Will You Help Us?

Av FreckledLotte

20.5K 948 234

Osiemnastoletnia Katherine i jej najlepsza przyjaciółka Alexandra należą do wolontariatu. Zadanie do którego... Mer

Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15 - BOHATEROWIE
16
17
18 - 1/4
19 - 2/4
20 - 3/4
21 - 4/4
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35 - Special
36
37
38
39
40
41 - Special II
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
Halloweenowy Bonus
77
78
79
80
81
82
83
Epilog
Info

64

188 9 2
Av FreckledLotte

Pov. Kate

-Dobra ekipa. Ogarniać się i idziemy na plaże. -oznajmił Nick, wstając.

-Nie chcę mi się.. -jęknęłam, przeciągając się na kanapie w salonie.

-Nie jęcz. Mówiłem, że nie kręci mnie kazirodztwo. -powiedział poważnie na co reszta się zaśmiała.

-Głupi jesteś debilu. Na ciebie nigdy bym nie poleciała. -prychnęłam, wtulając się w jedną z małych poduszek.

-Jak wy tak możecie do siebie mówić? Ja na Mali nawet patrzeć nie mogę... -zaczął Cal.

-Nawzajem zjebie. -przerwała mu najstarsza Hood.

-... A wy mówicie o pieprzeniu. -dokończył.

-No bywa. Kate ruszaj się, nie mamy całego dnia. -niecierpliwił się brat.

-Ale zaniesiesz mnie do pokoju. -dałam warunek.

-U kogo masz swoje rzeczy?

-U Cal'a.

-Dobra. -przewrócił oczami, podchodząc do kanapy.

Odwrócił się, a ja wyskoczyłam na jego plecy. Nick złapał za moje nogi, ja natomiast złapałam się jego barków.

-Nick ruszaj się, nie mamy całego dnia. -powtórzyłam jego słowa, wskazując jedną rękę na schody.

Nicolas postawił mnie pod samymi drzwiami do pokoju. Po tym gdy poprosiłam go żeby obudził Alex i Mike'a zaczęłam się szykować. Przebrałam się w czarny wiązany strój kąpielowy, na niego założyłam czarne spodenki z wysokim stanem i tego samego koloru cienką koszulkę. Sięgnęłam po dużą torbę plażową i zaczęłam pakować ręczniki i inne pierdoły. Później poszłam do kuchni żeby naszykować i wziąć coś do jedzenia skoro mamy trochę posiedzieć na plaży. Po pomieszczeniu krzątał się Nick, również podszykowując przekąski.

-Jak ci idzie? -zapytałam, wyciągając dwie paczki chrupek.

-Nie mogę znaleźć pianek na ognisko. -odpowiedział z głową w dolnej szafce.

-Nie o to pytam. -spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem. -Mam na myśli Mali..

Chłopak patrzył na mnie lekko wystraszony. Wiedział, że jeśli skłamie to będę wiedzieć kiedy. Po chwili jego wyraz twarzy zmienił się. Oczy nie były już wystraszone, a usta powoli wykrzywiały się w uśmiech. Sama jego reakcja uświadomiła mnie, że jest lepiej niż myślałam, ale byłam ciekawa co powie.

-O co konkretnie pytasz? -udawał głupiego, znowu szperając w szafce.

-Dobrze wiesz o co pytam. Masz poważne plany czy po prostu dobrze się dogadujecie? -bardzo dobrze znałam odpowiedź.

-Kurwa, Kate! -warknął.

-Albo Kate, albo Kurwa. Musisz się zdecydować. -przewróciłam oczami. Spojrzał na mnie z politowaniem. -Dobrze wiesz co chcę usłyszeć.

Brat jęknął z frustracji, kręcąc głową na boki.

-Tak kurwa! Podoba mi się! Zadowolona?!

-Tak. -uśmiechnęłam się głupio, wracając do pakowania torby.

-Emm... CO?! -w kuchni pojawił się Cal.

Ups..

-Nie słyszałeś tego. -warknął mój brat, wskazując palcem na bruneta i mierząc go groźnie wzrokiem.

-A może jednak słyszałem. -uśmiechnął się cwanie Hood.

-Japierdole. Wiedziałem, że wyjazd z gówniarzami to zły pomysł. Po chuja ja w sumie to proponowałem. -mówił do siebie wracając do grzebania w szafkach.

-Stary wyluzuj. Nie przeszkadza mi to. A nawet się cieszę. -powiedział Cal, pomagając pakować torbę.

-Nie wierze, że to mówię ale będę potrzebował waszej pomocy dzieciaki.. -jak na zawołanie stanęliśmy z Cal'em na baczność. Zaczęliśmy się chichrać z naszej reakcji, ale słuchaliśmy Nick'a.

Nicolas opowiedział nam swój słodki plan, który miał wcielić w życie dzisiaj, a wypad na plaże miał mu w tym pomóc. Podgadałam trochę Calum'a żeby powiedział coś o siostrze co mogło by pomóc. Po uzgodnieniu planu Cal poszedł porozmawiać z siostrą i ją trochę naprowadzić.

Kate i Calum swatka. Bhahah.

-Zapraszam szanowną czwórkę debili i trzy piękne panie aby raczyli ruszyć swoje szanowne cztery litery gdyż opuszczamy ten budynek na najbliższe kilka godzin w celu zajebistej zabawy na plaży. -zaczął krzyczeć Nick, gdy był gotowy.

Po chwili wszyscy byli w korytarzu i szykowali się do wyjścia. Wyszłam z domu jako ostania, zakluczając go. Chciałam bym powiedzieć, że szliśmy wszyscy razem i było fajnie, ale tak nie było. Alex i Mike szli na przedzie co chwile się chichrając i popychając. Za nimi szłam ja z Cal'em, kombinując jak można zeswatać najstarszych tak żeby wyglądało to na przypadek, a nie naszą ingerencję. Ash i Luke szli za nami i oni jako jedyni szli cicho. Wyglądali jak obrażone dzieci. No i na końcu szły nowe zakochańce czyli mój brat i Mali-Koa. Na nich akurat nie zerkałam. Słyszałam jak od czasu do czasu Nick powiedział jakiś żart a ona się śmiała, więc odbierałam to jako że sobie radzą. Cała droga zajęła nam coś około piętnastu minut. Gdy wchodziliśmy już na plażę zdjęłam sandały po czym żeby rozluźnić atmosferę walłam Hemmings'a w potylice, wydarłam się "BEREK" i zaczęłam biec jak walnięta umysłowo. Reszta śmiejąc się powtórzyła mój ruch. Biegłam ile sił w nogach, ale powiedzmy sobie szczerze, że ciężko biega się po piasku, a że Luke to 3/4 jego nogi to po chwili mnie dogonił. Stanął na przeciwko mnie i się uśmiechał.

-No i czego się szczerzysz, pizdo?

-Coś ty powiedziała?

-Głuchy jesteś? Powiedziałam, że jesteś pizda bo mnie dogoniłeś, a i tak nic nie zrobisz.

-A co niby miałbym zrobić?

-Szpagat kurwa. Oddać mi berka, albo zagrozić że mam nie mówić na ciebie pizda. No chyba, że nią jesteś.

-Nie jestem!

-To to udowodnij Hemmings. -no cóż. Męskie ego jest strasznie wrażliwe więc dwa razy nie musiałam powtarzać. Luke złapał mnie za nogi i po chwili wisiałam na jego ramieniu jak worek ziemniaków. Przewróciłam oczami, bo to było do przewidzenia.

Jednak po kilku krokach Luke mnie puścił przy reszcie. Razem rozłożyliśmy dwa spore koce, a Nick zaczął się męczyć z parasolem przeciw słonecznym. Mike, Ash i Cal po zdjęciu ubrań biegli do wody jakby nigdy jej na oczy nie widzieli. Na kocu zostałam ja z Luke'iem i dwójka najstarszych. Alex rozłożyła sobie ręcznik jakieś pięć metrów od naszych koców, padła na niego i po chwili zasnęła. Blondyn po chwili poszedł w ślady reszty. Czując palący wzrok na sobie, który miał mi dać do zrozumienia, że też powinnam iść, dlatego wzięłam piłkę do siatki i po ściągnięciu koszulki i spodenek szłam do reszty.

Oczywiście na odbijaniu się nie skończyło, bo zaczęliśmy się podtapiać. Cal dosłownie wskoczył na plecy Ashton'a, a ten nie spodziewając się tego stracił równowagę i we dwóch wylądowali pod wodą. Ja szarpałam się z Michael'em i trwało to dłuższą chwilę, jednak ku mojemu zdziwieniu to zielonowłosy znalazł się pod powierzchnią wody.  Luke oczywiście też musiał zostać podtopiony, a że skubany dobrze się trzymał to trzeba było zrobić to w dwójkę, dlatego właśnie Cal się z nim szarpie odwracając jego uwagę, a ja popycham go w bok i Hemmings jak długi ląduje w wodzie.

-Ty mała s... -zaczął gdy się wynurzył.

-No co. Ja mała co? -prowokowałam.

-Ty mała suko.

-Powiedz mi coś czego nie wiem. -uśmiechnęłam się głupio.

-Kate wytłumacz mi jedno.. -zaczął Mike. -Czemu od pewnego czasu od cholery klniesz i wychodzisz na suke?

-Bo to tutaj się wychowywałam i w tym miasteczku ja mogę wszystko. Wiesz jak zna się głównego szeryfa, który jest dobrym znajomym rodziny to nie mam się o co martwić.

-A jak ktoś usłyszy, że tak klniesz? -zapytał Cal.

-Kurwa święci się odezwali. -westchnęłam, uspokajając się. -Uwierzcie, to co ja robię "złego" w porównaniu do tego co robił Nick, moi kuzyni, czy nawet wujek za dzieciństwa, to jest nic.

-Z Nick'a było takie ziółko? -zaśmiał się Luke.

-On i kuzyni byli okropni osobno, a razem to już była masakra. Co ja mówię, oni nadal są okropni. -prychnęłam.

-Kto by pomyślał, że z takiego chujka będzie nawet przyzwoity facet. -zaśmiała się Alex.

-Domyślam się że zaczęłyście mnie obgadywać, bo mówicie ciszej! Kij wam w dupsko! -wydarł się Nick.

-To mnie goń leszczu! -odpowiedziałam.

-To chodź na brzeg! -jak powiedział, tak zrobiłam. Śmiejąc się sama z siebie szłam w stronę brata. -Nadal jesteś taka cwana? -zapytał, a nie mogłam już wytrzymać i wybuchłam śmiechem. Nick przewrócił oczami po czym zaczął mnie jeszcze łaskotać.

-Przestań! Ty debilu! -mówiłam między salwami śmiechu. Po dłuższej chwili popłakałam się ze śmiechu. -Dobra Nick, stop!

-Masz za swoje. -prychnął i odszedł. -Dzieciaki idę po pizzę na obiad i potrze...

-JA! -wydarł się Mike. -JA IDĘ POMÓC! -wybiegł z powrotem na piasek.

-Od kiedy ty jesteś taki chętny do pomocy? -zdziwił się Luke.

-Młody.. PIZZA!

-A TO JA TEŻ IDE! -wydarł się blondyn i brunet jednocześnie.

-Jezu, potrzebowałem tylko jednego, a idzie cała zgraja. -jęknął Nick.

-Powodzenia. -zaśmiałam się gdy odchodzili.

Chwyciłam za ręcznik i okrywając się nim usiadłam Mali. Dziewczyna leżała na plecach z jedną nogą zgiętą w kolanie i okularami przeciw słonecznymi na nosie.

-Mali-Koa Hood. Powiem to wprost. Co jest między tobą a moim bratem? -zapytałam.

Dziewczyna poruszyła się a jej twarz nabierała czerwonego koloru. Przygryzła wargę po czym podparła się na łokciach.

-Mam być szczera? -zdjęła okulary.

-To chyba oczywiste. -odpowiedziałam. Mulatka położyła się z powrotem i westchnęła.

-Nie będę kłamać. Jest coś na rzeczy. Tylko mam czasami wrażenie, że trzyma to co między nami jest na dystans. Nie wiem czy to moja wina, bo czasami jest na prawdę super, a po chwili jakbyśmy się dopiero poznali.

-To nie twoja wina, tylko jego byłej. -do rozmowy wtrąciła się Alex, która przyszła na koc.

-Emily go trochę zniszczyła...

-Trochę bardzo. Suka. -prychnęła Alex.

-On widział w niej anioła, a ona go wykorzystała. Załamał się i uwierz, że napracowaliśmy się żeby był taki jak teraz.

-Rozumiem, że każdy miał i ma swoje problemy, ale postaw się w mojej sytuacji. Rozmawiamy, jest dobrze, a on nagle tak jak by się odcinał... -spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.

-Jeśli ci to pomoże, mogę cię przytulić.. -rozłożyłam ręce, a po chwili mulatka wtuliła się w mój bok. -Każde z O'Conner jak ma problemy to się odcina. Nic na to nie poradzisz. On po prostu musi dojrzeć do tego, że może ci zaufać. Później będzie twój do osranej śmierci. -dziewczyna zachichotała.

-Wyjaśnij mi coś. -zaczęła Alex. -Jak ty to kurwa robisz, że jesteś typową mamuśką i każdy ci tak ufa?

-Tak jakoś. -pogładziłam Mali po plecach, a ona się odsunęła. -Jak będziesz chciała pogadać to możesz do mnie przyjść czy zadzwonić.

-Oj przestań bo zaraz wyjdę na złą siostrę. -jęknęła ruda na co się zaśmiałyśmy.

Rozmawiałyśmy na różne tematy nie zwracając żadnej uwagi na Ashton'a. Mali jest na prawdę super i mam nadzieje, że będzie moją bratową. Słodko razem wyglądają i mam nadzieje, że im się uda. Nasz spokój jednak został przerwany, bo wrócili chłopaki. Z dala było słychać jak się drą i śmieją.

-Drogie panie, wróciliśmy. -powiedział dumnie Mike, gdy do nas podeszli.

-Tak to super. A teraz dawaj pizze. -Alex chwyciła za jedno z pudełek.

Chłopaki zaczęli się śmiać w czasie gdy Mike robił obrażoną minę małego dziecka co mu zabrano zabawkę. Zabraliśmy się za jedzenie. W międzyczasie połączyłam telefon z głośnikiem i puściłam muzykę. Po tym gdy zjedliśmy poszliśmy na boisko do siatkówki, które znajdowało się na plaży. Graliśmy łącznie z dwie godziny z przerwami, czyli tak na prawdę wyszło około dwóch i pół godziny.

Gdy słońce zaczęło się chwać za horyzont rozpaliliśmy ognisko. Nie mam zielonego pojęcia o co poszło, ale gdy czwórka chłopaków z psychiatryka wróciła z lasku, do którego poszli po drewno byli podejrzanie rozweseleni łącznie z Ashton'nem, który ostatnio chodził za spokojny.

-To coo... Butelka? -zapytał Luke.  

-Dlaczego nie. -odpowiedziałam.

-Nie wiem co się dzisiaj z wami dzieje ludzie, ale Kate chyba nigdy tak szybko nie zgodziła się na butelkę. -Nick dopił swoje piwo i  położył butelkę na kartonie po pizzy.

-Nie prawda. -powiedziałam a brat od razu na mnie spojrzał. -Twoja osiemnastka jak mnie spiliście.

-Dobra dobra, będziecie sobie rozmawiać kiedy indziej. Gramy! -poganiał Mike.

Później był tylko alkohol, pianki z ogniska i głupie zadania. Ale mimo to super się bawiliśmy. Mike i Alex znowu się upijali. Luke łaził i truł dupe Ash'owi. A ja dobrze bawiłam się z Cal'em i naszym rodzeństwem. Takie trochę deja vu z imprezy.

-Jak myślisz... -zaczął szeptem Cal, gdy korek butelki wskazał na rudą. -Alex po pijaku wejdzie do morza? -spojrzeliśmy na pijaną dziewczynę, która chichrała się z ... z niczego.

-Spróbuj. -prychnęłam.

-Alex, wskakuj do morza.

-Mike, potrzymaj mi piwo. -powiedziała wstając.

*

Kręcę się na łóżku. Czuje jakbym leżała na kamieniach. Kurwa, zaraz pierdolca dostanę. Wzdycham i siadam na materacu łóżka, który obecnie jest cholernie nie wygodny. Przecieram ręką twarz po czym sięgam po telefon. Wyświetlacz pokazuje godzinę 4:03 i w cale nie czuje się z tym lepiej.

Wstaję i po cichu wychodzę z pokoju kierując się do kuchni. Po chwili znajduję się przed wejściem do pomieszczania gdzie jest zapalone światło. Czuję jak serce zaczyna szybciej bić, a ręce trząść. W głowie pojawiają się najgorsze scenariusze.

To włamywacz i mój koniec.

Szybko jednak przytomnieje, bo co za włamywacz zapalałby światło. Biorę głębsze oddechy by się trochę uspokoić. Powoli wchodzę do kuchni, a w niej zastaję osobę, której się nie spodziewałam. Ashton opierał się plecami o blat, trzymając w jednej dłoni szklankę z wodą.

-Nie śpisz? -z zamyślenia wybudza mnie jego zachrypnięty głos.

-Jak widać. -odpowiadam od niechcenia gdy sięgam szklankę z szafki.

W tej samej chwili gdy męczę się z wyciągnięciem szklanki z najwyższej półki i w końcu udaje mi się to zrobić metalowe blaszki spadają z szafki. Zaciskam oczy, czekając na ból, ale nic takiego się nie dzieje. Powoli otwieram oczy i patrzę w stronę blaszek, które są podtrzymywane przez silną rękę Ashton'a, którego czuję obecność za plecami. Zdecydowanie za blisko niż bym tego chciała.

Chwyciłam pewniej naczynie i odsunęłam się od razu. Nalewając sobie wody, Irwin odłożył blaszki na miejsce, w którym się znajdowały chwilę wcześniej. Migiem zabieram szklankę i nawet nie patrząc na chłopaka wróciłam do pokoju.

Gdy weszłam Calum głośno chrapał, dlatego nie bałam się że go obudzę. Usiadłam na łóżko nachylając się.

-Teraz to już kurwa na pewno nie zasnę. -powiedziałam do siebie, odkładając szklankę na komodę.

Nie myśląc za dużo założyłam jeansowe spodenki i za dużą bluzę Niall'a, którą kiedyś mi oddał. Po chwili byłam z powrotem na dole. Z pod schodów wyciągnęłam gitarę, która znajdowała się w pokrowcu. Zaciągnęłam ją do przedpokoju gdzie zaczęłam wiązać buty.

-Gdzie idziesz? -przede mną stanął Ash.

-Nie twój interes. -odpowiedziałam, przewracając oczami.

-To nie jest dobry pomysł żebyś sama wychodziła o tej porze.. -wpatrywał się w moje ruchy.

-Nie pytałam się ciebie o zdanie. -warknęłam prostując się i zakładając pokrowiec na plecy.

-Nie wyjdziesz z domu. -powiedział twardo, łapiąc za mój nadgarstek. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i strachem. Bałam się że sytuacja z psychiatryka się powtórzy. Irwin widząc to od razu poluźnił uścisk. -Nie wypuszczę cię samej. -powiedział już delikatniej. -Idę z tobą, inaczej cię nie puszczę. -prychnęłam.

-Albo puszczasz mnie w tej chwili, albo zacznę krzyczeć na cały dom. -byłam pewna swoich słów. Ash patrzył mi głęboko w oczy, a ja czułam jakby próbował zmienić moje myśli. -Puść mnie. -warknęłam, odwracając wzrok.

-Nie wyjdziesz sama. -powtórzył. Jęknęłam, wiedząc, że chłopak nie odpuści. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zniknął na chwilę, a po chwili wrócił w bluzie.

Wyszliśmy z domu i bez słowa ruszyliśmy w drogę. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, a tym bardziej z nim. Chciałam tylko dotrzeć do mojego ulubionego miejsca i na chwilę pobyć sama.

-Gdzie idziemy? -zapytał gdy przechodziliśmy przez kolejne ulice miasteczka.

-Nie interesuj się. -burknęłam.

-Kate... -zaczął delikatnie, a ja mogę przysiąc, że moje serce na chwile się zatrzymało. -Możemy porozmawiać?

-Chyba nie mamy o czym.

-Chyba jednak mamy. -niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek przez co mną szarpnęło. -Proszę cię... Porozmawiaj ze mną.

-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. -warknęłam, wyrywając rękę i przyśpieszając kroku. Usłyszałam tylko jak westchnął po czym ruszył za mną.

Szliśmy nie odzywając się do siebie. Tylko, że ta cisza, to nie była ta przyjemna. Napięcie rosło z każdą chwilą, a ja myślałam że zaraz przez to nie wytrzymam. Mimo to powstrzymałam się żeby nie zrobić z siebie idiotki na środku miasta. Jakby ktoś normalny chodził o 4:30 po ulicach, nie mając nic lepszego do roboty, na przykład spać...

W końcu dotarliśmy na miejsce. Na wzgórze, które znajdowało się na obrzeżach miasteczka. Kocham to miejsce z wielu powodów ale jednym z głównych jest sam jego klimat. Z jednej strony widać miasteczko, z drugiej jest las, który jest swego rodzaju barierą, która odcina nasz świat od świata przyrody.

Usiadłam na samym środku po turecku, kładąc gitarę obok na ziemię. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Tego mi właśnie brakowało. Chwila spokoju.

-Mogę? -odezwał się wskazując na pokrowiec.

-Umiesz grać? -zadziwiłam się.

-Na gitarze, perkusji i coś by się jeszcze znalazło. -uśmiechnął się. -To mogę? -w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

Nie minęła chwila, a usłyszałam dźwięk strojonej gitary. Po chwili leciały już płynne dźwięki. Położyłam się na ziemi wsłuchując się. Zamknęłam oczy odpływając z realnego świata. Teraz było prawie idealnie. Prawie.

-Możemy teraz porozmawiać? -zapytał, gdy skończył grać.

-Ja nie mam ci nic do powiedzenia. -odpowiedziałam.

-No tak... Inaczej. Możesz mnie wysłuchać? Proszę...

-Niczego nie obiecuje. -chłopak westchnął.

-Wiem, że nie ma niczego co może mnie wytłumaczyć, ale posłuchaj, bo zaczyna mnie to męczyć. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo źle się czułem z tym co zrobiłem. Byłem na siebie wkurwiony za to że podniosłem dałem się ponieść i podniosłem na ciebie rękę. Przez trzy dni nie potrafiłem zrobić kompletnie nic. Byłem jak wrak człowieka. Jedyne do czego ta sytuacja mnie przekonała to do brania tych tabletek od Smith'a. -prychnęłam pod nosem. -I nie myśl sobie, że się nad sobą użalam nad sobą. Musiałem to odpokutować. Później o mało co nie dostałem w pysk od Alex. Ta czekolada, róże z których później pielęgniarka z pół godziny kolce wyciągała. Nie mam ci tego za złe. Przecież mogłem dostać po ryju.

-Mogłeś. -zaśmiał się.

-Ale wracając, bo to już wiesz. Ale nie wiesz jakiej kurwicy dostawałem na imprezie jak Cal wziął cię na parkiet. Dostawałem pierdolca widząc, że dobrze się bawisz z nim, a nie mną...

-Ashton o czym ty mówisz? -zapytałam wystraszona.

-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Od początku próbuje się do ciebie zbliżyć, a ty udajesz, że tego nie widzisz.

-Przestań!

-Mam przestać mówić to co czuję? Na każdym kroku próbuję ci udowodnić, że jesteś dla mnie ważna! Na każdym kroku cię chroniłem. Sam próbowałem sobie to udowodnić, że jesteś tylko przyjaciółką. Jak byliśmy na imprezie po waszym zakończeniu roku próbowałem prawie wszystkiego... Nadal to ty mi chodziłaś po głowie.

-Przestań tak mówić. To nie prawda. -wstałam ze łzami w oczach.

-Rozmawiałem z twoim bratem. Wiem, że ciebie też męczy to napięcie... -powtórzył mój ruch

-I myślisz, że tak po prostu będę potrafiła ci wybaczyć?

-Wybaczenie potrzebuje czasu, ale wiem, że odpuściłaś i tak na prawdę nie jesteś na mnie zła.

-Nie możesz być tego pewny.

-Więc spójrz mi w oczy i mi to powiedz. Że jestem dla ciebie nikim i nie mam u ciebie szans. -chwycił w dłonie moją twarz tym samym zmuszając do patrzenia na niego. Nie było to jednak takie proste przez to że miał cholerną racje i przez łzy. -Powiedz to a odpuszczę. -powiedział, delikatnie ścierając kciukami moje łzy z policzków.

Moim ciałem zaczęły trząść salwy łez. Miałam dosyć tego wszystkiego. Jedyne czego chciałam to odpocząć przez ten tydzień ale jednak nie było mi to dane.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przeszkodziły mi usta loczka. Irwin mocno wpił się w moje usta, a ja zdziwiona i wystraszona nie wiedziałam do końca co się działo. Kolejne pocałunki były równie pewne, ale już delikatniejsze, dokładnie tak jakby wyczuł, że się wystraszyłam. W tym pocałunku było czuć tęsknotę i mimo że nie jestem z tego zadowolona to przyznaję się że poddałam się mu. Oddawałam pocałunki odpierając to wszystko jako naszą zgodę. Chłonęłam jego pieszczotę jak gąbka wodę i coraz bardziej mi się to podobało. Walczył o dominacje, mimo że ja poddałam się na początku. Gdy zaczęło powoli brakować powietrza odsunął się i oparł swoje czoło o moje.

-Daj mi szanse.. -szepnął.

-Ashton zrozum, to nie jest dla mnie takie proste...

-Shh... Poczekam ile trzeba będzie, tylko daj mi spróbować.

-Ashton ja nie wiem ile to potrwa.

-Poczekam. A teraz lepiej wracajmy, bo jasno się robi. -wskazał ręką na punkt za mną. Odwróciłam się i odjęło mi mowę.

Przez to wszystko nie zauważyłam, że słońce wznosiło się powoli. Różowoczerwone niebo witało kolejny dzień w miasteczku. Rześkie nocne powietrze w połączeniu z promieniami słonecznymi robił swój klimacik.

-Jasne. Wracajmy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Drugi tak długi rozdział, ale mam nadzieje że wam odpowiada.

Freckled

Fortsett å les

You'll Also Like

95.1K 4.6K 68
Rose miała na myśli normalne, dorosłe życie wyprowadzając się od rodziców, jednak nie spodziewała się, że ktoś mógłby jej w tym przeszkodzić.... Czy...
15.3K 924 24
Wydawało mi się, że znam go jak nikt inny, a on był tylko graczem. @herosmind on wattpad'
135K 7.5K 62
W trakcie poprawiania. Proszę o wyrozumiałość, uroki pierwszej książki. Okładka wykonana przeze mnie. ______________________________________ I'm so i...
71.5K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...