótkie słowo "proszę". Pociągnęła za klamkę i już znajdowała się w ich wspólnej sypialni. Chociaż bardziej miała wrażenie, że tylko ona tam śpi, bo kładła się bez niego i budziła również sama.

- Chłopaki mówili, że na mnie czekasz. - zerknęła na Jai'a, który grzebał w szafce i po chwili stał odwrócony do niej przodem. Caroline zachłysnęła się powietrzem gdy zobaczyła, że chłopak ma na sobie jedynie dresy. Bystry wzrok dziewczyny skanował każdy skrawek jego odsłoniętego ciała i nie mógł się nacieszyć tym widokiem. Teraz widziała każdy tatuaż i była zdziwiona, że ma ich tyle. Nie mogła również uwierzyć, że atrament na czyjejś skórze mógł wyglądać tak perfekcyjnie i tworzyć historię, każdy tatuaż był inną opowieścią, którą Vess pragnęła poznać. Ostatnim razem gdy prezentował jej się w takim wydaniu to nie zwróciła na to ogromnej uwagi, bo była lekko wyprowadzona z równowagi. Gdy chłopak do niej podchodził to mięśnie jego brzucha napinały się co przyprawiało Caroline o szybsze tętno.

- Czekałam i coś mam. - Jai uśmiechnął się i wyciągnął za pleców pudełko. Caroline z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowała, a do jej głowy nasuwało się pytanie:

- Co to jest?

Pudełko z niezawiązaną kokardą i lekko uchylonym wieczkiem poruszyło się, a blondynka pisnęła i z ręką na mocno bijącym sercu odsunęła się.

- Jai co to było? - chłopak zaśmiał się i podał prezent dziewczynie. Był zdziwionym tym, że denerwował się o to, czy Caroline spodoba się prezent. Nigdy nie zdarzyło mu się coś takiego, przecież to tylko głupi prezent. Nie oświadcza się przecież...

Vess już chciała zdjąć wieczko, ale ono spadło samo. Dziewczyna znów pisnęła, ale tym razem z szczęścia upuściła pudełko, a prezent chwyciła w ręce i przytuliła do siebie. Spojrzała w małe czarne oczka i się zachwyciła.

*Jai*

Przyglądałem się tej scenie z ogromnym uśmiechem. To naprawdę urocze, pierwszy raz widzę taką miłość od pierwszego wejrzenia. Wyobraziłem sobie, że zamiast tego szczeniaka rasy samoyed Caroline trzyma dziecko i się z nim tak słodko bawi i przytula, a to dziecko było moje, nasze.

Potrząsnąłem głową, to przecież niemożliwe. Ja tego nie chcę i ona na pewno też nie, ale czy ja na pewno nie chcę?

- "Stój ryja Jai! Bredzisz same bzdury." - moja podświadomość się obudziła i przywróciła mi normalny tok myślenia.

- Jai?

- Tak? - mruknąłem rozkojarzony i zdałem sobie sprawę, że przestałem kontaktować ze światem.

- Dziękuję ci za niego, jest po prostu przepiękny! Nie wiem jak ci podziękować. - ucieszyła się i przytuliła do siebie śnieżnobiałego szczeniaka o czarnych oczach niczym dwa węgielki. Zbliżyłem się do nich i spojrzałem na rozpromienioną twarz złotowłosej piękności. Położyłem dłonie na jej biodrach i wyczułem jak się spięła, ale po chwili rozluźniła. To przyjemne, bo widzę jak na nią działam, szkoda, że ona działa również na mnie.

- Nie dziękuj. - pokiwałem przecząco głową i wpatrując się w jej czekoladowe oczy sięgnąłem po psa. - Po prostu, chcę byś miała tego szczeniaka, ale pod jednym warunkiem. - widziałem małe zmartwienie przelatujące przez jej twarz, ale szybko się go pozbyła. - Opiekujmy się nim razem. - wskazałem na puchaty kłębuszek w dłoniach i położyłem go na ziemi.

- Zgoda. - posłała mi szeroki uśmiech i zrobiła coś czego się nie spodziewałem, przytuliła mnie, a ja szybko to odwzajemniłem. To wszystko jest takie nierealne, nasze ciała tak do siebie pasują, jakby ktoś tworzył je specjalnie z myślą, że kiedyś siebie odnajdziemy i znów będziemy jednością. Ona jest moim brakującym puzzlem w układance, którego szukałem każdego dnia. Teraz gdy już go odnalazłem, wiem, że będę się nim opiekować i strzec jak oka w głowie. Odsunęła się lekko ode mnie, a ja spojrzałem w te piękne tajemnicze oczy chcąc poznać te zagadki, które się tam ukrywają.

"Każdy człowiek jest jak księżyc, ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu"

*Caroline*

Siedziałam w salonie z Amonem i bawiłam się z nim w berka. Amon to szczeniak, którego podarował mi Jai, nie wiem dlaczego dałam mu to imię. Gdy tylko go ujrzałam to imię wydawało się wyjątkowe dla niego. Kocham już tak bardzo tego słodziaka, jego puszysta biała sierść ogrzewa, a czarne oczka ujmują serce. Czuję, że będzie moim przyjacielem na zawsze, może jako jedyny ze mną zostanie. Zaśmiałam się gdy maluch biegnąc potknął się o własne łapki i upadł na panelach.
- Ciamajdo ty. - przewróciłam oczami z szerokim uśmiechem i wzięłam zwierzaka na ręce.
- Ja tu liczyłem, że Jai ci się oświadczy, a on ci kupił psa? - odwróciłam się gwałtownie w kierunku rozmówcy i się mu przyjrzałam. Mam nadzieję, że Beau mówiąc o tych oświadczynach żartował sobie, prawda? Przecież to niemożliwe, nawet nie jesteśmy ze sobą, a co tu mówić o zaręczynach?
- Ale spójrz jaka to kruszynka. - wyciągnęłam w jego kierunku szczeniaka, a on go chwycił i już po chwili się do niego przytulał. Zachichotałam, wiedziałam, że też go pokocha.
- O raju! Jaki słodziak! A te oczka, chyba się zakochałem. - zaczął wymieniać przejęty Brooks, a ja myślałam, że padnę ze śmiechu.
- Co tu tak wesoło? - do salonu wszedł Jai, a ja posłałam mu uśmiech i wskazałam na jego starszego brata.
- Chyba już go nie odzyskam.
- Odzyskamy. - puścił mi oczko i z diabelskim uśmiechem podszedł do starszego.
- Beau oddaj pieska.
- Nie.
- Chcesz żebym opowiedział pewną ciekawą historię Caroline? O tym jak... - nie było dane mu dokończyć gdyż Beau się przełamał i oddał mu zwierzaka. To nie fair! Zaciekawił mnie tym co zrobił Beau, a teraz się nie dowiem.
- Nie wspominaj o tym. - zmrużył oczy i wyszedł z pomieszczenia, a ja odprowadziłam go wzrokiem. To go uraziło? Chyba poważna sprawa.
- Caroline. - odwróciłam głowę w kierunku cudownego mulata i skupiłam na nim wzrok. - Pójdziesz ze mną jutro na miasto? - akcja mojego serca właśnie się chyba zatrzymała. Ja z nim sam na sam? Raczej mu nie chodzi o randkę. Nie, na pewno nie, może potrzebuje osoby do towarzystwa, a chłopacy są zajęci. Tak, na pewno tak jest.
- Z miłą chęcią.


nie podoba mi się ten rozdział<<<
przepraszam, nie miałam pomysłów :(

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

13.3K 583 28
Katy Johns uczy się w liceum. Ma swojego kochanego przyjaciela, starszego brata oraz rodziców, których nigdy nie ma w domu. Jej życie jest z ogółu sp...
48.4K 1.8K 110
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
75.6K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
4.7K 186 46
Dziewczyna nielubiana przez innych, samotna. Brat jej nienawidzi, rodzice nie mają czasu. Nikt nie widzi, że ma problem. Lecz któregoś dnia dostaje w...